Szkoły zawodowe cieszą się coraz większą popularnością, a przede wszystkim nie są już tymi samymi, co w przeszłości, czyli nie kształcą bezrobotnych, bo tak uważano w latach 90. Obecnie problem jest inny – brakuje nauczycieli zawodu.

– Ratujemy się nauczycielami, którzy są już na emeryturze – przyznaje Bogusław Januszko, dyrektor Zespołu Szkół Mechanicznych w Opolu. – Kadra się starzeje i nie ma osób zainteresowanych podjęciem pracy w szkole.

Podobna sytuacja jest w wielu szkołach Opolszczyzny, gdzie nauczycielami zawodu z reguły są już emeryci.

– Średnia wieku nauczycieli w Polsce dobiega pięćdziesiątki, a w przypadku nauczycieli zawodu ta kadra jest średnio starsza o pięć lat – podkreśla dyrektor Januszko. – Pocieszające jest tylko to, że radykalnie zmienił się klimat wokół szkół zawodowych. Teraz młodzieży wskazujemy, że zdobyty zawód daje gwarancję zatrudnienia.

Odwrotnie niż w latach 90., kiedy bezrobocie dotykało najbardziej zwalnianych z likwidowanych uspołecznionych zakładów pracy, a to byli głównie pracownicy z wykształceniem zawodowym i niższym. Tworzono więc licea o profilach zawodowych, zwiększano liczbę szkół ogólnokształcących, zakładając, iż ich absolwentom łatwiej będzie znaleźć pracę. Tak się nie stało, natomiast na rynku powstała luka, bo ci, którzy kończyli szkoły zawodowe, wyjeżdżali za lepiej płatną pracą za granicę.

– Problem jest z nauczycielami, nauczyciel jest na wagę złota, a sedno problemu tkwi w wynagrodzeniach – tłumaczy Zbigniew Kubalańca, wicemarszałek Województwa Opolskiego. – Inżynier budownictwa nie przyjdzie pracować do technikum budowlanego, jako nauczyciel za zdecydowanie mniejsze pieniądze. I to jest ogromny problem, bo też brakuje nauczycieli fizyki i matematyki. To jest niestety skutek polityki rządu, który nie widzi potrzeb nauczycieli. A szkolnictwo zawodowe było przez lata zaniedbane.

Urząd Marszałkowski Województwa Opolskiego stara się zaradzić tym problemom, realizując dwa duże projekty związane ze szkolnictwem zawodowym – jeden o wartości 42 mln zł, a drugi – 24 mln zł.

– Projekty dają nauczycielom możliwość staży, kursów zawodowych i doradztwa – mówi wicemarszałek Kubalańca. – Obejmujemy tym projektem 55 szkół zawodowych na Opolszczyźnie, a szkolimy 2,5 tysiąca nauczycieli. To pomoże złagodzić braki kadrowe. Dodatkowo wyposażamy laboratoria i pracownie, dając szkołom na to pieniądze, między 300 a 400 tysięcy złotych dla każdej szkoły.

Te projekty kończą się w przyszłym roku. Jak dodaje Zbigniew Kubalańca, szkolnictwo zawodowe jest bardzo kosztowne.

– Chodzi o pracownie, a jeśli chcemy mieć dobrych techników, jeżeli chcemy mieć dobrych absolwentów szkół branżowych, to oni nie mogą szkolić się na materiałach, czy w pracowniach z poprzedniej epoki – podkreśla wicemarszałek Kubalańca. – Oni muszą pracować na tym, co znajdą dzisiaj w firmach, żeby młody człowiek po szkole branżowej, czy po technikum idąc do pracy mógł wykorzystać wiedzę w swojej dziedzinie.

Zbigniew Kubalańca podkreśla, że obraz szkolnictwa zawodowego mocno się zmienił.

– Inaczej się postrzega ludzi pracujących, bo dziś ktoś, kto układa bruk, jest hydraulikiem, albo położy kafelki, czasami jest na wagę złota – mówi Zbigniew Kubalańca. – Prestiż absolwentów po szkołach technicznych, branżowych bardzo wzrósł. Dzisiaj cieśla, murarz, to jest fachowiec, który może dobrze zarobić. I wcale swojej pierwszej pracy nie zaczyna od wyjazdu do Niemiec, coraz częściej zostaje w firmach na miejscu.

Zostaje, bo kiedy policzy koszty wyjazdu, utrzymania, to ten przelicznik nie jest taki korzystny, jak jeszcze sześć lat temu.

– Jest więc szansa, że te osoby, które się u nas kształcą, to tutaj zostaną – podkreśla wicemarszałek. – A nie ma takiego województwa w Polsce, gdzie te wyjazdy były na tak wielką skalę. Pamiętam rozmowę z dyrektorem szkoły w Dobrodzieniu, gdzie na uczniów w zawodzie stolarza, jeszcze przed ukończeniem szkoły, czekały stanowiska pracy za granicą. Teraz to się zmieniło, te wyjazdy są zdecydowanie rzadsze, ze względu na to, że te zarobki nie są już czterokrotnie wyższe niż te, które można uzyskać pracując na miejscu i w pierwszej pracy.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.