Z doktorem Jarosławem Kostyłą, dyrektorem Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego rozmawia Leszek Myczka.
???
– Nie ma prawa jazdy na helikopter. Są uprawnienia, które można zrobić. Natomiast trzeba być pilotem i mieć uprawnienia do prowadzenia określonego typu maszyny, którą w przypadku pogotowia lotniczego jest eurokopter 135, ale de facto uprawnienia do prowadzenia śmigłowców, później już tylko zatrudnienie w firmie lotniczej albo pogotowiu ratunkowym. No i ważna jest liczba nalotu, szkolenia, dopuszczenia do tak zwanych lotów bojowych – i wtedy można powiedzieć, że ma się prawo jazdy na helikopter
A jak zwykły człowiek staje się pilotem?
– Poprzez szkołę lotniczą w Dęblinie, Rzeszowie czy Chełmie. Po ukończeniu szkoły podstawa do tego aby być pilotem jest określony godzinowo nalot na określonej kategorii pojazdów lotniczych
Jaka była Pana droga do lotniczego pogotowia ratunkowego?
– Skończyłem Wojskową Akademię Medyczną w Łodzi, jestem lekarzem wojskowym, natomiast nie jestem pilotem. Latam w pogotowiu ratunkowym jako lekarz, opiekun medyczny, po to żeby być dowiezionym do miejsca zdarzenia przez pilota, który jest porównywalny z kierowcą karetki naziemnej, żeby uratować komuś życie bądź zdrowie.
A na mieście mówią, że Pan sam lata!
– Nie. Każdy śmigłowiec lotniczego pogotowia ratunkowego ma trzy osoby załogi. Pierwsza to pilot, który prowadzi helikopter, drugą osobą jest ratownik medyczny, który ma uprawniania związane z nawigacja i prowadzeniem śmigłowca i trzecią sobą jest opiekun medyczny – czyli lekarz, w zależności od specjalizacji, który jest odpowiedzialny za udzielenie pomocy.
Ilu pilotów zatrudnionych jest w opolskim LPR?
– Nasze pogotowie to jest jedna z kilkudziesięciu baz lotniczego pogotowia ratunkowego – Ratownik 23 – który na co dzień funkcjonuje w Polskiej Nowej Wsi – tam jest baza i stanowi nieocenione wsparcie naszego systemu ratownictwa. A piloci? Piloci się rotują. Jest myślę, grubo ponad stu pilotów zatrudnionych w całym kraju. W naszej bazie zatrudniamy w tej chwili trzech pilotów na stałe.
Czy opolskie LPR często interweniuje?
– Sprzęt, który jest na pokładzie śmigłowca to dokładnie taki sam sprzęt jak na wyposażeniu karetki pogotowia. Można powiedzieć, że jest to zespół specjalistyczny, który ma w swoim składzie lekarza. A co do ilości lotów: bywa różnie. Średnio od dwóch do czterech na trzynastogodzinny dyżur, czyli od siódmej rano do dwudziestej. Są bazy w Polsce, które mają dyżury całodobowe, na przykład Wrocław, Kraków, Poznań, Lublin, Gdańsk czy Warszawa. My nocą nie latamy.
Czy zdarzyło się w Pana karierze, ze polecieliście niepotrzebnie?
– Nie, nigdy. Zawsze wezwanie, które mamy, nawet to najbardziej błahe związane jest z jakimś ludzkim nieszczęściem, mniejszym lub większym wypadkiem, ale prawdziwie błahych wezwań faktycznie nie ma – lecimy zawsze tam, gdzie jesteśmy potrzebni.
A czy dalej dużo jest niepotrzebnych wezwań naziemnych karetek pogotowia?
– Tak, dalej jest dużo. One są weryfikowane przez dyspozytornię medyczną, czyli ogólnopolski numer 999, lub 112, czyli Centrum Powiadamiana Ratunkowego, które przekazuje wezwanie do dyspozytorni medycznej. Tam wezwanie jest weryfikowane i dyspozytor medyczny decyduje o wysłaniu określonego zespołu ratownictwa. Oczywiście przez telefon nie da się wszystkiego bezbłędnie zweryfikować. To nie tylko to, że ludzie kłamią. Nie mają wiedzy do czego mogą i należy a nawet trzeba wezwać karetkę a do czego wzywać nie powinni. Tych zdarzeń, do których nie powinniśmy jeździć jako zespoły ratownictwa medycznego wciąż jest dużo. Ludzie szukają jak najkrótszej drogi do udzielenia pomocy, do przewiezienia do szpitala, do zaopatrzenia nawet drobnych rzeczy, które mogłyby spokojnie być zaopatrzone w ramach podstawowej opieki zdrowotnej, czyli naszego lekarza rodzinnego, poradni specjalistycznej, przychodni jakiejkolwiek – lub planowo zaopatrzone w szpitalu. Biorąc pod uwagę ich chęć nagłego, szybkiego zareagowania na każda jednostkę chorobową, bardzo często wzywają pogotowie – nie znając reguł.
Pomijając ratowanie życia Opolskie Centrum Ratownictwa Medycznego to administracyjnie firma jak każda inna?
– Tak. Składa się z pionu administracyjnego – każda firma musi mieć księgowość, administrację, logistykę, dział techniczny, łączności, informatyczny, bo dzięki temu mogą funkcjonować normalne zespoły naziemne. Oprócz tego jest oczywiście dział medyczny, który ma na sobie całą medycynę plus szkolenia medyczne. I jest oczywiście część ratownicza – lekarze, ratownicy, pielęgniarze – czyli personel zespołów ratownictwa medycznego. Mamy trzynaście karetek w tym trzy karetki specjalistyczne z lekarzem, pozostałe to karetki podstawowe – bardzo podobnie wyposażone. Różnica jest taka, że w karetce specjalistycznej jest lekarz a w karetce podstawowej dwóch ratowników medycznych.
Niejednokrotnie oglądałem te wasze karetki – ciągle dostajecie nowe – cuda techniki…
– Tak, to są supernowoczesne karetki, którymi możemy się pochwalić nie tylko w kraju i Europie, ale na całym świecie. Opole, dzięki wsparciu organu założycielskiego, czyli Urzędu Marszałkowskiego, zarządu naszego województwa, dzięki wsparciu instytucji, z którymi współpracujemy, wojewody, która odpowiada za system ratownictwa medycznego uzyskaliśmy wysoki logistyczny status. Wymieniliśmy wszystkie ambulanse ratunkowe na nowoczesne karetki. Wymieniliśmy sprzęt na nowoczesny, nowoczesne defibrylatory, respiratory, pompy, ssaki. Mamy nowe leki. Prowadzimy nowe szkolenia, staramy się być na czasie. mamy jako jedno z niewielu pogotowi w kraju wszystkie ambulansy wyposażone w nosze tzw. elektryczne, czyli nosze o zwiększonej sile nośności do 320 kilogramów, czyli tzw. bariatryczne, ale także ergonomiczne, których ratownik siłowo nie dźwiga, tylko mają mechanizm elektryczny, który nimi porusza w górę, w dół co umożliwia lepsza pracę ratownikom i zwiększa komfort pacjentów. Mamy schodołazy, w tym część elektrycznych, które też mają wpływ na ergonomię pracy. mamy także dużo ambulansów kontenerowych – coś na kształt tych, które jeżdżą na zachodzie czy w USA. To nie jest jedna bryła w postaci furgonu, tylko z wydzielonym przedziałem medycznym – co też zwiększa komfort pacjentów.
Ostatnio taką karetkę dostał Dobrzeń?
– Dobrzeń Wielki, dokładniej. Tam mamy swoją podstację, gdzie stacjonuje zespół podstawowy ratownictwa medycznego. Należała im się już wymiana, załoga to jedni z moich najlepszych ludzi. Doceniając ich i doceniając pacjentów z tego rejonu postanowiliśmy wymienić ich karetkę zwykłą na kontenerową.
Ratownicy, jacy to ludzie?
– Poza wykształceniem medycznym, czyli kierunek: ratownictwo medyczne, muszą mieć odpowiednie staże i praktykę, uprawnienia, kursy doskonalące – musza na bieżąco się szkolić. Musza potrafić obsługiwać ten nowoczesny sprzęt, który mamy w karetkach. Muszą być silni psychicznie i wytrzymali i oczywiście empatyczni. Muszą być na prawdę najlepsi. To oni sa trzonem firmy. Mogę mieć nawet tysiąc karetek kontenerowych – jeżeli nie będę miał – a na szczęście ich mam – najlepszych ludzi na świecie, to te karetki same jeździć nie będą. Każdy z nich jest specyficzny, bardzo mocno merytoryczny i w miarę możliwości empatyczny. Aktualnie OCRM zatrudnia około stu pięćdziesięciu ratowników medycznych. Pozostałe osoby to administracja, lekarze, pielęgniarki – w sumie około 300 osób na różnego rodzaju umowach.
Nie chciałby Pan ratownikom więcej zapłacić?
– Oczywiście, że chciałbym – za ich pracę każde pieniądze. To praca ciężka i niezwykle odpowiedzialna. Chodzi w niej o ludzkie życie i zdrowie. Ja nie mówię o błahych wyjazdach, o drobnych sprawach, które też są ważne dla zwykłego człowieka ale o ratowaniu życia ludzkiego, o ratowaniu dzieci, o nagłych zatrzymaniach krążenia, o urazach wielonarządowych o wypadkach samochodowych, o skoczkach z wysokości – wszelkiego rodzaju tragediach, które dzieją się w naszym społeczeństwie. Ratownicy muszą wziąć to na siebie, muszą się opanować, muszą w danym momencie podejmować decyzje, które skutkują albo uratowaniem pacjenta albo jego zgonem. Obciążenie ogromne, dlatego warte każdych pieniędzy.
Taki wysoki poziom Opolskie Centrum Ratownictwa Medycznego osiągnęło paradoksalnie dzięki pandemii…
– To co powiem, może nie być do końca dobrze odebrane, ale pandemia pokazała, że jesteśmy potrzebni, że bardzo dużo od nas zależy, ze nie można wiecznie oszczędzać na całym systemie ochrony zdrowia tylko trzeba go dofinansowywać, bo inaczej będą nam umierali pacjenci. I pandemia, jak mało co – teraz jeszcze wojna – pokazała, że to ratownictwo na prawdę jest potrzebne i niezastąpione. To ono stanowi taki wentyl bezpieczeństwa dla całego systemu ochrony zdrowia. Karetka musi wyjechać – nie ma innej możliwości – do pacjenta, żeby on nie umarł. I pandemia pokazała to za co kocham moich ludzi, za co im strasznie do końca życia będę dziękował: pokazaliśmy siłę naszego pogotowia opolskiego. W trakcie pandemii nie zdarzył się ani jeden taki incydent, żeby karetka nie wyjechała do pacjenta. Pomimo, że jesteśmy ludźmi, też chorowaliśmy, też ciężko przechodziliśmy covida, izolowaliśmy się, przechodziliśmy to jak każdy inny obywatel ale pokazaliśmy siłę, pokazaliśmy, że stać nas na to żeby zebrać się w kupie i ratować ludzi. Pandemia pokazała także, że nie można nas marginalizować i pomijać finansowo, bo tu chodzi o zdrowie i życie ludzi. Sprzęt, którym dysponowaliśmy przed pandemią był już wysłużony. Tymczasem karetki, które normalnie robiły po 40-60 tysięcy rocznie – potrafiły zrobić w ciągu roku 250 tysięcy kilometrów. Wyjazdów było dużo więcej, sprzęt się zużywał. Takie finansowe wsparcie jakie dostaliśmy od zarządu województwa opolskiego, od pana marszałka, to życzę każdemu dyrektorowi. To było nieocenione. Żadna nasza zgłoszona potrzeba nie pozostawała bez odpowiedzi. Na nasze wnioski dostawaliśmy dotacje i pieniądze, żeby móc dobrze realizować zadania naszej firmy.
Ale sprzęt się zużywa…
– Mamy też dział komercyjny – czyli dział transportu. Wysłużone w ratownictwie karetki, z dużym przebiegiem, niepewne, służą nam do świadczenia usług transportowych. To transport medyczny, sanitarny i specjalistyczny. Obsługujemy ćwiczenia policji, straży pożarnej całą masę różnych wydarzeń kulturalnych i społecznych. Tam te karetki wysłużone również się przydają. Jak się popsują to mamy zakład, który nam te karetki naprawia. U pana Łukasza Kołodzieja w Dobrzeniu Wielkim. Te naprawy są weryfikowane przez życie. Współpracujemy od lat. To co pan Łukasz i jego pracownicy robią to jest mistrzostwo świata. Te karetki są na prawdę bardzo zużyte. To nie jest normalne auto. Ten silnik dostaje strasznie po głowie w czasie całodobowego dyżuru. Wszystko na szybko: odpalane, jechane i dalej – ten sprzęt się zużywa. Dzięki fachowości pana Łukasza i jego zakładu utrzymujemy ciągłość i zachowujemy bezpieczeństwo w ratownictwie medycznym.
Fot. melonik