16 sierpnia 1891 roku w Dziergowicach pod Koźlem szewc Franciszek Zgrzebniok i pochodząca z flisackiej rodziny Eleonora,  z domu Rakoczy – stali się szczęśliwymi rodzicami małego Alfonsa – było to pierwsze z dziewiątki ich dzieci. Pierwsze i najzdolniejsze.

Burzliwe życie Alfonsa Zgrzebnioka

Rodzice Alfonsa Zgrzebnioka w Dziergowicach

– Alfons Zgrzebniok był najstarszy, a to już go fantastycznie sytuowało w hierarchii rodzinnej. To on będzie namaszczony przez rodziców by zrobić karierę zawodową, będzie też kierowany do nauki na studiach – bo jest najstarszy – opowiada dr Adriana Dawid.

Jego ojciec miał zakład szewski, matka prowadziła mały sklep, do tego wszystkiego dochodzi jeszcze małe gospodarstwo rolne – przy którym – należy się spodziewać – musiał pracować. Jako sześciolatek Alfons rozpoczął edukację w dziergowickim powszechniaku. Języka polskiego w mowie i piśmie uczyła go matka. To ona głównie była  strażniczką polskości w ich domu. Po matce odziedziczył zawziętość, stanowczość i determinację w osiąganiu celu. Był też przy tym tak samo jak ona: człowiekiem zdecydowanym, odważnym, no i świetnym organizatorem. Był z nią bardzo związany, to jej nazwisko posłużyło mu potem jako pseudonim powstańczy – Rakoczy.

– Mimo, że był ponadprzeciętnie zdolny, naukę w gimnazjum rozpoczął z rocznym opóźnieniem. Powodem była słaba znajomość języka niemieckiego, który musiał podszlifować na rocznych korepetycjach w Wodzisławiu. Nieznajomość ta nie wynikała z nieuctwa, ale z kultywowanej od pokoleń w jego rodzinie polskości – wyjaśnia prof. Michał Lis. – W szkole średniej zetknie się z kolegami polskich rodzin. To będzie cała galeria późniejszych dowódców powstańczych.

– W szkole średniej w Raciborzu uczył się  bardzo dobrze. Tylko że miał zainteresowania  niepaństwowe, a wedle władz wręcz wrogie wobec państwa. Razem z polskimi kolegami zakłada polskie instytucje i organizacje i staje się aktywistą w tych organizacjach, a państwo pruskie jest państwem serio: tam nie ma zabawy. Istnieje prawo, a prawa trzeba przestrzegać – opowiada prof. Lis.

Szkołę średnią ukończył wreszcie w roku 1909. Będąc uczniem, dał się poznać jako buntownik, niepokorny Polak, z którego Cesarstwo pożytku mieć nie będzie. Choć przyszłość pokazała, że nie było to takie oczywiste. Na razie jednak za przynależność do tajnej organizacji o mały włos nie został wyrzucony ze szkoły z wilczym biletem. Pogrzebałoby to nadzieje rodziców na lepszy los dla syna. Uniknął tego jedynie ze względu na bardzo dobre „rokujące  na przyszłość” wyniki w nauce.

– Rodzice chcieli by został księdzem dlatego studia we Wrocławiu rozpoczął od seminarium – mimo iż ksiądz Brandys, dziergowicki proboszcz, miał powiedzieć Eleonorze: – „Z tego pani synka to duchownego nie będzie, ponieważ on bardziej niż do modlitwy nadaje się do komenderowania. On ma więcej w sobie wojskowego niż kapłana.” Niewiele straciła ta rodzina i Alfons Zgrzebniok także. Po tym jak się ożenił zyskał w rodzinie trzech księży, ponieważ aż trzech braci jego żony było duchownymi – wylicza dr Adriana Dawid.

Wstąpił na Uniwersytet Wrocławski gdzie studiował najpierw teologię a później filozofię i ekonomię.

– W 1914 roku gdy zaczyna się pierwsza wojna światowa następuje masowy pobór do wojska. Alfons Zgrzebniok przerywa studia i również staje się jednym z żołnierzy Reichswery – mówi prof. Marek Masny. – Każdy młody obywatel Rzeszy musiał trafić do wojska, odbyć swoja służbę wojskową i tak tez było z Alfonsem Zgrzebniokiem. Do armii trafił z wilczym biletem za przynależność do Związku Młodzieży Polskiej , Ligi Polskiej i Ligi Narodowej – podkreśla prof. Masnyk.

