Chodząc po ulicach zwykle nie zwracamy uwagi na żeliwne pokrywy różnych włazów kanałowych czy studzienek telekomunikacyjnych, na wloty kanalizacji deszczowej etc. A może czasem warto im się trochę przyjrzeć.

Żeliwnych elementów sieci wodociągowej, kanalizacyjnej czy telekomunikacyjnej jest bez liku. Wszędzie ich pełno. Ktoś musi je robić. Kto nam to robi? Czy w naszej okolicy jest jakiś producent?

Kto znalazł czas, na uważniejsze przyjrzenie się żeliwnym elementom wbudowanym w drogi, ten wie, że wśród producentów jest m.in. EKOPOL TUŁOWICE. Na zdjęciu poniżej, pochodząca z tej firmy pokrywa włazu kanałowego (z prawej powiększony jej fragment):

Nazwę tej firmy odczytać możemy także na żeliwnych wlotach do kanalizacji deszczowej:

Kto będzie miał odrobinę szczęścia, ten trafi nawet na klapę z dawniejszą nazwą firmy. Bez szczególnego szukania znalazłem aż dwie takie na ulicach Dobrzenia Wielkiego. Jedna z nich na zdjęciu poniżej:

Dziś firma EKOŻEL wprawdzie istnieje, ale działa w Opolu i chyba nie wytwarza omawianych tu żeliwnych elementów. Inna sprawa, że ten EKOŻEL z Opola jest chyba jakoś powiązany z EKOPOL-em z Tułowic Małych.

Nie udało mi się trafić na żadną pokrywę z jeszcze inną nazwą firmy. Inni mieli więcej szczęścia, więc posłużę się fragmentem cudzego zdjęcia:

Litery Z.M.P.T. oznaczają Zakłady Metalowe Przemysłu Terenowego. Taka nazwa pojawiła się po raz pierwszy w 1951 roku i trwała, z przerwami na inne nazwy, aż do 1991 roku.

Odlewnia żeliwa z Małych Tułowic ma oczywiście historię dużo dłuższą, niż od 1951 roku. Nie wiadomo dokładnie, kiedy ona się zaczęła, ale było to przed 1700 rokiem. Dlatego firma EKOPOL od 2000 roku ma w swym logo podpis "300 lat tradycji hutniczych i odlewniczych":

Gdy przed 1700 rokiem uruchamiano pierwszy piec, to folwark, znajdujący się w miejscu dzisiejszych Tułowic Małych, nazywał się Asche – po polsku Popiół. Nazwa ta sugeruje, że w folwarku wytwarzano potaż (potasz), czyli zanieczyszczony węglan potasu. Otrzymywano go kiedyś z popiołu powstającego podczas spalania drewna lub węgla drzewnego. Jeśli w folwarku spalano drewno, bądź węgiel drzewny, to chyba nie wyłącznie po to, by mieć popiół. Byłoby to marnotrawstwo. Zapewne uruchomiono tam jakąś kuźnię, by wykorzystać spalanie.

W okolicy 1700 roku popyt na potaż był bardzo duży (używano go m.in. do wytwarzania mydła i szkła), Jego produkcja była bardzo dochodowa, o czym może świadczyć fraszka Ignacego Krasickiego (1735-1801):

Gdyby nie było potażu

Nie byłoby ekwipażu;

Skarb to nie dość wielbiony

Z popiołów mamy galony.

Możliwe jest więc, że i kuźnia, wykorzystująca spalanie, była duża (kuźnia produkcyjna). To znów mogło być zachętą do uruchomienia właśnie tam huty. Huta ta nosiła początkowo nazwę Ascher Hütte, a od 1823 roku nazwę Theresienhütte, na cześć pierwszej żony właściciela, którym był graf Ludwig Praschma (Theresia zmarła 20 listopada 1824 roku).

W ciągu ponad 300 lat różnie toczyły się losy huty. Raz lepiej raz gorzej. Wydaje się jednak, że najlepsze swe lata tułowicka odlewnia przeżywała w PRL. Gdy w 1948 roku wznowiono produkcję odlewów, zakład zatrudniał tylko 14 pracowników, ale już w 1951 roku było ich 82, Wytwarzali m.in. klocki hamulcowe i żeliwne skrzynki elektrotechniczne (elektryfikacja tak naprawdę nastąpiła w Polsce dopiero za PRL).

W 1954 roku w tułowickim zakładzie produkowano już sprzęt rolniczy i mufy (w 1970 roku zakład był jedynym w Polsce producentem muf kablowych). Od 1958 roku do tułowickiego zakładu dołączono, jako filię, Zakłady Metalowe Przemysłu Terenowego w Zagwiździu i załoga urosła do 270 osób. Zakład był tak duży, że opłacało się utworzyć szkołę zawodową, kształcącą potrzebnych mu tokarzy, frezerów, ślusarzy, formierzy – odlewników. Szkoła ruszyła 1 września 1965 roku.

