Spadające słupki? Zmniejszająca się przewaga? Zmęczenie materiału? Bądźmy poważni: Rafał Trzaskowski nadal jest najlepszym kandydatem, jakiego demokratyczna Polska mogła sobie wymarzyć. I choć polityczni meteorolodzy próbują straszyć nas nadciągającą burzą, warto spojrzeć spokojnie: niebo nad Warszawą (i Polską) wciąż jest dla niego jasne.
Tak, w ostatnich sondażach pojawiły się zadrapania na jego wyniku. Tak, kilku komentatorów już nerwowo przebiera palcami po klawiaturach, porównując Trzaskowskiego do Komorowskiego z 2015 roku. Ale takie zestawienia są nie tylko naciągane — są wręcz krzywdzące. Trzaskowski nie jest Komorowskim. On nie wszedł w kampanię z pozycji „murowanego zwycięzcy”, którego zgubiła pycha i niedocenienie rywali. Trzaskowski od początku wie, że zwycięstwo trzeba będzie wyszarpać, wybiegać i wykrzyczeć razem z obywatelami. I biegnie.
Owszem, dziś poparcie spada nieco z powodu zmęczenia rządem, trudnych tematów gospodarczych i całej fali czarnowidztwa podsycanego przez media i przeciwników. Ale każdy spadek to też mobilizacja. To przypomnienie: „nie możemy odpuścić”. A jeśli ktoś umie przekuć chwilową słabość w nowy zryw, to właśnie Trzaskowski.
Co byłoby, gdyby cała koalicja rządząca wystawiła jednego kandydata?
Ach, gdyby tak wszyscy od Hołowni, przez PSL, po Nową Lewicę, zrozumieli, że w tych wyborach gra się o wszystko… gdyby udało się zbudować prawdziwy blok poparcia wokół Trzaskowskiego, mielibyśmy szansę na wielki, historyczny sukces — i to już w pierwszej turze! To nie mrzonka. Liczby nie kłamią: suma poparcia partii rządzących przewyższa siły PiS i ich protegowanych. Jeden, wspólny kandydat – szczególnie tak charyzmatyczny, otwarty i umiarkowany jak Trzaskowski – mógłby zmobilizować nie tylko własny elektorat, ale i tych wszystkich, którzy są zmęczeni wojną polsko-polską, szukają spokoju, kompetencji i europejskiego kursu.
I wtedy — tak, moglibyśmy mieć prezydenta już po pierwszej turze. Bez dramatu, bez szarpania się, bez nerwów do ostatniej chwili.
Ale nawet jeśli przyjdzie nam walczyć do drugiej tury, pamiętajmy: Rafał Trzaskowski jest wojownikiem. Jego energia, sympatia ludzi, wiara w Europę i w demokratyczną Polskę — to nie są tylko ładne slogany. To jest realna siła. W czasach zmęczenia polityką, cynizmu i zmiennych nastrojów, Trzaskowski ma wciąż coś, czego wielu innym brakuje: prawdziwą nadzieję.
A nadzieja — jak wiemy — czasem wygrywa wybory.