W strugach deszczu rozpoczął się tegoroczny Jarmark Franciszkański. Organizatorzy dotrzymali słowa i zaczęli punktualnie w południe. Stawili się kupcy i artyści. Wszystko zapięte na ostatni guzik.
Orkiestra na Placu Wolności siedziała na scenie za ścianą deszczu. Nieliczni przechodnie smagani deszczem i wiatrem przemykali ulicami – ani im w głowie było zatrzymać się.
Papa Musioł ociekał deszczem. Krople spływały mu po nosie. Pewnie gdyby żył załatwiłby lepsza pogodę. Pytałem Braciszków czekających na gości z przepysznym chlebem z jeszcze lepszym smalcem czy próbowali załatwić lepsza aurę. Z filozoficznym spokojem odparli, że w dzisiejszych czasach z tymi co na górze można załatwiać a i tak nie wiadomo co z tego wyniknie. Trudno nie przyznać im racji…
Orkiestrę, która grała na ratuszowej wieży, podziwiała tylko jedna niemiecka wycieczka, niestrudzenie brnąca w deszczu. Szkoda. Nie wiem czy to pierwszy raz, ale pomysł świetny. Akustyka rynku opolskiego jest doskonała i może warto by pomyśleć o tym, by częściej zdarzały się takie eventy.
Patrząc na prognozę pogody trudno o optymizm. Padać ma do 22. Jutro choć chłodno i bez słońca ma już nie padać. Zapraszamy na Jarmark w imieniu OO Franciszkanów.