Kiedy widzimy Ukrainę w ogniu i słyszymy w relacjach wyjące co jakiś czas syreny, to mało kto rozróżnia ich sygnał. A to bardzo ważne, bo syreny wyją różnie, w zależności od tego, jaki komunikat o zagrożeniu przekazują. Ostrzegają przed nalotem, odwołują alarm…
W przeszłości taką edukacją zajmowała się formacja Obrony Cywilnej, m.in. w zakładach pracy. Edukację prowadziły też szkoły. Jednak od wielu lat żyło nam się komfortowo, za wyjątkiem zagrożeń wynikających z natury, więc o zagrożeniach militarnych już nie pamiętamy. Dlatego Opowiecie.info próbowało się dowiedzieć, w jakim stopniu jesteśmy na nie przygotowani.
Zespół ds. Obronnych i Ochrony Informacji przy Uniwersytecie Opolskim informuje nas, czym teoretycznie zajmuje się obrona cywilna.
– Polega to na obronie ludności, dóbr kultury, zakładów pracy i urządzeń – mówi Andrzej Śliwa z Zespół ds. Obronnych i Ochrony Informacji, przy Uniwersytecie Opolskim. – To ratowanie i udzielanie pomocy poszkodowanym w czasie wojny lub podczas klęsk żywiołowych i zagrożeń środowiska. Obrona cywilna zajmuje się też edukacją w zakresie zachowań w wypadku ogłoszenia alarmów.
Czy te szkolenia w ostatnich latach były prowadzone?
– Problem polega na tym, że brakuje przepisów normujących, od lat pozostaje to w formie projektu o ochronie ludności, czekając na uchwalenie – przyznaje Andrzej Śliwa. – Najnowsza ustawa o obronie ojczyzny to reguluje, w zakresie obrony cywilnej to wszystko ma przejąć obrona terytorialna.
W starostwie powiatowym w Opolu dowiadujemy się, że od dawna nie mamy już do czynienia ze strukturami zarządzania kryzysowego, z jakimi mieliśmy do czynienia w przeszłości w zakładach pracy i dużym przemyśle.
– Teraz stan faktyczny jest taki, że działania przypisane obronie cywilnej widoczne są w działaniach Ochotniczej Straży Pożarnej – słyszymy w wydziale zarządzania kryzysowego w opolskim starostwie. – W przeszłości Obrona Cywilna była zorganizowana w sposób wojskowy, przy resorcie obrony. Teraz głównym inspektorem jest komendant główny Straży Pożarnej.
Najważniejsze jednak, czy ludzie są przygotowani, czy mają wiedzę na temat chociażby dźwięków syren alarmowych?
– Takiego zorganizowania, jak było w przeszłości, to na pewno nie ma – przyznaje nasz rozmówca ze starostwa. – I nie ma przysposobienia obronnego w szkołach, tak, jak kiedyś było.
Dlatego praktycznie nikt dziś nie wie, jak brzmi np. alarm powietrzny, jak ostrzeżenie przed atakiem chemicznym lub biologicznym. I jak się wtedy zachowywać.
– Obrona Cywilna to fikcja na papierze, która przestała istnieć, szczególnie teraz, gdy mamy wojska obrony terytorialnej – stwierdza Stanisław Rakoczy, członek prezydium Zarządu Wojewódzkiego Ochotniczych Straży Pożarnych w Opolu, w latach 2011-2015 wiceminister resortu spraw wewnętrznych. – Niech ktoś pokaże w Polsce chociaż jeden zwarty oddział obrony cywilnej. Tego nie ma.
Teraz w czasie zagrożeń obywateli pojawiają się oddziały ochotniczych straży pożarnych.
– A na wypadek „W” mamy wojska obrony terytorialnej, które powinny działać wewnątrz kraju – mówi Stanisław Rakoczy. – Nie ma też wiedzy, jak się zachować np. w czasie wybuchu jądrowego. I nie ma schronów. Jakby zaczęły spadać bomby, to ludzie będą się chować po piwnicach, bo nikt o schrony nie dbał i o nich nie myślał od kilkudziesięciu lat.
Stanisław Rakoczy mówi, że komendant główny Państwowej Straży Pożarnej jest jednocześnie szefem Obrony Cywilnej, a w województwie szefami OC są komendanci wojewódzcy PSP.
– Ale Obrona Cywilna, ta z przeszłości, to relikt komunizmu, gdzie każdy zakład pracy miał na stanie łopaty, kilofy, kombinezony z maskami przeciwgazowymi, które się rozsypywały – opowiada Rakoczy. – Oni tak naprawdę zajmowali się organizowaniem czynów społecznych. Natomiast OSP z prawdziwą obroną cywilną nie mają nic wspólnego.
Stanisław Rakoczy uważa, że oddziały Wojsk Obrony Terytorialnej nie powinny być tylko gotowe do walki zbrojnej, ale też do niesienia pomocy. – Pewnie na granicy gdzieś ich widać, ale wewnątrz kraju niestety ich nie ma – dodaje Rakoczy.
Dlatego o to, czy w Polsce istnieje obrona cywilna, postanowiliśmy zapytać bezpośrednio rzecznika WOT, płk. Marka Pietrzaka.
– Obrona Cywilna w Polsce funkcjonuje i mówienie, że jej nie ma, jest nie do końca prawdą – przekonuje płk. Pietrzak – Szefem Obrony Cywilnej jest komendant główny straży pożarnej, więc są siły i środki w jurysdykcji wojewodów, samorządów.
Pułkownik przyznaje jednak, że lepiej byłoby, gdyby obrona cywilna była lepiej przygotowana i wyposażona, niż jest w tej chwili.
– W tej chwili toczą się pod kierownictwem pana wiceministra spraw wewnętrznych Wąsika prace nad ustawą o ochronie ludności i obronie cywilnej – podkreśla płk. Pietrzak. – I ta ustawa będzie to wszystko na nowo regulowała. A mylenie nas z obroną cywilną to jest pomylenie wszystkiego. WOT realizuje zadania sil zbrojnych. Obrona cywilna działa głównie w czasie wojny i jest specyficznie regulowana przez konwencje genewskie.
Czy w tej sytuacji, skoro ustawa jest dopiero w opracowaniu, WOT nie mogłoby jednak pełnić jakiejś roli w obronie cywilnej?
– 1,5 tysiąca naszych żołnierzy wspiera przyjęcie uchodźców, na granicy z Białorusią jest kolejnych 2 tysiące naszych żołnierzy – usprawiedliwia się rzecznik WOT. – Cały czas spływają wnioski do wojewodów w zakresie przyjęcia uchodźców, więc sytuacja jest coraz bardziej absorbująca. W całej Polsce jest 32 tysiące żołnierzy obrony terytorialnej. Widać, jak ważną rolę odgrywa obrona terytorialna na Ukrainie, jak to jest ważna formacja.
Krótko mówiąc szkoda WOT na Obronę Cywilną.