– Tam, gdzie występuje woda „twarda”, taka o dużej zawartości wapnia i magnezu, tam zdecydowanie rzadziej występują choroby układu krążenia – mówi Michał Stojak, kierownik laboratorium Wodociągów i Kanalizacji w Opolu. – Potwierdzają to badania naukowe.

Taką wodę mamy właśnie w Opolu. Niewiele trzeba włożyć energii w jej uzdatnianie i można ją pić prosto z kranu.

– Ja ją piję, bo jest zdrowa – zaznacza Michał Stojak. – A to zasługa tego, że pochodzi z głębi ziemi, co niestety nie zawsze dotyczy tzw. mineralnej, kupowanej w plastikowych butelkach.

„Twardość” wody to zawartość w niej wapnia i magnezu, które wytrącają się pod wpływem wysokiej temperatury i tworzą tzw. kamień i niszcząc sprzęt AGD. Najlepiej widać to w czajnikach elektrycznych. Jednak dla zdrowia to jest super, bo dzięki   biopierwiastkom z „kranówki” nie narazimy się na zaburzenia elektrolityczne.

– Nasza woda jest bezpośrednio tłoczona z głębokości 600 metrów i nie musi być w ogóle uzdatniana – podkreśla Mateusz Filipowski, wiceprezes WiK ds. technicznych i inwestycyjnych. – To woda mineralna prosto z głębi ziemi.

Jednak zanim ta woda, po wypompowaniu z głębi ziemi, poprzez rury wodociągowe dotrze do kranów, to czasem trwa to nawet do trzech dni.

– Zabezpieczamy ją tak, żeby w tym czasie nic złego jej się nie stało – mówi Mateusz Filipowski.

Czy jakieś zanieczyszczenia biologiczne zagrażają tej wodzie?

– To się czasem może się zdarzyć, bo do wody może się coś dostać niezależnie od naszego nadzoru – przyznaje wiceprezes WiK. – I jeśli to się zdarza, to są najczęściej bakterie kałowe, odzwierzęce. Ale my wodę badamy codziennie i gdyby taka sytuacja miała miejsce, że woda nie nadaje się do spożycia bez przegotowania, natychmiast podajemy taką informację we wszystkich mediach, na naszej stronie internetowej i powiadamy sztaby kryzysowe.

Dopływ wody nie jest wówczas wyłączany, bo po przegotowaniu nadaje się do spożycia. Tylko „kranówki” nie można wtedy pić.

– W Opolu mamy tzw. sieć pierścieniową, a za poszczególne przyłącza do budynków od głównej magistrali my nie odpowiadamy – podkreśla Filipowski. – Odpowiadają ci, do których budynek należy.

Wiceprezes WiK dodaje, że można u nich w laboratorium przebadać, czy „kranówka” z danej końcówki sieci nadaje się bez przegotowania do picia.

– W Opolu mamy dwa ujęcia wody, jedno w Zawadzie, drugie Grotowicach – mówi Michał Stojak, kierownik laboratorium WiK. – Woda z Zawady ma bardzo duże ilości żelaza, ale tam pozbywamy się go przy użyciu specjalnej technologii, żeby zawartość żelaza mieściła się w normach wyznaczanych przez Ministerstwo Zdrowia.

W drugim ujęciu, w Grotowicach, nie trzeba pozbywać się żelaza.

– Woda wydobywana w Grotowicach jest z innych pokładów ziemi i bezpośrednio wtłaczana jest do sieci wodociągowej – wyjasnia Michał Stojak. – Jest tylko profilaktycznie nieznacznie chlorowana, ze względu na ewentualne skażenie mikrobiologiczne, co nie zmienia smaku wody.

Dodawanie chloru zabezpiecza na długich odcinkach wodociągów żeby nie doszło do skażenia mikrobiologicznego.

Kilka miast w Polsce korzysta z ujęć powierzchniowych wody. Tak jest np. we Wrocławiu, który korzysta z ujęcia w rzece Oławka (dopływ Odry).

– Oni już bardzo mocno muszą chlorować wodę – dodaje kierownik laboratorium WiK. – Trzeba dużo wysiłku włożyć, żeby taką wodę uzdatnić, by nadawała się do spożycia. Dlatego woda we Wrocławiu daleka jest od tej, którą mamy w Opolu.

Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

3 komentarze

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.