Jest taki dzień, kiedy człowiek nie powinien być sam. Wtedy często u bezdomnych krążących pustymi ulicami w Wigilię pojawia się pragnienie bycia w domu. Pragnienie normalnego życia. Niektórzy próbują wyjść na prostą, ale to trudne i nie zawsze wychodzi. Odprawiona w Wigilię msza, celebrowana przez biskupa Andrzeja Czaję, była kierowana do bezdomnych i biednych.

– Często wy jesteście niechciani, jak Maria i Józef, jak często zamykają się przed wami wszystkie drzwi – zwrócił się biskup Andrzej Czaja w Wigilię w opolskiej katedrze do uczestników mszy w intencji bezdomnych i ubogich. – Drodzy bracia bezdomni, jak często byliście w sytuacji Jezusa. Ale to wy, bezdomni, możecie w swoich sercach stworzyć dom dla Jezusa.

Bezdomni i ubodzy słuchali słów biskupa w skupieniu. Niektórzy z nich być może po raz pierwszy od wielu lat weszli do kościoła. Tutaj nikt ich nie odrzucał, tutaj byli u siebie, pod czujnym okiem siostry Aldony Skrzypiec, jałmużnika opolskiego biskupa i wolontariuszy. Fakt, że w Wigilię Mariusz Pawlita, Grzegorz Filipowski, Joanna Zając, Wioletta Panasek, małżeństwo Szyndlerów i wielu innych, byli z bezdomnymi, świadczy o ich oddaniu.

– W Domu Nadziei nie jesteście pensjonariuszami, to wy jesteście w nim domownikami – mówił bp. Czaja do  odrzuconych i niechcianych, by później wraz z siostrą Aldoną i wolontariuszami być z bezdomnymi i kierować do nich słowa otuchy.

Dom Nadziei przy ulicy Książąt Opolskich w Opolu działa od kilku miesięcy. To całodzienny dom, w którym symbolem stała się Matka Boska Rozsypana.

– Podczas remontu pomieszczenia znaleźliśmy obraz Matki Bożej w kilku częściach, który został sklejony, a teraz obraz wisi w centralnym miejscu – mówi siostra Aldona.

Tutaj jest też takie miejsce, gdzie ludzie mogą się „posklejać”. Wyprać ubranie, wziąć prysznic, zjeść i wypić gorącą herbatę, a ich skołtunione, od długiego czasu nie strzyżone włosy doprowadza do ładu fryzjerka Irena, która tutaj wolontaryjnie strzyże.

Ale bezdomni przede wszystkim mogą tutaj posiedzieć przy stole, wziąć udział w zajęciach terapeutycznych, rozmawiać z wolontariuszami, a także skorzystać z rozmowy z psychologiem, terapeutą od uzależnień, czy prawnikiem, kiedy zajdzie taka potrzeba.

W minionych latach bp Czaja spotykał się z bezdomnymi ubogimi przy stole w opolskiej kurii. Tegoroczna Wigilia była niezwyczajna, bo to przede wszystkim czas pandemii, więc stali przed Domem Nadziei w kolejce po świąteczną paczkę i ciepły posiłek. Biskup rozmawiał z nimi, dodawał otuchy i każdemu wręczył Ewangeliarz – słowo Boże na każdą niedzielę 2021 roku.

– Proszę go pozdrowić – można było usłyszeć, jak biskup przekazywał pozdrowienia bezdomnemu, który nie dotarł pod Dom Nadziei.

Siostra Aldona wręczała reklamówki, takie „dzieciątko”, dla każdego bezdomnego.

– Słodycze, sery, jabłka, herbata zimowa i termos, który bardzo się przyda. Jeszcze czapka i szalik – wyliczała Ewa Szyndler, wolontariuszka, pomagająca w rozdawaniu paczek.

Inna wolontariuszka, Joanna, przy stoliku nalewała zupę grzybową i nakładała pierogi.

Łącznie siostra Aldona wydała 100 zaproszeń, więc osoby z zaproszeniami w pierwszej kolejności otrzymywały paczki. A kolejka była długa, wzdłuż ulicy Książąt Opolskich, ale ciepły posiłek wszyscy dostali.

W kolejce stał m.in. 29-letni Adrian, który przy każdej Wigilii mówi, że chce zmienić życie. Stał głuchoniemy Marcin, który mieszka na ulicy, stał też Jerzy, który nie trzeźwieje, a także bardzo młody mężczyzna, który słuchał rapu.

Na schodach banku przy Książąt Opolskich 54-letni Józef z apetytem jadł swoje pierogi, popijając ze słoika zupą grzybową. Pochodzi ze wsi, ale od lat się tuła po świecie, a w Wigilię, tam, na tych schodach, wspominał te swoje z dzieciństwa.

– Pod obrusem było siano, w rogu dziadek stawiał snopek, mama dawała nam kutię i pierogi – opowiadał Józef nieznajomej dziennikarce. Gdzieś w tych wspomnieniach pojawiał się pijany tato, który w którąś Wigilię pobił do nieprzytomności mamę, bił też dzieciaki.

Na wspomnienie tamtych Wigilii Józef się rozpłakał…

Bo wielu z tych stojących w Wigilię przy ulicy Książąt Opolskich to nie są źli ludzie, tylko w życiu coś im poszło nie tak. To dobrze, że w Wigilię miał kto ich przygarnąć.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.