Co kraj, to obyczaj i własny sposób na rozwiązywanie problemów społecznych – takie refleksje mają członkowie opolskiej delegacji, która przebywała na Sardynii z wizytą studyjną. Dokładnie byli w południowej części tej włoskiej wyspy, obserwując w działaniu tamtejsze spółdzielnie socjalne i organizacje pozarządowe. Wiele ze stosowanych rozwiązań zadziałało inspirująco, więc Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej (ROPS) w Opolu planuje je przenieść na opolski grunt.

Od Włochów można się wiele nauczyć

fot. ROPS

– Zapoznaliśmy się z rozwiązaniami funkcjonującymi w ekonomii społecznej – mówi Agnieszka Gabruk, wicedyrektor opolskiego ROPS. – Ich sposób działania różni się od naszego.

Pierwszym tego przykładem jest kooperatywa, która czuwa nad działaniami organizacji pozarządowych, zajmującymi się różną działalnością, m.in. opieką nad osobami z niepełnosprawnościami, w tym intelektualną, oraz długotrwale bezrobotnymi, czy skazanymi.

– Oni na Sardynii wychodzą z założenia, że organizacje niech się zajmują tym, co najlepiej potrafią, a kooperatywy przejmują od nich część administracyjno-doradczą, a także poszukiwanie pieniędzy na ich rozwój – wyjaśnia Agnieszka Gabruk. – Organizacje zajmują się już tylko merytoryczną pracą z człowiekiem.

Jak dodaje wicedyrektor Gabruk, nawet małe podmioty ekonomii społecznej dzięki zarządzającym kooperatywom mogą utrzymywać się na rynku.

Od Włochów można się wiele nauczyć

fot. ROPS

Np. podczas wyjazdu studyjnego Opolanie kawę pili w kawiarni, gdzie klientów obsługiwały wyłącznie osoby z zespołem Downa. Innym, nieznanym u nas jeszcze rozwiązaniem, są spółdzielnie rolnicze, oddalone od centrów miast.

– Pełnią funkcje resocjalizacyjną dla osób skazanych, te osoby mają wybór pracy na rzecz spółdzielni, albo odbywania kary w zakładzie karnym – mówi Agnieszka Gabruk. – I to rolnictwo społeczne bardzo jest tam spopularyzowane. To są obiekty pozbawione bram, płotów, czy nadzoru elektronicznego i każdy skazany mógłby w każdej chwili go opuścić.

Ale pozostają. To jest szansa dla osób, które weszły w konflikt z prawem, ale z małymi wyrokami. Na rzecz spółdzielni pracują cztery godziny, pozostały czas przeznaczony jest na terapię psychologiczną oraz zajęcia edukacyjne, m.in. czytelnię, muzykę lub inne zajęcia hobbystyczne. To jest szansa, że człowiek zakosztuje innego życia i już nie wejdzie na ścieżkę bezprawia.

– Tam spółdzielczość socjalna jest podzielona na dwie grupy, jedne świadczą usługi społeczno-opiekuńcze, zdrowotne i wychowawcze – wyjaśnia wicedyrektor ROPS. – Druga kategoria spółdzielni działa w różnych obszarach gospodarczych, np. zajmuje się winną latoroślą i produkcją wina, i jest nastawiona na reintegrację zawodową osób zagrożonych wykluczeniem społecznym.

Należą do nich m.in. osoby z niepełnosprawnościami psychicznymi, fizycznymi, w trakcie leczenia psychiatrycznego i leczenia uzależnień, a także niepełnoletni z rodzin dysfunkcyjnych, mogący podjąć już pracę.

– Włochy należą do państw, gdzie działa bardzo dużo spółdzielni socjalnych – podkreśla Agnieszka Gabruk. – Tam większość zadań, które należą do sektora publicznego, przejęły spółdzielnie socjalne, na przykład rehabilitację osób z chorobami psychicznymi. To się sprawdza, ten system działa i warto zaadaptować go u nas.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.