Okres przedświąteczny to żniwa dla producentów karpia, w tym także na Opolszczyźnie. I chociaż nasz region spadł z drugiego na trzecie miejsce w kraju, to nadal opolskie gospodarstwa rybackie znajdują się w czołówce producentów w kraju.

W ciągu roku nasze gospodarstwa odławiają około 1 600 ton karpia. Taki na stół wigilijny musi rosnąć trzy lata.- Niektóre gospodarstwa rybackie nie ograniczają się już do samej produkcji karpia, powstały w nich pierwsze całoroczne wędzarnie i przetwórnie, np. w Lubszy – podkreśla Aleksandra Czerkawska, dyrektor biura Rybackiej Lokalnej Grupy Działania „Opolszczyzna”.

Co ciekawe, nie chcemy już kupować żywego karpia, okazuje się, że wolimy filety, choć są droższe. Wielu ludzi woli zapłacić, niż męczyć się oprawianiem ryby i przygotowywaniem potraw. Nadal jednak są domy, gdzie ludzie nie wyobrażają sobie świąt bez zupy rybnej i galarety z karpia.

– A do tego potrzebujemy całego karpia, szczególnie głowy na galaretę – podkreśla pani Joanna, która pytała w opolskim sklepie Rybex o żywe karpie. – Moja rodzina czeka cały rok, bo tylko na wigilię przygotowuję takie pracochłonne potrawy. Żeby się z tym uporać, wykorzystuję przed świętami urlop wypoczynkowy.

– Karp wigilijny nie jest pozostałością po PRL, jak sugerują to niektórzy – dodaje Aleksandra Czerkawska. – Na Opolszczyźnie w XVI wieku tradycję hodowli karpia zapoczątkowały zakony cysterskie. Dbając o to, by w piątki na stole zakonników pojawiała się ryba.

Tak więc na wigilijny stół, na którym powinny się znajdować tylko postne potrawy, także się nadaje. Poza tym ryba to symbol pierwszych chrześcijan.W sklepach od kilku lat karpia nie wrzucają nam do reklamówek. Żeby kupić żywego, trzeba mieć ze sobą pojemnik, wiadro z wodą. O to od kilku lat dbają aktywiści, by karpie w reklamówkach nie przeżywały katuszy.

Coraz powszechniejszym natomiast zjawiskiem jest to, że wiele osób nie chce już karpia kupować w hipermarketach.

– Okazuje się, że wolimy je kupić w gospodarstwie rybackim, bezpośrednio od producenta karpia – zauważa Aleksandra Czerkawska. – Przy okazji obserwując, jak wygląda hodowla karpia, że jest to ryba ekologiczna. Ludzie przyjeżdżają całymi rodzinami, a dla dzieci to może być tym, czym dla ich rówieśników w przeszłości był karp trzymany przez kilka dni w wannie, zanim został zaszlachtowany w samą Wigilię.

90 proc. karpia opolscy producenci sprzedają w okresie około świątecznym, a pozostałe dziesięć w ciągu roku.

– Niestety, nawyki nadal mamy takie, że karpia kupuje się przede wszystkim na święta – ubolewa dyrektor biura RLGD. – Namawiamy, by jedli zdrowego karpia przez cały rok. Organizujemy festiwale, zapraszamy najlepszych restauratorów i promujemy nasze ryby pstrągi i karpie. Powoli coś się zmienia, także dlatego, iż dostrzegamy, że ryby hodowlane z importu są faszerowane antybiotykami i hodowane w złych warunkach. Nasze opolskie karpie eksportujemy do Niemiec, do Anglii, bo są karmione naturalną karmą, uznawane za ekologiczne.

 

 

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.