Zawsze po stronie wsi. Rozmowa z Ryszardem Wilczyńskim posłem na Sejm RP, wojewodą opolskim w latach 2007-2015. z zawodu geologiem, a z miłości do ziemi ogrodnikiem, który uprawia najwspanialsze pomidory świata.
Rozmowa z Ryszardem Wilczyńskim. Zawsze po stronie wsi
Skąd u Pana, ośmielę się tak to ująć, miłość do wsi, poświęcił jej Pan ponad dwie dekady zawodowego życia?
Wychowałem się na wsi. Tato uczył ogrodnictwa i organizacji gospodarstw rolnych w Technikum Rolniczym w Przygodzicach w Wielkopolsce. Z nim chodziłem na zajęcia praktyczne w polu, nauczył mnie wiązać snopki i prowadzić ogródek. Byłem klasycznym powsinogą, który niechętnie o zmroku wraca do domu.
Dla samorządu terytorialnego, w roku 1990, zostawiłem ukochany zawód – geologię. Tęsknotę za pracą w przestrzeni, zgłębianiem dzieł natury zastąpiła mi wieś, jako zawodowe, poznawcze wyzwanie. Blisko 20 lat temu, pod Namysłowem kupiłem stary zrujnowany domek z muru pruskiego. Potem go rozbudowałem i w 2010 przeniosłem się na uroczą, maleńką wieś Nowy Folwark. Obrabiam 33 ary ogrodu, uczestniczę w wiejskim życiu, angażuję się w prace, pomagam młodemu sołtysowi, którego bardzo cenię….
Czyli „zaliczył” Pan w praktyce odnowę wsi, której na Opolszczyźnie, w Polsce – jak często mówią, jest Pan ojcem?
To był oczywisty wybór. Z jednej strony, jak mówią, zew krwi, a z drugiej kwestia wiarygodności. Jak motywować ludzi do zaangażowania się, aktywności, przyjmowania odpowiedzialności za wieś, bez osobistej praktyki. Z owego „honorowego” tytułu jestem oczywiście dumny. Kiedy ktoś mówi, że wywarłem wpływ na jego życie, postawę i osiągnięcia wsi, czuję się spełniony.
Proszę przypomnieć początki, kluczowe momenty i wyniki.
Spróbuję. Odnowa wsi była jednym z pierwszych europejskich doświadczeń przeniesionych na polski (opolski) grunt, zanim 15 lat temu nasze członkostwo w Unii Europejskiej stało się faktem.
Czerpaliśmy ze wzorców Nadrenii – Palatynatu i Dolnej Austrii. Tam, budząc poczucie utożsamienia z miejscem zamieszkania i przynależności do wiejskiej wspólnoty, zyskano obywatelskie zaangażowanie i odpowiedzialność za przyszłość małych, wiejskich ojczyzn. W ślad za tym szły tworzenie własnych koncepcji rozwoju, zdolność zaplanowania oryginalnych projektów rewitalizacji, urządzania przestrzeni i obiektów publicznych oraz wzmacniania lokalnej gospodarki. Pierwsi w Polsce upowszechniliśmy umiejętność tworzenia sołeckich strategii rozwoju oraz odpis sołecki, czyli przekazywanie przez gminy środków do dyspozycji sołectw. Dzięki temu mieszkańcy (pracą, zbiórkami, sprzętem, dotacjami z zewnątrz) mogli mnożyć gminną złotówkę – często razy 5 lub 10.
Oba rozwiązania stały się standardem w rozwoju obszarów wiejskich w Polsce. Pierwsze, pod nazwą „Plan Rozwoju Miejscowości” było warunkiem pozyskania środków unijnych dla odnowy wsi. Drugie, jako fundusz sołecki, już od 10 lat napędza aktywność wsi w całym kraju.
Czy przełożyło się to na pieniądze?
Jak najbardziej. Wiara ludzi w metodę odnowy wsi oraz pierwsze bezdyskusyjne efekty, spowodowały, że na starcie naszej obecności w Unii Europejskiej (lata 2004 – 2006) dano środki na działanie pod nazwą „odnowa i rozwój wsi”. Sukces był ogromny, alokację 40 milionów euro podniesiono do 90 milionów, potem do 113 milionów euro. W Programie Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013 było już ponad miliard euro na działania w zakresie odnowy wsi. W kolejnym PROW także setki milionów.
Dotąd w naszym regionie ze środków tych, pod szyldem odnowy wsi i działań pokrewnych, wykonano 785 projektów ze wsparciem 134 milionów złotych.
Jednak to fundusz sołecki ma zasadnicze znaczenie dla społeczności wiejskich.
Rozmowa z Ryszardem Wilczyńskim. Zawsze po stronie wsi
No właśnie. Jako poseł jest pan autorem ustawy, która fundusz sołecki ma wzmocnić. Prezentował ją pan ostatnio w Senacie podczas konferencji poprzedzającej uroczystość „Sołtysa Roku”. Proszę o kilka szczegółów.
