Kiedy ekolodzy w Opolu proszą władze w Ratuszu o zwiększenie dotacji na wymianę starych pieców zatruwających powietrze, kierownictwo Pałacu i Sanatorium w Kamieniu Śląskim liczy korzyści jakie dają Odnawialne Źródła Energii (OZE).
Od 2010 r. zamek i kompleks rehabilitacyjny ogrzewane są energią słoneczną i ciepłem spod ziemi, czyli energią geotermalną. Zrezygnowano z opalania olejem opałowym. Choć zbiornik na olej jest w pełnej gotowości, jak na razie nie było potrzeby z niego korzystać. Kotłownia przypomina laboratorium, a dachy pokryte są panelami słonecznymi.
Ciepła w tym kompleksie potrzeba dużo, gdyż trzeba ogrzać baseny. Woda o odpowiedniej temperaturze jest wykorzystywana w procesie rehabilitacji. Ciepło z dachu i spod ziemi ogrzewa także sale konferencyjne w zamku i pokoje w części hotelowej.
Ks. prof. Zygfryd Glaeser, przewodniczący rady nadzorczej Sebastianeum Silesiacum, Zespołu Rehabilitacyjno-Wypoczynkowego w Kamieniu Śląskim, wylicza korzyści jakie daje inwestowanie w OZE.
Rezygnacja z węgla na korzyść słońca jest kosztowna. W sanatorium i zamek zainwestowano w sumie 4 mln zł. Pieniądze pochodziły z dotacji europejskiej, Funduszu Ochrony Środowiska oraz kredytu, który już został spłacony, a także z oszczędności, które dzięki tej inwestycji powstały.
„Oczywiście w ciągu tych 7 lat usprawnialiśmy tę zintegrowaną instalację układu solarnego i pomp ciepła. W 2014 r. na olej opałowy musielibyśmy wydać blisko 500 tys. zł. Koszt energii elektrycznej, która jest potrzebna do napędu pompy ciepła, wyniósł w tym samym czasie 80 tys. zł. Łatwo policzyć, jakie są z tego tytułu oszczędności w budżecie kompleksu pałacowo-sanatoryjnego” – mówi ks. Glaeser.
Ale ważny jest tez aspekt ekologiczny. Nad Sebastianeum Silesiacum niebo jest czyste. W krajobrazie nie widać dymiących kominów.
Ks. Glaeser ubolewa, że obecnie rządzący wycofali się z finansowego wspierania takich inicjatyw. – Gdyby była taka pomoc, zamiast kupować prąd do napędu pomp cieplnych, sami byśmy tę energię produkowali, bo wolnych powierzchni na dachu mamy jeszcze sporo – podkreślił nasz rozmówca.
Fot. Janusz Maćkowiak