Ukraińcy mieszkający w Opolu obchodzili w środę swoje święto, Dzień Niepodległości, które w tym roku odbywało się pod patronatem prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego. Uczestniczyli w nim także polscy mieszkańcy miasta.

Ukraińcy z Opola świętowali w cieniu wojny

fot. Jolanta Jasińska-Mrukot

Ukraińcy rocznicę samodzielnej państwowości obchodzą od 31 lat, ale w tym roku świętowanie było wyjątkowe, bo dokładnie sześć miesięcy temu rozpoczęła się rosyjska napaść na ich kraj. Dlatego na scenie na placu Wolności w Opolu było i poważnie, i rozrywkowo, rozbrzmiewały utwory w wykonaniu chórów i ukraińskich wokalistów, m.in. „Przystań św. Mikołaja”, pod kierownictwem Olgi Yurievej, ukraiński Chór im. Mikołaja Lentowycza, pod dyrekcją Jurija Mykytiuka.

Ukraińcy już nie raz pokazali, że są rozśpiewanym narodem, a piosenka jest dobra na wszystko. Śpiewano więc dużo, o wolności, miłości i pokoju.

– Nasi bohaterowie nie umierają, oni idą do nieba. I nadal są z nami – te słowa wywołały ogromne wzruszenie, nie tylko wśród Ukrainek, których mężowie, synowie i bliscy walczą. Obecne przed sceną opolanki też nie potrafiły ukryć swojego wzruszenia. – Nasi bohaterowie oczekują, że my będziemy pogodne, bo takimi chcą nas widzieć, kiedy tam za nas walczą.

A przed sceną niemal wszyscy w swoich regionalnych strojach ręcznie haftowanych, odziani we flagi ukraińskie.

– Jestem pełna podziwu dla nich, bo to atmosfera święta i radości – mówi Małgorzata Besz-Janicka, szefowa opolskiego Komitetu Obrony Demokracji. – Kiedy się patrzy na śpiewające dzieci w tych przepięknych strojach, to trzeba się cieszyć, że one są bezpieczne, bo niestety inne ukraińskie dzieci nie są bezpieczne. Ukraińcy nas wzbogacają, wzbogacili swoją obecnością Opole i nasze społeczeństwo.

Ukraińcy z Opola świętowali w cieniu wojnyNa placu Wolności spotkaliśmy m.in. parę studentów z Ukrainy, Witalij jest już od czterech lat w Opolu, a Julia od roku. – Rozważamy, żeby zostać w Opolu na stałe po skończonych studiach – powiedzieli Opowiecie.info. – Ale jak to będzie, to czas pokaże.

Świętujący nie tracą ducha i są przekonani, że ich waleczni żołnierze osiągną wolność dla Ukrainy.

– Napoleon maleńki, nasz Wołdymyr Zełenski też nieduży, ale duchem wielki – mówi z przekonaniem Andriusza, od kilku już lat kierowca autokaru firmy przewozowej z Opola. – Dlatego wyjdziemy z tego zwycięsko.

Andriusza mówi, że starał się robić w swoim ukraińskim domu to, co podpatrzył w Polsce. Po inwazji rosyjskiej na Ukrainę sprowadził do Opola żonę z dziećmi i matkę, ale kiedy skończy się wojna, zamierzają wrócić do sibie.

Ukraińcy z Opola świętowali w cieniu wojnyAndriusza i wiele innych obcokrajowców, nie tylko Ukraińców, którzy mieszkają w Opolu już dłużej, co roku spotykają się 24 sierpnia pod opolską Nike. Te spotkania organizuje Fundacja Gringo, założona przez przybyszy ze wschodu.

– Cudzoziemcy, którzy tu pracują, mieszkają, po prostu żyją w Opolu, raz w roku spotykają się pod pomnikiem, żeby sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie – mówi Paweł Denysow, od ośmiu lat mieszkaniec Opola, inicjator i współzałożyciel fundacji Gringo. – Jesteśmy fundacją, która wspiera cudzoziemców, żeby  samorealizowali się w Polsce.

Ukraińcy z Opola świętowali w cieniu wojnyWspółorganizatorem tegorocznego spotkania pod pomnikiem na placu Wolności był Wojciech Zabrocki, prezes opolskiej Fundacji Pomocy Dzieciom i Rodzinie Horyzont, która prowadzi m.in. świetlicę środowiskową Narnia.

– Chcieliśmy to wspólnie uczcić, szczególnie teraz, kiedy Ukraina walczy – mówi Wojciech Zabrocki. – Wierzymy w to, że Rosja zostanie pokonana, najeźdźca musi ponieść klęskę.

Do świetlicy Narnia chodzi bardzo dużo ukraińskich dzieci, które pod pomnikiem opolskiej Nike malowały plakaty, na których dominowało hasło „Slava Ukrainie”.

– Te dzieci przeżywają tę sytuację wojenną, bo każde z tych dzieci ma jakąś swoją historię – podkreśla Wojciech Zabrocki. – Dlatego cieszę się, że są z nami, a my jesteśmy z nimi na co dzień.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.