Uchwały zakazującej używania w Opolu fajerwerków domagają się ekolodzy z Opolskiego Alarmu Smogowego. Sekundują im: Liga Ochrony Przyrody, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, Grupa Mam z Opola i Komitet Obrony Pasieki.
Burzę wywołał piknik ekologiczny zaserwowany mieszkańcom Opola i okolic przez prezydenta Wiśniewskiego. Najkrócej rzecz skomentowała Aida Wolmut, artystka z Portland w USA, przebywająca akurat w Opolu.
– Na świecie odchodzi się od fajerwerków, są obecne tylko w najważniejsze święta i Nowy Rok. Tutaj żadnego święta nie było – zauważa Wolmut.
– „Ekologiczny”, delikatnie mówiąc, trzeba wziąć w cudzysłów, bo z ekologią miał on niewiele wspólnego. Chodzi oczywiście o fajerwerki, które wieńczyły ten piknik – mówiła dr Krystyna Słodczyk z Opolskiego Alarmu Smogowego.
Ekolożka zastrzegła, że pomija jakość edukacji ekologicznej prezentowanej na pikniku, pomija sprawę rozrzutności miasta, które wiele tysięcy złotych wystrzeliło w powietrze, mimo iż uzyskało je na edukowanie ekologiczne, pomija także polityczny aspekt całej sprawy i wykorzystanie przez prezydenta Wiśniewskiego imprezy finansowanej z pieniędzy unijnych do inauguracji kampanii wyborczej. Skupiła się na efekcie „ekologicznym” fajerwerków, które są fatalne dla miasta.
– Osiedle AK spowite było w dymem i spalinami po tym pokazie. Widać to dobrze na zdjęciach – argumentował Janusz Piotrowski z OAS. – Powietrze w Opolu jest z roku na rok coraz gorsze, ale Panu Prezydentowi to widać nie wystarcza – mówił Piotrowski.
Takim powietrzem oddychaliśmy do południa dnia następnego. Dopiero wówczas bowiem stężenie zanieczyszczeń zaczęło ustępować.
Swoje oburzenie postanowiły także okazać Mamy z Opola, które od dawna zabiegają o zakup oczyszczaczy powietrza do żłobków i przedszkoli.
Grzegorzowi Ostromeckiemu, który aktywnie uczestniczy we wszystkich proekologicznych przedsięwzięciach, Katarzyna Oborska-Marciniak, rzeczniczka Ratusza, przewrotnie imputuje, że potraktował awanturę fajerwerkową jako start do kampanii wyborczej.
Hipokryzja ratuszowej rzeczniczki jest tym oczywistsza, że przez całe lata zajmowała się w TVP tematyką zdrowotną i doskonale wiemy, że nie wierzy w to co mówi. Takie bagatelizowanie problemu, gdy onkologia u nas, jak dobrze wiemy, cały czas jeszcze raczkuje, jest zwyczajnie nie na miejscu.
Piknik „ekologiczny”, który odbył się w ubiegły weekend był pierwszym z serii zaplanowanych imprez. Kolejny ma się odbyć w zabytkowym parku nadodrzańskim. Barbara Domeyko-Gabor z Komitetu Obrony Pasieki – nauczona doświadczeniem – z niepokojem oczekuje kolejnych zniszczeń.
Celnie skomentował całą sprawę czytelnik NTO, MatKus:
Pani Katarzyna Oborska-Marciniak mówi, że żadne zwierzęta nie powinny ucierpieć, bo informacje były wcześniej i „można było przygotować swoich pupili”. W związku z tym ja mam pytanie: Jak wiadomo, wszystkie dzikie zwierzęta należą do skarbu państwa. Na terenie powiatu skarbem państwa zarządza starostwo powiatowe, czyli w naszym przypadku jest to ratusz. Jak wobec tego miasto przygotowało wszystkie dzikie zwierzęta do tego pokazu fajerwerków?
Podpowiem, że nie chodzi mi o sam pokaz ogni. Ten może się komuś podobać lub nie, kwestia gustu i przekonań. Chodzi mi o fakt, że pokaz fajerwerków odbył się pod hasłami promowania ekologii, a ekologia to również dzikie zwierzęta i czyste (lub nie) powietrze. Czy z tego pokazu powinienem wywnioskować, że ekologiczny jest dym? Bo jeśli tak, to po co mamy segregować śmieci? Taniej i łatwiej będzie je palić, dym jest przecież eko, prawda?
Fot. melonik