Zapoznawanie z gulaszem angielskim z kurczaka nie należy chyba do zadań parku sensorycznego.
Niestety spełniło się moje krakanie sprzed kilku miesięcy, gdy nagle ogarnięty wątpliwościami wieszczyłem kiepski los tej inwestycji. Bo sam park, szczególnie na opolskiej Malince, jest oczywiście rzeczą jak najbardziej pożądaną. Obawiałem się, że podzieli on los miejskiej plaży i dzieje się to niestety na naszych oczach.
Zielone Opole to coś, co należy włożyć między bajki. Przy takim podejściu do parku miasto może zapomnieć, by kiedykolwiek przybrał on taki kolor. Nie, nie piszę o tym za wcześnie. Już w tej chwili trzeba wyrzucić z niego wszystkie prawie nasadzone rośliny i posadzić nowe.
Nikt nie pomyślał o tym, że o rośliny w parku trzeba dbać. Przypominamy władzom: to tak jak z elektoratem – zaniedbany więdnie. Ale o rośliny dbać trzeba nie tylko przed samymi wyborami. To obowiązek permanentny.
O czystość w parku też trzeba dbać. Puste puszki i papiery to kiepska wizytówka najnowszej jednostki parkowej w Opolu.
„Na terenie o powierzchni blisko półtora hektara stworzono pięć różnych stref: wzroku, słuchu, smaku, węchu oraz strefy dotyku” – czytamy w prezydenckiej gazetce „Nasze Miasto”. Tymczasem gość odwiedzający park dostrzega głównie strefę brudu i niekompetencji ogrodniczej.
Dodatkowo granicą jednej ze stron parku jest głęboki, niczym niezabezpieczony rów z wodą. Gratulacje. To chyba specjalnie dla dzieci niepełnosprawnych.
Nieudaną wycieczkę miały więc dziś dzieci z Zespołu Niepublicznych Szkół w Kup im. Alicji po drugiej stronie lustra. Przyjechały tu specjalnie zachęcone publikacjami na temat parku. Właśnie do takich osób jak one jest on szczególnie adresowany. I co? Okazuje się, że kolejne dwa miliony posłużyły jedynie do tego, by pan prezydent zrobił kilka tryumfalnych wpisów na Facebooku.
Fot. melonik