Powietrze tego popołudnia pachniało jak kuchnia tuż przed Wigilią. Zanim jeszcze ruszył korowód, tłumy ustawiały się wzdłuż drogi – jakby ktoś rozsypał okruszki ciepła, które przyciągają ludzi bardziej niż jakakolwiek reklama. Tak było w Chróścicach – w niedzielę, gdy grudzień zamienił się w opowieść.

Parada Świąteczna to tu już tradycja. Niby młoda, a jednak dojrzała – wypracowana cierpliwością, przerwami pandemicznymi i uporem, który potrafi zrobić święta nawet bez budżetu. „Bez pieniędzy, ale z ludźmi” – to zdanie mogłoby wisieć nad wjazdem do wsi. Bo gdy nie ma wielkich dotacji, zostaje kreatywność, dobre serca i sponsor nagłośnienia, który sprawia, że kolędy niosą się dalej niż zimny wiatr.

Sołtyska Beata Wolny mówi o tym z uśmiechem, jak o czymś oczywistym. O tym, że były lata, kiedy wozy jeździły tylko po wsi, i o tym, że dziś jest ich rekordowo dużo – jedenaście. O sąsiadach, którzy dołączają: jedni drugi raz, inni pierwszy. O pomyśle konkursu na najpiękniejszy wóz, ogłoszonego już jesienią, żeby każdy miał równe szanse. I wreszcie – o marzeniu: żeby kiedyś było jak parada z bajki. Marzenia też są tu częścią programu.

Gdy zegar wybił szesnastą, spod kościoła ruszył korowód. Światła na wozach migotały jak lukier na piernikach, a ulice – przystrojone i cierpliwe – prowadziły ludzi ku wspólnemu finałowi. Po drodze było wszystko, co w świętach najprostsze i najważniejsze: dziecięce zachwyty, rozmowy sąsiadów, śmiech, który grzeje lepiej niż szalik.

A potem – poczęstunek. Grzane wino, stoły z przysmakami, chwila na „jak u was?” i „co słychać?”. Bez pośpiechu. Bez scenariusza. Z myślą przewodnią, która nie potrzebuje transparentów: być razem. Integracja – to słowo brzmi urzędowo, ale w Chróścicach ma smak goździka i cynamonu.

Mówią, że w zeszłym roku było około tysiąca osób. W tym – bez wątpienia więcej. Może dlatego, że takie wydarzenia są rzadkie. A może dlatego, że w grudniu wszyscy chcemy wierzyć, iż najważniejsze rzeczy da się zrobić „samozwańczo”: bez wielkich pieniędzy, za to z wolą dobrych ludzi.

fot. melonik

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.