Gdyby, nie daj Boże, doszło u nas do wojny i bombardowań, to zostaje nam modlitwa, bo schować się przed bombami nie ma gdzie. Może gdzieś jakieś schrony są, ale ludzie o tym nie wiedzą, bo władza robi z tego tajemnicę.   

Bezpieczeństwo. Opolanie nie mieliby się gdzie ukryć, bo nie ma ani jednego czynnego schronuPo raz kolejny Opowiecie.info postanowiło sprawdzić, czy jesteśmy przygotowani na zagrożenie militarne. Czy działają w Opolu schrony dla ludności na wypadek np. lotniczych nalotów. Okazuje się, że nie, w przeciwieństwie do innych krajów europejskich, które są do tego przygotowane.

– Wróciłam ze Skandynawii, tam, chociażby w Finlandii każdy mieszkaniec Helsinek doskonale wie, gdzie jest jego schron w przypadku zagrożenia militarnego, a szczególnie zagrożenia nuklearnego – opowiada pani Małgorzata, mieszkanka Opola. – W Helsinkach każdy mieszkaniec miał obowiązek sprawdzenia, gdzie jest jego schron, zapoznania się, jak jest wyposażony i co zabrać ze sobą w przypadku alarmu.

Faktem jest, że w przypadku zagrożenia militarnego nawet nie rozróżnilibyśmy rozlegających się dźwięków alarmowych syren, o czym już pisaliśmy. Inaczej bowiem brzmi alarm ostrzegający o ataku lotniczym, a jeszcze inaczej o odwołaniu tego alarmu. W przeszłości taką edukacją zajmowała się formacja Obrony Cywilnej, obecna m.in. w zakładach pracy, uczono też tego w szkołach. Po 1989 roku uznano jednak, że wojna nam nie grozi i taka wiedza nie jest ludziom potrzebna.

W czasach PRL-u mieliśmy schrony, były w dużych budynkach mieszkalnych, w każdym większym zakładzie pracy, pod uczelniami, szkołami, placówkami kultury i urzędami. Miały chronić przed zwykłym bombardowaniem, atakiem chemicznym, biologicznym i w jakimś stopniu zagrożeniem nuklearnym. Wraz z upadkiem PRL upadły także schrony i braku naszego przygotowania nie można usprawiedliwiać tym, że np. Finlandia nie należy do NATO, więc jest bardziej zagrożona, a Polska należy i jest bezpieczna. Inwazja Rosji na Ukrainę pokazała, że nikt nie może czuć się bezpieczny.

Bezpieczeństwo. Opolanie nie mieliby się gdzie ukryć, bo nie ma ani jednego czynnego schronu

-Tutaj był system filtracji powietrza – pokazuje pan Jerzy Marenin

– W naszym budynku w piwnicy był schron do powodzi w 1997 roku – opowiada Jerzy Marenin, który mieszka przy ul. Piastowskiej w Opolu. – Z systemem wentylacji, toaletami, normalnym dostępem do wody i kuchnią. Ale już wtedy był zaniedbany. Po powodzi wyburzono też na podwórku zabetonowany wylot systemu filtracji powietrza od bunkra. A sygnały alarmów, ile, który trwa, powinny być wypisane i wisieć na każdej klatce schodowej – dodaje pan Jerzy.

Za czasów PRL schronami zajmowała się Obrona Cywilna, formacja zorganizowana w sposób wojskowy, działająca przy resorcie obrony. Formalnie Obrona Cywilna istnieje, a jej głównym inspektorem jest komendant główny Straży Pożarnej w Warszawie. Kiedy jednaj pytamy w Komendzie Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Opolu o schrony, okazuje się, że te kompetencje OC nie schodzą pionowo w dół. Teraz odpowiedzialność za obronę cywilną spoczywa już na wojewodzie.

Pytamy więc rzecznika wojewody opolskiego o schrony, gdzie są, w jakim stanie i czy mieszkańcy Opolszczyzny mogą czuć się bezpiecznie. I tu szok.

– Nie udzielamy takich informacji – brzmi odpowiedź rzecznika wojewody dla Opowiecie.info.

Czyżby tajemnica miała skrywać fakt, że schronów brak i niezręcznie się do tego przyznać?

Postanowiliśmy być jednak uparci i o schrony zapytaliśmy prezydenta Opola.

