W niedalekiej przyszłości na Opolszczyźnie ma powstać pierwszy profesjonalny ośrodek leczenia i rehabilitacji dzikich zwierząt. Dożywotnie schronienie znajdą w nim również osobniki gatunków inwazyjnych w naszej rodzimej faunie.

Marta Węgrzyn od niemal 10. lat ratuje dzikie zwierzęta. Do prowadzonego przez nią Opolskiego Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi” trafiają osobniki chore, po wypadkach komunikacyjnych i ptasie sieroty. W niedalekiej przyszłości pani Marta będzie pomagać także jeleniowatym, łosiom czy wilkom. Na Opolszczyźnie powstanie bowiem pierwszy profesjonalny ośrodek dla dzikich zwierząt. Dożywotnie schronienie znajdą tam również gatunki inwazyjne w rodzimej faunie, przede wszystkim szopy i jenoty.

– Ratujemy wszystkie zwierzęta. Chronione, częściowo chronione, obce, inwazyjne, czy te wpisane do Polskiej Czerwonej Księgi. Wszystkie – mówi prezeska fundacji „Avi”. – Pomoc gatunkom inwazyjnym i obcym to nasza decyzja, kontynuowana od wielu lat, nie bez powodu została wpisana w statut fundacji.

Szopy i jenoty to najczęściej uciekinierzy z ferm futerkowych

– Część z nich została też sprowadzona do polskich lasów przez myśliwych jako urozmaicenie polowań – wyjaśnia Marta Węgrzyn. – Niektóre przetrwały i zaadaptowały się do naszego środowiska, mimo, że ponoszą koszty zdrowotne tej adaptacji. Np. jenoty często chorują na świerzb, ponieważ ich futro jest przystosowane do ochrony przed niskimi temperaturami, ale nie do wysokiej wilgotności polskich zim. W konsekwencji, w okresie jesienno-zimowym, łapią świerzb.

Skutki rozprzestrzeniania się inwazyjnych gatunków obcych uznaje się – obok bezpośredniej utraty siedlisk, za jedną z najpoważniejszych przyczyn zmniejszania bioróżnorodności w skali globalnej.

Gatunki inwazyjne zabierają bazę pokarmową gatunkom rodzimym

– Pamiętajmy jednak, że jenot nie żywi się wyłącznie jajami piskląt, i to wyłącznie gatunków najbardziej zagrożonych – tłumaczy Marta Węgrzyn. – Jeśli chodzi o preferencje żywieniowe, jest bardzo podobny do lisa. Nie pogardzi padliną, owocami, roślinami, a jeśli jest taka konieczność – zapoluje. Jednak jeśli na jednym terenie żyją borsuki, lisy i jenoty, to jenot wyszczupla bazę pokarmową naszych rodzimych gatunków.

Zabiera im też miejsce do schronienia. – Jenot jest psowatym, który zapada w sen zimowy. A że gdzieś musi hibernować, bardzo często zajmuje nory borsucze i wtedy borsuk już się do takiej nory nie wprowadzi. Mamy więc kolizyjność tych dwóch gatunków – dodaje szefowa „Avi”.

W przypadku szopa jego inwazyjność jest nieco większa. – To zwierzę niesłychanie sprawne: pływa, biega, znakomicie wspina się po drzewach i do tego jest bardzo łakome. Ponadto jest aktywny cały rok i przez cały rok szuka pożywienia w środowisku, pomniejszając tym samym bazę pokarmową innych gatunków.

Pierwotny zasięg występowania szopa pracza to tereny obu wybrzeży Ameryki Północnej oraz południowej Kanady. Jednak w pierwszej połowie XX wieku nastąpiła jego introdukcja w Europie. Szopy nie tylko uciekały z niewoli, ale były też celowo wprowadzane do środowiska naturalnego przez człowieka.

