Z Jarosławem Stukanem, specjalistą psychologiem, prowadzącym pierwszą w Polsce Poradnię Suicydologiczną w Opolu, Prezesem Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Samobójstwom (PTZS), rozmawia Jolanta Jasińska–Mrukot. 

– Suicydologia to rzadka specjalność, a zajmuje się samobójstwami. Jak więc trafiają do pana pacjenci, są kierowani są przez lekarzy rodzinnych, czy jeszcze kogoś innego?

– Najczęściej o naszym istnieniu dowiadują się z internetu. Czasem się zdarza, że lekarz psychiatra kieruje do nas pacjenta – istniejemy zbyt krótko i wiedza o poradniach tego typu nie jest powszechna. Polskie Towarzystwo Zapobiegania Samobójstwom zwróciło uwagę na to, że pomoc drugiemu człowiekowi jest najważniejsza, i jako pierwsze w Polsce, ale też na świecie, opracowało program przyjmowania pacjentów o skłonnościach samobójczych. Wśród nich też bliskich osób, które mają za sobą próby samobójcze, bądź pozbawiły się życia. Poradnie takie staramy się uruchamiać w całej Polsce. Wydajemy też certyfikaty potwierdzające kompetencje w zakresie suicydologii klinicznej, dzięki czemu będzie więcej specjalistów suicydologów przyjmujących w całym kraju.

– Z mediów ludzie dowiadują się o kolejnych przypadkach samobójstw.

– Media nie przekazują wielu informacji. Bardzo dużo z nich jest wyjątkowo drastycznych, tych sytuacji jest naprawdę bardzo dużo. Ale o tym się nie informuje.

– Co jest tego przyczyną? Dlaczego tak łatwo targnąć się na własne życie?

– Przyczyną jest to, co dzieje się w życiu takiej osoby. Taką ogólną przyczyną zawsze jest cierpienie psychiczne. Cierpienie jest uniwersalne, niezależnie od tego, czy wyzwala je choroba psychiczna, czy problemy życiowe. U wszystkich ludzi występuje wtedy kryzys, a czasem prowadzi do tego, że podejmuje się decyzję o samobójstwie. Gdyby odczekać jakiś czas, do samobójstwa często by nie doszło. Wieloma ludźmi kierują jednak wtedy silne emocje. Stąd też nierzadko zabijają się osoby, które w rzeczywistości chcą żyć i to jest najsmutniejszy element tej problematyki, wskazujący na wagę udzielania odpowiedniej pomocy.

Czyli to nie impuls kieruje ludźmi odbierającymi sobie życie?

– Nie, to nie jest taka szybka akcja, że przychodzi myśl do głowy i człowiek odbiera sobie życie. Zachodzi cały proces umysłowy. To może być jeden dzień, a czasem cały tydzień, gdy człowiek bije się z myślami – jednocześnie chce i nie chce żyć.

– Czy tutaj wiek odgrywa jakąś rolę?

– Tak. Impulsywność dotyczy przede wszystkim ludzi młodych. Wszystkie doświadczenia trudne, jakie są wspólne dla ludzi, młodzi przeżywają pierwszy raz i dlatego szczególnie silnie. Dorośli, mając już bagaż doświadczeń, w większości już z dystansem spoglądają na wszystko. Poza tym samobójstwa młodzieży to bardzo skomplikowany temat.

– Dlaczego skomplikowany?

– Czasem jest to konsekwencją obniżonej odporności psychicznej, trudności w radzeniu sobie ze stresem. Czasem jest to nabyta „pamięć”, powstająca w interakcji z osobą, od której dziecko jest zależne. Jeśli w tej interakcji dostaje wiele wzmocnień pozytywnych, to ta „dobra pamięć” później je chroni, a jeśli ma „złą pamięć”, to częściej wybiera destrukcję. Dziecko może być też obciążone emocjami dorosłego, bo rodzic z kolei nosi w sobie własną traumę. Procesy tego typu nie są świadome i celowe, jednak nieuniknione jest obciążanie bliskich własnym cierpieniem, w tym dzieci. Przyczyną samobójstw może być też szeroko pojęta przemoc w rodzinie i jest to najczęściej przemoc emocjonalna. Przemoc fizyczna w rodzinie częściej prowadzi do przestępczości u młodzieży. Ich agresja jest wtedy skierowana na innych, a nie na siebie.

– Czy można przewidzieć i wcześniej rozpoznawać symptomy  dziejącej się później tragedii?  

– Tylko niektóre osoby wcześniej wysyłają takie sygnały. Pozostałe trzymają to w tajemnicy, obawiając się, że ktoś im w tym przeszkodzi, są tak zdeterminowane. A pokazanie, ujawnienie tego komukolwiek sprawi, że nie będą mogły zrealizować planu. Rodzice czy partnerzy nie są w stanie tego zaobserwować, bo najczęściej nie mają takiej wiedzy. Ale generalnie to raczej przypadkowe znalezienie listu pożegnalnego, albo przypadkowe przeczytanie w pamiętniku dziecka dopiero może to ujawnić. Raczej do rzadkości należy, by młodzież mówiła o tym opiekunom.

– Co więc mogą rodzice, przecież kochają swoje dzieci?

– Rodzice mają częściowy wpływ na to, że dzieci mają problem w życiu społecznym z rówieśnikami. Jednak istotą problemu jest tu fakt, że dzieci nie mogą do nich przyjść i o tym porozmawiać. Jeśli czują się osamotnione i odrzucone przez rodziców, problemy się pogłębiają.

– Ale przecież rodzice są całkowicie nieświadomi tej sytuacji, bo przecież gdyby choć przeczuwali, to byłoby zupełnie inaczej…

– Nie zawsze byłoby inaczej. Musimy pamiętać, że czasem dzieci krzywdzone są celowo. Czasem krzywdzone są mimowolnie, bez złych intencji, gdy rodzic odtwarza własną traumę. Bywa bardzo różnie i z mojego doświadczenia wynika, że każdą sprawę należy rozpatrywać indywidualnie. Skutki jednak mogą być podobne. Najpoważniejsze konsekwencje występują zawsze wtedy, gdy kumulują się różne formy przemocy.

– A co można powiedzieć o sytuacji, kiedy człowiek trafia do szpitala na oddział psychiatryczny, tam jest leczony, a kiedy tylko wychodzi ze szpitala, tego samego dnia, popełnia samobójstwo?

– Wyjście ze szpitala po próbie samobójczej jest czynnikiem wysokiego ryzyka, a za największe zagrożenie uważa się pierwszy miesiąc poszpitalny. Zanim powstała w Opolu poradnia suicydologiczna, miałem na uwadze, żeby placówki te były miejscem pomocy ambulatoryjnej osobom, które właśnie wychodzą ze szpitala. Żeby w tym okresie największego zagrożenia mogły przyjść do poradni. Natomiast zwiększone zagrożenie w tym okresie skojarzone jest w największym stopniu z ciężką depresją. Pacjent w takim stanie często nie ma siły nawet wstać z łóżka, a gdy zostaje podleczony i wypisany do domu, zyskuje siłę na realizację wcześniej obezwładniających go myśli nihilistycznych.

To jak zmienić jego myślenie, żeby chciał żyć?

– Zmienić myślenie można wyłącznie dzięki szeroko pojętej pomocy psychologicznej. Dlatego też powstałe jakiś czas temu poradnie dziecięce posiadają kilka stopni referencyjności, w pierwsze dwa właściwie wyłącznie opierają się na pomocy psychologicznej kontraktowanej z NFZ.

– Jak z taką osobą powinni rozmawiać bliscy?

Nie można jej pocieszać „A inni to dopiero mają źle”, albo „Jutro będzie lepiej”, „Inni mają gorzej”. Ta osoba bardzo cierpi, może to zrozumieć jako bagatelizowanie jej stanu, a takie pocieszanie może sprawić, że szybciej sobie coś zrobi.

– A co ludźmi dorosłymi, którzy popełniają samobójstwa, czy w ich przypadku można wcześniej rozpoznać, że chcą targnąć się na swoje życie?

– Dorośli pacjenci o skłonnościach trudny bagaż doświadczeń z młodości nosili już bardzo długo i przez niego cierpieli wielokrotnie. Ten bagaż nie przystosowuje ich do życia, sprawia, że im się nie udaje wiele rzeczy – rodzinnie, zawodowo itd.. W badaniu bardzo ważne jest testowanie całej linii życia, wszystkich doświadczeń, bo jest to tło, na podstawie którego można wnioskować o determinacji samobójczej. Jeśli stwierdzimy, że ktoś często cierpiał, to wysokie ryzyko będzie wielce prawdopodobne. Poza tym m.in. istnieje syndrom presuicydalny. Jest to zjawisko, które u większości samobójców występuje, a jego obecność wskazuje na wysokie ryzyko. Ocenia się tzw. „zawężania”, które ukazują w jakim stopniu pacjent jest skupiony na odebraniu sobie życia. Ponadto ocenia się rodzaj fantazji samobójczych i pokłady agresji oraz ich kierunek. Rozpoznać ten stan właściwie może tylko psycholog i psychiatra.

– Wiele osób ma myśli samobójcze, ale nigdy na ten krok się nie decyduje.