Na początku lat 70. (epoka Gierka) tułowicka odlewnia modernizuje się kosztem 10 mln zł (odpowiada to mniej więcej dzisiejszym 10 mln zł). Powstaje nowy oddział mechaniczny. Nie zapomina się też o sprawach socjalnych. Powstają łaźnie i inne urządzenia. Unowocześniony zakład zaczyna eksportować swe wyroby do USA, Austrii, Szwecji, RFN, Anglii i Danii.

W maju 1991 roku dla tułowickiej odlewni rozpoczęła się nowa epoka. Wojewoda Opolski sprzedał Odlewnię Żeliwa w Tułowicach spółce "Ekopol Opolski". Wtedy jeszcze można było mieć nadzieję na dalszy wspaniały rozwój firmy. Zakład wprowadzał nowe produkcje, o czym świadczyć może np. zastrzeganie wzorów użytkowych w urzędzie patentowym. Poniżej przykłady dwóch takich zastrzeżonych w 1995 roku wzorów użytkowych (znalazłem też inne):

Jeśli chodzi o tradycyjną produkcję, to zakład produkował nie tylko "zwyczajne" wyroby, ale także bardziej artystyczne, takie jak np. pokazane na zdjęciu poniżej pokrywy włazów kanałowych:

Pokrywa z lewej to wyrób na potrzeby firmy Kolanko z Chwaszczyna (woj. pomorskie), która zajmuje się m.in. sieciami kanalizacyjnymi. Są na niej herby Gdyni, Sopotu i Gdańska, jest Półwysep Hel i Zatoka Gdańska, jest też dużo muszelek.

Pokrywa z prawej przeznaczona jest dla firmy Adasta (Adamczyk Stanisław) z Bielska-Białej. Są na niej sylwetki gór: Klimczok (1117 m npm), Skrzyczne (1257 m npm) oraz Barania Góra (1220 m npm). Są też szyszki.

Czy w 1991 roku, gdy odlewnia rozpoczynała nowy etap życia w III RP, ktoś pomyślał, że będzie to jej ostatni etap? Moim zdaniem ktoś o tym pomyślał, ktoś tak właśnie zadecydował, ale raczej nie byli to pracownicy odlewni i jej właściciele. Oni stali się tylko ofiarami.

Od kilku lat odlewnia już nie produkuje. Zostało tam chyba czterech pracowników, których zadaniem jest wyprzedaż resztek starszej produkcji. Właściciele od co najmniej 2012 roku starają się sprzedać pozostałości po pięknej kiedyś firmie z ponad 300-letnią tradycją. Jak dotąd próby sprzedaży są bezskutecznie. Parę dni temu na YouTube pojawił się film w sprawie sprzedaży pozostałości po EKOPOL-u. Zainteresowani znajdą go po adresem:

Można oczywiście doprowadzać do upadku w Polsce kolejne zakłady, a to, co one produkowały, kupować taniej za granicą. Jest jednak pewien warunek: Kupować za granicą możemy tylko za tyle, za ile tam sprzedaliśmy czegoś innego. Tak jednak nie jest.

Zgodnie z międzynarodowymi umowami banki centralne wszystkich państw mają obowiązek co kwartał informować o zadłużeniu swego państwa. Nasz Narodowy Bank Polski informuje więc o polskim zadłużeniu. Ostatnie dane są za drugi kwartał 2015. W tabelce poniżej podaję zadłużenie zagraniczne Polski za pięć ostatnich kwartałów. Dodatkowo podaję, ile to jest na mieszkańca:

Nasze zadłużenie wciąż rośnie i rośnie (czasem występują drobne wahnięcia związane z kursami walut). Ten dług jest już praktycznie niespłacalny. Aby zadłużenie dalej nie rosło, trzeba by mocno zdewaluować złotówkę. Tak robi np. Białoruś ze swoim rublem, więc u nich dług maleje, a bezrobocia praktycznie nie ma wcale, bo wiele rzeczy opłaca się produkować dla siebie i na eksport, a bardzo niewiele opłaca się importować. No ale my wybraliśmy inaczej.

Podczas pisania artykułu korzystałem m.in. z materiałów dostępnych na stronie firmy "Ekopol Opolski", którą polecam zainteresowanym:

https://www.ekopol-opolski.pl

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Autorzy, którzy chcą, aby ich artykuły, napisane na łamach "Grupy Lokalnej Balaton" w latach 2013-2016, widniały na portalu informacyjnym Opowiecie.info proszeni są o przesłanie tytułu artykułu oraz zawartych w nim zdjęć na adres: news@opowiecie.info