– W 2005 roku nadzór budowlany stwierdził, że działające na terenie Opola obiekty nie nadają się do pełnienia roli, do jakiej zostały przeznaczone – mówi Opowiecie.info Adam Leszczyński, rzecznik prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego. – Ponadto nie ma przepisów wykonawczych dotyczących utrzymania, wyposażenia, czy budowy schronów. Budowa i utrzymanie to jest zadanie z zakresu administracji rządowej, na które nie dostajemy pieniędzy.

– Przepisów w zakresie obrony cywilnej brakuje i od lat pozostaje to w formie projektu o ochronie ludności, czekając na uchwalenie – przyznaje Andrzej Śliwa z Zespołu ds. Obronnych i Ochrony Informacji przy Uniwersytecie Opolskim. – Najnowsza ustawa o obronie ojczyzny ma to uregulować, to wszystko ma przejąć obrona terytorialna.

W tej sytuacji pytamy u źródeł, czyli w Dowództwie Wojsk Obrony Terytorialnej. Ale tam też zaskoczenie.

– Szefem Obrony Cywilnej jest komendant główny straży pożarnej, więc są siły i środki w jurysdykcji wojewodów, samorządów – mówi Opowiecie.info płk Marek Pietrzak z biura prasowego Dowództwa Wojsk Obrony Terytorialnej. Przyznaje jednocześnie, iż lepiej byłoby, gdyby obrona cywilna była lepiej przygotowana i wyposażona niż jest w tej chwili.

– W tej chwili toczą się pod kierownictwem wiceministra spraw wewnętrznych prace nad ustawą o ochronie ludności i obronie cywilnej – dodaje płk Pietrzak. – I ta ustawa będzie to wszystko na nowo regulowała. A mylenie nas z Obroną Cywilną, to jest pomylenie wszystkiego. WOT realizuje zadania sił zbrojnych.

Okazuje się, że obrona cywilna w Polsce jest sierotą, do której nikt nie chce się przyznać, a na dodatek była fikcją na papierze.

Bezpieczeństwo. Opolanie nie mieliby się gdzie ukryć, bo nie ma ani jednego czynnego schronu

fot.flickr

– Niech ktoś pokaże chociaż jeden w Polsce zwarty oddział Obrony Cywilnej. Tego nie ma – mówi Stanisław Rakoczy, członek prezydium Zarządu Wojewódzkiego Ochotniczych Straży Pożarnych w Opolu, w latach 2011-2015 wiceminister resortu spraw wewnętrznych. – Nie ma też powszechnej wiedzy, jak się zachować np. w czasie wybuchu jądrowego. I nie ma schronów. Jakby zaczęły spadać bomby, to ludzie będą się chować po piwnicach, bo nikt o to nie dbał i nie myślał. Przez ostatnie kilkadziesiąt żyło nam się komfortowo, nie myśląc o zagrożeniu wojną.

Komfortowo poczuliśmy się już pod koniec lat 80., kiedy zniknęło zagrożenie, które miało wcześniej nadejść z zachodu, czyli ze strony NATO. Wtedy w Opolu zaczęto likwidować pierwsze schrony.

– Tak było na terenie OSM Przyszłość Centrum przy ulicach 1 Maja i Kośnego – wspomina Małgorzata Hein, długoletni pracownik SM Przyszłość i członek zarządu spółdzielni. – Wcześniej były schrony pod zarządem administracji, w każdej firmie był zatrudniony człowiek odpowiedzialny za Obronę Cywilną i były okresowe kontrole tych schronów, które się okresowo sprzątało, wietrzyło, sprawdzało sprzęt i wyposażenie techniczne schronu. Ale tam, gdzie powstawały nowsze administracje, czyli nowsze budynki, to tam schronów już nie było.

Potwierdza to także prezes spółdzielni mieszkaniowej na osiedlu Armii Krajowej (dawny ZWM), że tam, gdzie stawiano nowe budynki, nie przewidywano już schronów.

Te, które były, zamieniano na piwnice lub magazyny, usuwając z nich grube, stalowe drzwi, sparciałe maski przeciwgazowe oraz inne wyposażenie na wypadek „W”, demontując systemy filtracji powietrza i wody. O ile spokojniejszy mielibyśmy dziś sen, gdyby to wszystko było i działało nadal…

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.