– Ludzie często wprowadzają do środowiska inwazyjne rośliny, gady czy ryby nie zdając sobie sprawy z kosztów środowiskowych. To zawsze jest odpowiedzialność człowieka, że gatunki inwazyjne znalazły się u nas znalazły – przekonuje Węgrzyn.

Specjaliści apelują, by nie próbować zajmować się zwierzętami gatunków inwazyjnych samodzielnie

– Nie dajmy się zwieść słodkim filmikom z YouTuba – mówi prezeska fundacji. – To w dalszym ciągu dzikie i często agresywne zwierzę, które jest w stanie zrobić człowiekowi krzywdę. Bez względu na gatunek, znajdując dzikie zwierzę, najlepiej skontaktować się profesjonalistami z ośrodków. Pamiętajmy też, że przedstawiciel gatunku inwazyjnego nie może już wrócić do środowiska. Zwykle idzie się drogą na skróty i usypia się te zwierzęta. Mało kto trzyma je dożywotnio, bo niejednokrotnie jest to opieka na kilkanaście lat.

W jednym z sektorów nowego ośrodka prowadzona będzie edukacja przyrodnicza

– Będziemy opowiadać nie tylko o zwierzętach, ale również o gatunkach inwazyjnych roślin, które bardzo często rozprzestrzeniają się przez działalność człowieka – mówi Węgrzyn. – Często ulegamy chwilowej modzie na jakiś gatunek i bez problemu jesteśmy w stanie kupić gatunki roślin inwazyjnych, np. w sklepach ogrodniczych.

Ulegamy tej modzie również wtedy, gdy decydujemy się na hodowlę przedstawiciela gatunku inwazyjnego w domu.

– W Polsce występuje rodzimy gatunek żółwia, czyli żółw błotny, którego bardzo często nie widzimy ponieważ jest wypierany przez inwazyjne żółwie czerwonolice.  Ludzie kupując sobie małego, słodkiego żółwia czerwonolicego czy innego ozdobnego w sklepie zoologicznym, nie przewidują faktu, że zwierzę będzie żyło kilkadziesiąt lat i urośnie do znaczących rozmiarów. I że nie zawsze będzie miłe, słodkie i będzie dawało się dotykać. Te zwierzęta bardzo często są wyrzucane. Są wypuszczane do okolicznych stawów, do rzek, a tam bardzo mocno wypierają żółwia błotnego.

Ponadto żółwie czerwonolice zabierają żółwiom błotnym siedliska i pożywienie.

– Ich odłowem zajmują się specjalne organizacje, które regularnie wyławiają naprawdę ogromne ilości tych żółwi, zresztą ogromnych też wielkościowo. Po odłowieniu te żółwie trafiają do adopcji. Na ich hodowlę bardzo często trzeba mieć zgodę z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, właśnie z uwagi na to, że to gatunek inwazyjny. Trzeba też pamiętać, że jeśli żółw ma 35 cm wielkości to bardzo trudno hodować go w akwarium. Zdecydowanie łatwiej umieścić w zabezpieczonym zbiorniku wodnym. One znakomicie radzą sobie w naszym klimacie. Na zimę schodzą na dno albo się zakopują, a w lecie są aktywne.

Rozprzestrzenianie się gatunków inwazyjnych szkodzi bioróżnorodności. Tuż po utracie siedliska, właśnie gatunki inwazyjne uznawane są za główną przyczynę wymierania rodzimych gatunków. Pamiętajmy, jednak że wszystkie metody zwalczania gatunków inwazyjnych w jakiś sposób szkodzą środowisku. W przypadku przedstawiciel fauny najbardziej humanitarnym rozwiązaniem jest umieszczanie przynajmniej niektórych osobników w specjalistycznych ośrodkach dla zwierząt.

Możecie dołożyć swoją cegiełkę do powstania ośrodka, wspierając zbiórkę.

Jenot Zorro, podopieczny fundacji „Avi”/Fot. Opolski Ośrodek Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt/FB

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze