Uśmiechnięte twarze młodych Afgańczyków nad stertą butów, w które zaopatrzyli ich Opolanie, mogą stwarzać błędne wrażenie, że w ich życiu nic takie się nie wydarzyło. Tymczasem przeszli koszmar na lotnisku w Kabulu, ale wiara w przeznaczenie pomaga im iść dalej. Wierzą, że uniknęli śmierci, bo takie było ich przeznaczenie.

Erwin jest z Afgańczykami od pierwszego dnia, czyli od minionego czwartku, kiedy zawitali do Suchego Boru.

Uchodźcy w Suchym Borze. „Polak dla Afgańczyka jest dobry i robi wszystko szybko”

Nie pokazujemy twarzy naszych rozmówców w obawie przed zagrożeniem ich rodzin w Afganistanie.
fot. Jolanta Jasińska -Mrukot

– Byli masakrycznie zziębnięci i wygłodzeni, wielu z nich na bosaka, albo w laczkach – opowiada Erwin. – Kiedy ludzie zobaczyli, że się trzęsą z zimna, to dawali im swoje ubrania. Następnego dnia nasi (mieszkańcy Suchego Boru – aut.) zebrali dla nich tyle ubrań, że starczy dla Afgańczyków w innych ośrodkach. Ludzie tylko pytali, co jeszcze im dać. Tak hojni, że łza się kręciła w oku, a to, że są innej wiary, to bez znaczenia. Nasi w tym wszystkim zachowali się jak należy, nie zostawili bliźniego w potrzebie, a pomoc płynęła z każdej strony. Oni teraz naprawdę są nam wdzięczni.

Erwinowi też są wdzięczni, za to, że im codziennie pomaga, wozi do lekarzy.

– Dziś mam jeszcze kurs z dwoma Afgańczykami do dentysty – dodaje.

Po powrocie będzie rozwoził kolację do domków kempingowych ośrodka w Suchym Borze, gdzie zakwaterowano uchodźców. Dzisiaj jajka, twarożek, pomidory i ogórki. Afgańczycy lubią mleko.

– Tego mleka to idzie dużo, ale wszystko jest tak, jak trzeba, szanujemy ich religię – dodaje Erwin. – Raczej drób, żadnej wieprzowiny, dużo kaszy i ryżu, owoców i warzyw. Niektórzy, w ogóle nie jedzą chleba. Piją za to bardzo dużo czarnej herbaty, tak mają w zwyczaju.

W pomieszczeniu wypełnionym ubraniami, jak w second handzie, myszkuje kilka Afganek w chustkach luźno nałożonych na głowy, co mogłoby wskazywać o pewnej już swobodzie i słabszym podejściu do religijnych nakazów. Rozmawiać jednak nie chcą, uśmiechają się serdecznie i wycofują dyskretnie do tyłu. Ich miejsce zajmują zaciekawieni mężczyźni, zawsze chętni do rozmowy.

Oni byli gdzieś w tym tłumie na zdjęciach z lotniska w Kabulu, które obiegły świat. Kiedy w pewnym momencie wokół zaczęły padać strzały, wielu z nich zostało wciągniętych przez polskich komandosów z GROM-u na pokład samolotu. Niemal dla wszystkich była to pierwsza w życiu podróż do Europy.

Dżubran trafił do samolotu razem z setką innych Afgańczyków. Miał szczęście, bo zabrał swoich rodziców, siostry i braci.   Dżubran mówi, że niedługo stali na lotnisku, bo w jego pojęciu 24 godziny to krótko. Inni przy bramie koczowali prawie tydzień.

Gdyby Dżubran z bliskimi został na miejscu, po przejęciu władzy przez religijnych fundamentalistów Talibów pożegnałby się życiem. Dżubran z Polakami zżył się już w Afganistanie, był tłumaczem naszych żołnierzy i poznał polski na tyle dobrze, że wie nawet, kiedy użyć naszego popularnego przekleństwa k….

– Polak dla Afgańczyka jest dobry i wszystko robi szybko – mówi Dżurban. On sam dla Polaków byłby gotów zginąć, bo Afgańczycy tak mają, kiedy ktoś okaże im serce.

Natomiast Ahmad stale mówi do Erwina, że uratował mu życie. Codziennie, kiedy przywozi im jedzenie, widzi w Erwinie wszystkich Polaków.

Baszar mówi dobrze po angielsku, pokazuje na ekranie komórki zdjęcia zrobione w Kabulu na lotnisku oraz przed jego bramą, gdzie kłębił się kilkudziesięciotysięczny tłum Afgańczyków pragnących uciec przed Talibami.

Baszar pokazuje na zdjęciu miejsce, w którym stał przed bramą lotniska. Mówi, że zaledwie 24 godziny później dokładnie w tym miejscu nastąpiła detonacja – w powietrze wysadził się zamachowiec-samobójca z terrorystycznej organizacji Państwo Islamskie. Zginęło ponad sto osób, w tym kilkunastu żołnierzy amerykańskich.

Uchodźcy w Suchym Borze. „Polak dla Afgańczyka jest dobry i robi wszystko szybko”

Zdjęcie zostało zrobione na lotnisku w Kabulu przez naszego rozmówcę.

Młodzi Afgańczycy, którzy trafili do Suchego Boru tłumaczą, że w Afganistanie już nie ma dla nich życia. Tak stało się w chwili, kiedy zaczęły wycofywać się stamtąd wojska NATO. Gdzie w ciągu 20 lat trwania tam wojny z Talibami zginęło ponad 3600 żołnierzy NATO, w tym 43 Polaków.

Wśród Afgańczyków przebywających na Opolszczyźnie są tacy, których z Polakami łączy braterstwo broni. Jako tłumacze i przewodnicy towarzyszyli naszym żołnierzom w militarnych, niebezpiecznych, często tajnych misjach. Niektórzy odnieśli rany, a za zasługi otrzymali nasze odznaczenia, które przywieźli ze sobą do Polski.

Uchodźcy przebywający w suchym Borze być może już na zawsze pożegnają się ze smakiem afgańskiej, aromatycznej herbaty. Jak potoczą się dalej losy uchodźców, którym Opolanie okazali już tak wiele serca, nie wiadomo. Wielu z nich chce znaleźć w Polsce dom i pracę, i żyć w kraju, który okazał już im życzliwość. Niektórzy myślą ruszyć dalej, do Niemiec, Francji, gdzie mają bliskich.

Wiadomo, że w ośrodku w Suchym Borze będą przebywać do niedzieli, bo wtedy kończy się im kwarantanna. Potem najpewniej trafią do ośrodka dla uchodźców pod Warszawą, gdzie dostaną nowe dokumenty, pozwalające im normalnie funkcjonować w naszym kraju. Czy niektórzy wrócą na Opolszczyznę, gdzie są już chętni, by dać im pracę i mieszkania, zobaczymy za kilka miesięcy. Tak, czy inaczej, to już są nasi Afgańczycy.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Jeden komentarz

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.