Rozmowa z Waldemarem Kołodziejem, tłumaczem przysięgłym języka niemieckiego oraz podróżnikiem. Podczas spotkania Waldemar opowiedział nam o swojej pasji, jaką są podróże.
Skąd wziął się pomysł, aby w tak młodym wieku wyruszyć w świat w poszukiwaniu przygody, co było tym pierwszym bodźcem?
Myślę, że to się rozpoczęło w momencie otwarcia granic. Gdy chodziłem jeszcze tutaj w Polsce do podstawówki nadarzyła się możliwość wyjazdu do Niemiec. Najpierw chciałem wyjechać na rok i nauczyć się języka niemieckiego i popracować nad perspektywami na przyszłość.
Myśląc o wyjeździe miałeś już dalsze pomysły?
Nie chciałem zaczerpnąć „innego powietrza”, po prostu ciągnęło mnie w inny rejon. Spróbować czegoś nowego i powiedzmy bardziej nietypowego wyzwania. To był początek, wylądowałem na północy Niemiec. Mniej więcej na granicy Dolnej Saksonii i Nadrenii Północnej Westfalii. Tam z jednego roku zrobiło się 5 lat, zdałem maturę. Wiedziałem już wtedy, że powrotu do Polski nie będzie i rozpocząłem studia w Niemczech.
Jaki był kierunek studiów?
Lingwistyka stosowana i kulturoznawstwo, czyli w trakcie studiów koncentrowałem się głownie na tłumaczeniach pisemnych i ustnych. Zostałem tłumaczem języka niemieckiego. Miałem też dużo do czynienia z kulturoznawstwem i historią obu krajów, również z sytuacją polityczną w Polsce i Niemczech
Czyli głównie te dwa kraje Polska i Niemcy?
Tak, lecz również Rosja, bowiem moim drugim językiem w trakcie studiów był język rosyjski. Dużo miałem do czynienia z Rosją, bo byłem również na wymianie w Rosji na Uniwersytecie im. Łomonosowa w Moskwie. Jednak po studiach skoncentrowałem się głownie na języku polskim i niemieckim, ponieważ z językiem rosyjskim było zbyt trudno przebić się na rynku, jako tłumacz nie będąc Rosjaninem z pochodzenia.
Jak już miałeś wybrany kierunek na życie, bo rozumiem, że chciałeś zostać tłumaczem?
Znaczy się teraz może będzie się to troszeczkę zmieniać. Wtedy ewidentnie tak było, stojąc na pograniczu miedzy oboma krajami jasne było dla mnie, że chcę coś w tym kierunku robić i mieć do czynienie zarówno z Polską, jak i z Niemcami. Również z językiem, historią i kulturą obu krajów, aby wiązać to ze sobą i tłumaczyć jednej i drugiej stronie nie tylko językowo, ale również kulturowo.
Osiągnąłeś to co chciałeś, zostałeś tłumaczem przysięgłym języka niemieckiego. Jak długo pracowałeś w tym zawodzie?
Tak, przez mniej więcej cztery lata
To co spowodowało, że jednak zdecydowałeś się na zmiany?
Po tym przepracowanym okresie stwierdziłem wraz z moją dziewczyną, że warto spróbować czegoś innego i bardzo zależało mi na tym żeby się rozwinąć w innym kierunku. Coraz bardziej pociągał mnie temat winiarstwa, ponieważ pięć lat spędziłem w rejonie winnym w Niemczech, gdzie mieszkałem. Zawsze moim pragnieniem było, aby się konkretnie nauczyć języka angielskiego, a nie wchodziło to w rachubę w trakcie studiów. Dlatego stało się dla mnie jasne, że nastąpi wyjazd do kraju anglojęzycznego, albo nic z tego nie będzie. Dla nas stało się jasne, że Wielka Brytania nie wchodzi w rachubę, bo jest po prostu za blisko i klimat też nie ten.
Zastanawialiśmy się troszkę nad USA, ale to też było dla na nas niepewne i ze względu bezpieczeństwa i ze względów gospodarczych wtedy. Pod koniec rozważań pozostały nam tylko dwa kierunki Australia i Nowa Zelandia. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Australię i absolutnie tego nie żałujemy.
Czyli wyjazd do Australii, do jakiego miasta?
Do Sydney i tam praktycznie przez cały czas zostaliśmy, z czego byliśmy bardzo zadowoleni, bo jest to zdecydowanie największe miasto w Australii i z największymi perspektywami na nowa pracę oraz poznania ciekawych ludzi i wielokulturowością.
Wyjechałeś do Australii i jak próbowałeś się tam zaaklimatyzować, dokąd kierowałeś swoje pierwsze kroki?
Na początku nie było żadnych kontaktów, mieliśmy tylko i wyłącznie załatwiony nocleg na pierwsze 3 tygodnie. Jedynym punktem zaczepienia była szkoła, w której ja się podjąłem nauki języka angielskiego. Dopiero poprzez szkołę udało mi się poznać parę osób z różnych krajów oraz nauczycieli z tej szkoły. W gruncie rzeczy przez pierwsze półrocze pobytu w Australii koncentrowałem się na nauce języka angielskiego. Starałem się dorabiać dalej tłumacząc zlecenia z Niemiec drogą elektroniczną.
To był sposób na zarabianie pieniędzy, aby utrzymać się w Sydney?
Tylko częściowy dla mnie. Moje dziewczyna już po dwóch miesiącach podjęła pracę
Jak Sydney was przyjęło, czy nie było żadnych problemów od strony formalnej?
Nie było żadnych problemów od strony formalnej, od samego początku czuliśmy się bardzo dobrze. Wiadomo było, że na początku musieliśmy się przestawić klimatycznie i mentalnie, bo mentalność ludzi jest zupełnie inna. Jednak od początku można było poczuć tą swobodę i wolność, oraz luźne podejście ludzi do życia.
Rozumiem, że nie ma takiej „spiny” jak w Polsce, czy na zachodzie?
Wydaje mi się, że ogólnie rzecz biorąc nie. Oczywiście wyścig za pieniądzem jest wszędzie, ale podejście do życia jest o wiele luźniejsze również w pracy.
Oprócz Australii, jakie były kolejne wyjazdy? Bo mieszkaliście w Australii i to było wasze miejsce wypadowe?
Tak cały czas mieszkaliśmy w Australii ze względu choćby na sytuacje mieszkaniową, czy przywiązanie do pracy. Ciężko było już powiedzieć sobie, że się pakujemy i wyjeżdżamy na 3 miesiące w inny rejon świata. Po dłuższym czasie już kwestie organizacyjne decydowały. My po drodze do Australii byliśmy najpierw w Wietnamie przez krótki okres czasu. Zwiedziliśmy były Sajgon, co było bardzo ciekawym doświadczeniem. Później będąc w Australii zwiedzaliśmy Australię środkową, zachodnią i Tasmanie. Z Australii wybraliśmy się do Malezji i Indonezji, tam byliśmy w Kuala Lumpur, Malaka i Dżakarcie to dzięki kontaktom, jakie nawiązaliśmy w szkole językowej. Później mieliśmy tylko jedną większą wyprawę do Nowej Zelandii z tym, że tylko na północną wyspę.
Południowe wybrzeże północnej wyspy Nowej Zelandii
Jaki okres czasu spędziliście w Nowej Zelandii?
Krótko, tylko na ok. 10 dni, ponieważ nie mieliśmy większych możliwości czasowych. Byliśmy uwiązani w pracy, nie było szans, aby na dłużej się wybrać. Mieliśmy to szczęście, że mój dobry kolega, którego w Niemczech uczyłem języka niemieckiego jest właśnie z Nowej Zelandii. Akurat w tym czasie przebywał w Nowej Zelandii i w gruncie rzeczy sporą część północnej wyspy nam w tym czasie pokazał.
Co byś polecił naszym czytelnikom Australię, Nową Zelandię czy może Indonezję?
To zależy czego się pragnie, czego człowiek oczekuje od takiej wyprawy. Pod względem klimatycznym dla mnie osobiście, jednak chyba Nowa Zelandia. Ponieważ klimat w Australii bywa nieobliczalny. Może być bardzo gorąco, tak jak teraz niedawno było w Polsce. Jeśli ktoś lubi takie upały, to na pewno w Australii mu się spodoba. Jednak trzeba się przestawić, bo wybierając się tak jak my na jesieni do Australii organizm musi się przyzwyczaić, ponieważ przez okres 2 lat niemieliśmy tam zimy. Jest to dla nas nietypowe i bywa jednak męczące, to nie jest tak, że wszystko jest piękne, jest wietrznie i słonecznie. Tak jak wspominałem pod względem klimatycznym Nowa Zelandia jest bardzo przyjazna. Chociaż jest też trochę opadów. Na północnej wyspie zima nie jest tak sroga jak u nas. Jeśli chodzi o Malezje i Indonezję to jednak zbyt duża duchota i wilgotność powietrza, którą ciężko wytrzymać.
Tradycja i nowoczesność w Chongquing – metropolii w pobliżu prowincji Syczuan
Wspominałeś, że byłeś też w Chinach.
Tak, teraz wracając z Australii byliśmy w Chinach na 3 tygodnie. Pierwszy raz byliśmy w Chinach pięć lat temu na miesiąc. Już wtedy Chiny były jednym z moich ulubionych krajów.
Wcześniej wspominałeś też, że jesteś koneserem win. Czy w Chinach też odnajdziemy wina?
Są wina, tylko problem jest taki, że chińska kuchnia nie jest za bardzo kompatybilna z winem. To jednak będąc w Chinach i racząc się chińską kuchnią trzeba pić piwo. W Chinach piwo jest nisko procentowe średnio ma między 2,5 a 3,5% jest podawane zdecydowanie chłodniej, dlatego pije się je w większej ilości, bo kuchnia chińska jest też dość ostra. Więc do kuchni chińskiej polecam zdecydowanie piwo, bardzo mało jest, bowiem potraw, które nie gryzą się z winem.
Co tam najbardziej przykuło twoją uwagę i jak może zmienić pogląd przeciętnego mieszkańca Polski, który nigdy tam nie był?
Udało mi się, bo mam tam kolegę i wraz z nim podróżowaliśmy po Chinach, dzięki temu mieliśmy ułatwioną komunikację językową. Ponieważ Chiny są jednym z tych niewielu krajów, gdzie bez znajomości tego języka, człowiek jest zagubiony. Nawet, aby przeczytać coś w restauracji, czy na ulicach bez znajomości chińskiego się nie obejdzie. Jeśli chodzi o krajobrazy i przyrodę w Chinach to po prostu są niesamowite. Co dla mnie było też wielkim pozytywnym zaskoczeniem to kuchnia. Ja zawsze wybierając się na jakąś wyprawę, przywiązuje dużą wagę do strony kulinarnej i chińska kuchnia jest dla mnie zdecydowanie najlepsza na świecie.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych udanych wypraw, z których mam nadzieję podzielisz się swoimi wrażeniami z naszymi czytelnikami. Rozmowę przeprowadził Łukasz Kołodziej. Więcej zdjęć z podróży Waldemara Kołodzieja znajdziemy w galerii pod linkiem: https://www.grupalokalna.pl/zdjecia/podroznicze-zdjecia-z-australii-i-nie-tylko