Burzliwe życie Alfonsa Zgrzebnioka

Czasy studenckie

Ów wilczy bilet mógłby go  dyskwalifikować w karierze wojskowej. Tymczasem cztery lata wojny oznaczają dla niego systematyczny szybki awans. Kończy się wojna a on jest już w mundurze oficerskim – oznacza to jednoznacznie, że doceniono jego cechy przywódcze. Trzykrotnie był ranny – w tym raz bardzo poważnie. W lazarecie w Lipsku zastał go koniec wojny. Wypisał się na własne żądanie i obolały dotarł do domu rodzinnego by z bliskimi spędzić wigilię. Tu włączył się natychmiast w ruch narodowo-wyzwoleńczy. Chodziło o włączenia w powstające państwo polskie także ziem zaboru pruskiego

Tak  rozpoczął działalność konspiracyjną, a właściwie wrócił do tego co robił przed wojną, W porozumieniu z komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska Józefem Dreyzą. przystąpił do prac organizacyjnych w powiecie kozielskim. Dysponując wybitnymi zdolnościami organizacyjnymi i wojskowymi został komendantem POW na powiaty kozielski i raciborski.

Do Polskiej Organizacji Wojskowej wciągnął swoich braci. Jeden z nich wspomina, że z ogromnym zdziwieniem skonstatował, że w tej organizacji jest także zaangażowany w działalność konspiracyjna ich ojciec. Mieszkali pod jednym dachem i żaden z nich nie dał absolutnie nic po sobie poznać, że pracują wspólnie w jednych strukturach wojskowych

A że Zgrzebniok był także uzdolniony muzycznie i literacko- udzielał się kulturalnie. Grał na różnych instrumentach, reżyserował przedstawienia, improwizował wiersze. Przez moment był nawet dyrygentem chóru mieszanego w rodzinnych Dziergowicach. Kryła się pod tym zakonspirowana organizacja wojskowa, do której należeli właściwie wszyscy jego  członkowie.

Zgrzebniok i jego bracia są przywódcami najpierw w Dziergowicach. Kiedy powstaje Polska Organizacja Wojskowa Górnego Śląska w styczniu 1919 roku organizują ją w powiecie.

Motorem do działania pobudzającym spiskowców była Polska, która po ponad stuletniej niewoli budziła się do życia. Śląsk musiał do niej ich zdaniem czym prędzej dołączyć. Cel ten, w opinii Zgrzebnioka i członków POW można było osiągnąć jedynie poprzez zbrojne wystąpienie, a do tego potrzebna była broń. Tutaj pomocną okazała się pomysłowość i, co tu ukrywać, bezczelność Alfonsa.

– Był niezłym zawadiaką – opowiada prof. Marek Masnyk. – Znana jest ta historia, kiedy w przebraniu niemieckiego oficera dokonuje zuchwałej akcji w koszarach Grenzschutzu w Koźlu i wyciąga stamtąd znaczna liczbę broni i amunicji, która potem przydała się powstańcom w pierwszym i drugim Powstaniu Śląskim.

– Kupował także broń od żołnierzy  Grenzschutzu – dodaje dr Adriana David. – Oni dość chętnie, za odpowiednią cenę się jej  pozbywali. W raciborskiej Strzesze (ośrodek polski), gdzie zgromadzono spory arsenał niespodziewanie pojawili się Niemcy. I tu znów jako niemiecki oficer Zgrzebniok zaproponował im swoją pomoc i wywiódł policjantów w pole. W końcu jednak szczęście się od niego odwróciło i na początku marca 1919 roku został aresztowany. Z więzienia  uciekł. Wystosowano za nim list gończy, w którym określono go „największym polskim bandytą w okręgu kozielskim”. Musiał się ukrywać. Przekroczył  granicę i aktywnie włączył się w struktury organizacyjne ruchu militarnego w Strumieniu i Piotrowicach.

 

Cdn.

Fot. Muzeum Śląska Opolskiego

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.