Projektowi tej ustawy poświęciłem ponad rok pracy poselskiej. Istotą propozycji jest uwolnienie potencjałów sołectwa i danie mu możliwości rozwoju w oparciu o wolę, wizję i pomysły samych mieszkańców.
W projekcie proponuję katalog prorozwojowych zadań własnych sołectwa, tak aby mogło ono realizować programy rozwoju społeczno-gospodarczego i wynikające z nich projekty, tj. przedsięwzięcia poprawy infrastruktury i usług dla mieszkańców podnoszące jakość życia, wzmacniające gospodarkę lokalną; także w zakresie rewitalizacji, zagospodarowania terenów publicznych, kształtowania tożsamości i kultywowania tradycji, nawet nabywania umiejętności cyfrowych. Katalog „zadań własnych”, to zupełne novum. Możliwość pozyskiwania środków z zewnątrz, prowadzenia rachunku bankowego oraz otrzymywania dotacji, także dotacji gminy, to narzędzia realizacji.
Fundusz sołecki będzie zasobniejszy poprzez możliwość dokonywania zapisów, darowizn, jak również powiększanie o środki pozyskane z mienia przekazanego sołectwu do zarządzania.
Fundusz będzie obligatoryjny – to zasadnicza zmiana. Wszystkie gminy będą więc go tworzyć. Oznacza to uwłaszczenie społeczności lokalnych na skromnych, ale za to „własnych” pieniądzach. Dopóki gmina nie daje sołectwom przysłowiowej złotówki, dopóty nie można jej pomnożyć – efekt mnożenia przez zero to zawsze zero!
Propozycje opozycji rządzący z zasady odrzucają. Jak pan się czuje w roli posła, którego kreatywność i pracowitość nie są pożytkowane, przykładem ostatnie posiedzenie Sejmu i prace nad tzw. ustawą śmieciową?
Istotnie to niewdzięczna rola, jednak konieczna. Propozycje teraz odrzucane w przyszłości staną się zaczynem lepszych rozwiązań. Społeczeństwo zawsze musi mieć alternatywę wobec aktualnie rządzących. Bez tego demokracja staje się dyktatem jednej partii. Tak było za PRL. Bez krytyki, bez informacji, co trzeba usprawnić i co mogłoby działać lepiej, nie mówiąc o pokazywaniu patologii, rządy ulegają deprawacji, a społeczeństwo staje się bezbronne wobec wszechwładnej i zadowolonej z siebie władzy.
Opozycja jest lustrem, w którym przegląda się demokracja. Dla dobra społeczeństwa mówi władzy, że „nie jest najpiękniejsza w świecie”, choć ta za taką opinią obsesyjnie tęskni, a uwolniona od kontroli domaga się laurki, a bezkarna nawet wymusza uwielbienie.
Jako wojewoda przygotowałem się do nowej funkcji, a jako poseł okrzepłem w tej roli. Pracując w podkomisji specjalnej ds. ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach (decyduje o odpadach komunalnych, które wszyscy wytwarzamy), potem komisjach, proponując 22 poprawki, w debacie plenarnej, występując kilkanaście razy byłem dla rządzących realnym sparingpartnerem.
Jak zawsze zapraszam, by porozmawiać o problemach, spojrzeniu i pomysłach na region i Polskę. Jestem do dyspozycji w biurach poselskich w Namysłowie (pl. Wolności 12) i w Opolu (ul. Krakowska 31). Możemy się umówić za pośrednictwem tel. 536 357 556 lub e-mail: biuroposelskie.wilczynski@gmail.com
Rozmowa z Ryszardem Wilczyńskim. Zawsze po stronie wsi
Ma pan przy tym wszystkim czas na wieś?
Zawsze byłem i jestem po stronie wsi i jej mieszkańców. Pomagam województwom, które mają programy odnowy wsi. Współpracuję z Krajowym Stowarzyszeniem Sołtysów. W roli eksperta pracuję dla skupiającej gminy Polskiej Sieci Odnowy i Rozwoju Wsi, którą zainicjowałem w roku 2012 na XV lecie odnowy wsi w Polsce. Kierunkuję jej istotny projekt – krajową Sieć Najciekawszych Wsi. W projekcie są Stare Siołkowice (gm. Popielów), a mogą być Zagwiździe (gm. Murów) i Pokój. Wkrótce Kamień Śląski w gm. Gogolin uzyska certyfikat uczestnika Sieci.
A co z ogrodem?
Nie jest najlepiej. Mimo starań przegrywam z upałami i suszą. Niemniej pomidory, jak co roku, mam okazałe. To wyśmienita, niezwykle smaczna odmiana, którą z Niemiec lub Holandii sprowadzili moi dziadkowie. Jest w naszej rodzinie od lat 80-90 lat. Taka rodzinna tradycja. Gdy je pielęgnuję, mam ich i Tatę przed oczami.
Dziękuję za rozmowę