– Myśli samobójcze nie zagrażają życiu, bo są bardzo pospolite. Występują u wielu osób i nie prowadzą do samobójstwa: „Mam dość życia”, „Coś sobie zaraz zrobię”, albo „Komuś coś zrobię” najczęściej nie pociągają za sobą wyobrażonych działań. To są fantazje pozwalające rozładować agresję. O tym mówią też najnowsze badania naukowe.

– Kiedyś wśród nastolatków był bardzo popularny film „Trzynaście powodów”, które sprawiły, że bohaterka popełniła samobójstwo. Czy taki film może być podpowiedzią?

– Może być jak najbardziej, bo młodzi naśladują, to jest ich główna cecha. Ale proszę nie myśleć, że osoba, która nie cierpi, a zobaczy film, zdecyduje się na taki krok. Tutaj trzeba trafić na podatny grunt. Ktoś cierpi, a w filmie znajduje rozwiązanie. Nikt jednak nie popełnia samobójstwa przez informację.

– To co możemy zrobić, jako społeczeństwo, jako poszczególni ludzie, żeby nikt więcej nie chciał wyręczyć pana Boga? Żebyśmy nie słyszeli o tragediach młodych, ale też wiekowych ludzi, którzy odbierają sobie życie?

– Narracja dotycząca relacji samobójstwa i depresji musi być zmieniona. Ci ludzie potrzebują pomocy psychologicznej. I nie ma tutaj prostych rozwiązań. Niestety, pacjenci chodzą po tabletki zaniedbując inne formy leczenia. O tym mówi też ONZ, żeby w zapobieganiu samobójstwom skoncentrować się na innych formach leczenia, a nie na farmakoterapii. Ponadto w 2019 Lancet opublikował badania, z których jasno wynika, że Sertralina nie redukuje objawów depresji, a jedynie poprawia jakość życia pacjentów. Same leki nie redukują więc cierpienia i myśli samobójczych, a też działają dopiero po dwóch, trzech tygodniach. Problem w tym, że jak pacjent idzie w kryzysie do lekarza, a właśnie wtedy do niego idzie, to liczy na to, że tabletki pomogą tego samego dnia. Tak się nie dzieje, a gdy taka wizyta jest traktowana przez człowieka jako ostatnia szansa, konsekwencje mogą być tragiczne.

Natomiast starsi ludzie często z racjonalnych powodów chcą zginąć, bo są samotni, chorzy, cierpią. I ta grupa wiekowa powyżej 50. roku życia ginie najczęściej. Występuje w niej najwyższa skuteczność prób samobójczych.

– A pan co robi w sytuacji, kiedy przychodzi człowiek z takim cierpieniem?

– Nie wypuszczam go przez kilka godzin, aż nie wyrzuci wszystkich emocji z siebie, tak się pracuje w interwencji kryzysowej. Chodzi o to, żeby odreagował. Żeby zmniejszyć napięcie, jakie w sobie nosi i przeformułować plan samobójczy. Trzeba pozbyć się całego ładunku autoagresji w sytuacji kryzysowej, a gdy problem jest długotrwały, prowadzimy
psychoterapię. Zdarza się, że z pacjentem spędzamy kilka godzin podczas jednorazowej wizyty.

– Czy zawsze to tyle trwa?

– Kiedy przychodzi pacjent i mówi, że chce się zabić, to tak. To wszystko zależy od tego, czy ma plan pozbawienia się życia w najbliższym czasie, wtedy spotykamy się nawet codziennie. Rodzaj pomocy zależy od stanu psychicznego pacjenta, od tego, jak sobie w życiu radzi i czy ma wsparcie innych. Problem samobójstw często wynika z chronicznych problemów ze zdrowiem psychicznym. Interwencja kryzysowa lub psychoterapia zależne są więc od stanu pacjenta i obecności aktywnych skłonności samobójczych.

– Liczba samobójstw w Polsce rośnie, jesteśmy liderami w tej tragicznej statystyce w Europie, więc wasza specjalizacja powinna być powszechna. Ale czy tak się stanie?

Liczymy na to, że w przyszłości resort zdrowia uzna naszą specjalizację za tożsamą z innymi psychologicznymi, takimi jak psychoonkologia czy psychotraumatologia, które już oficjalnie stanowią subspecjalizacje medyczne. Osobiście uważam, że w każdej poradni zdrowia psychicznego powinien pracować psycholog lub psychiatra suicydolog. Ratowanie życia to przecież podstawowy cel wszystkich działań medycznych w tych zawodach, więc specjalizacja wspierająca ich cel nadrzędny powinna być odpowiednio doceniona. Obecnie jednak Polskie Towarzystwo Zapobiegania Samobójstwom tworzy poradnie suicydologiczne własnym sumptem. Stale liczymy w tym względzie na dobrą wolę i pomoc samorządów lokalnych oraz specjalistów, którzy dołączają do naszej inicjatywy.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie