-To nie podlega żadnej dyskusji, ale przygotowując się przez cały rok 2016 do okrojenia gminy mieliśmy tyle możliwości zaoszczędzenia, że samo „przejście” było dosyć łagodne. Dodatkowe pieniądze mamy na przykład w związku z zakończeniem budowy i uruchomieniem linii 400kV. To linia wyprowadzająca energię z Elektrowni Opole w kierunku Wrocławia. Idzie ona wzdłuż autostrady przez gminę Dąbrowa – około dziesięciu kilometrów. Dostaliśmy w związku z tym spory zastrzyk – blisko 900 tysięcy. Oczywiście straciliśmy podatki za wszystkie linie elektroenergetyczne (także TAURON-u), które znalazły się poza granicami gminy – we Wrzoskach czy Karczowie.
– Sytuacja finansowa gminy wygląda dobrze w takim sensie, że nie mamy problemów z dopięciem budżetu czy żeby starczało na dotychczasowe potrzeby. Staramy się, by nie obniżyć w żaden sposób standardu życia mieszkańców. On nie był taki wysoki jak w gminie Dobrzeń Wielki. Nie spadliśmy z tak wysokiego konia – mówiąc w przenośni. Dlatego lądowanie nie było tak bolesne.

Jako wójt, urzędnik, Marek Leja musiał się pogodzić z tym, co się stało po podjęciu przez radę ministrów rozporządzenia z 19 lipca 2016 roku o powiększeniu Opola kosztem czterech sąsiednich gmin. Dąbrowa straciła w ten sposób półtora tysiąca mieszkańców, a także, między innymi przygotowywane pieczołowicie tereny inwestycyjne i wiele innych dóbr, na przykład  intensywnie rozwijającą się dzielnicę domków jednorodzinnych we Wrzoskach.

– Jako urzędnik musiałem się pogodzić. Jako człowiek nie pogodzę się nigdy. My się tu bardzo często spotykamy z byłymi mieszkańcami. Te kontakty się nie zerwały. Na dożynki gminne przyjechała nie tylko korona ze Sławic, ale cała ekipa. Było bardzo wielu mieszkańców Wrzosek na czele z księdzem proboszczem. Na gminne zawody strażackie zaprosiliśmy również strażaków z Wrzosek i ze Sławic. Uczestniczyli w nich towarzysko – zmierzyli się z nami, było bardzo sympatycznie. Wciąż powtarzali, że chcieliby wrócić do gminy Dąbrowa. Bardzo wiele osób się z tym faktem nie pogodziło. Ja osobiście także nie. Mam olbrzymi żal. To zabranie dziesięciu lat naszej pracy. Teraz w gminie trzeba organizować wszystko od nowa.

Gmina Dąbrowa nie ma wielkiego przemysłu – jest typowo rolnicza. Dotychczas sobie bez przemysłu radziła. Swoje dwie kadencje Marek Leja poświęcił na to, by zmienić jej profil.

-Chciałem znaleźć takie rozwiązanie, które przyniosłoby gminie dodatkowe dochody i pozwoliłoby podnieść standard życia. Gmina to nie jest przedsiębiorstwo w którym wymyślisz jakiś nowy, fajny produkt, sprzedasz go, bo masz dobry marketing i wówczas zarobisz więcej, Niestety gmina ma stałe dochody i mamy bardzo ograniczony wpływ na to ile zarobi. Chyba, że zrobi to, co zrobiło Opole: komuś zabierze. My nie chcieliśmy zabierać, tylko sprowadzić tutaj przemysł, specjalną strefę ekonomiczną. Dopłacaliśmy do budowy sieci wodociągowej czy kanalizacyjnej – uzbrajaliśmy działki budowlane. U nas nie ma depopulacji tak jak w Opolu. Cały czas mamy dodatni bilans. Dzięki temu też zwiększały się dochody.

Zabranie Dąbrowie terenów inwestycyjnych powoduje, że gmina musi ponownie szukać rozwiązań. Całe hektary podzielone we Wrzoskach na działki, są w tej chwili już w pełni uzbrojone i w dużej części zabudowane. Podatki z tych terenów nigdy do gminy Dąbrowa nie trafią.

Marek Leja: Liżemy rany…

– Próbujemy przygotować nowe tereny. Wiadomo jednak, ze im dalej od miasta tym trudniej. Gmina nie posiada na przykład swojej oczyszczalni ścieków – korzystamy z opolskiej. Wybudowanie dla przemysłu sieci kanalizacyjnej oddalonej 15 kilometrów od miasta – czyli na przykład na węźle Prądy jest skomplikowane i drogie. Mamy tam około stu hektarów, które będziemy usiłowali zagospodarować. Problemem będzie niewątpliwie wielu właścicieli i media. To będą kosztowne inwestycje. Chwilowo jednak staramy się przede wszystkim o to, żeby nie obniżyć standardu życia mieszkańców. Wszystkie rzeczy związane ze sportem, kulturą zostawiamy na poziomie na jakim były.

W urzędzie gminy pracuje pięciu pracowników mniej. Leja nikogo nie zwolnił. Część szła na emeryturę, inni widząc co się dzieje – poszukali sobie innej pracy.

– W szkołach na razie nie musieliśmy nikogo zwalniać. To nam wyjdzie dopiero za jakieś trzy lata. Mieliśmy właściwie w Chróścinie i w Dąbrowie dwie dziewięcioletnie szkoły. To był sztuczny podział na podstawówkę i gimnazjum. Trudniejszym przypadkiem jest gimnazjum w Żelaznej, które ulega wygaszeniu i szkoła podstawowa w Naroku w której będziemy musieli przygotować sale dla klas siódmych i ósmych. Po wygaszeniu gimnazjum cały sprzęt trafi do Naroka. Budynek gimnazjum w Żelaznej chcemy przystosować na kilkuoddziałowe przedszkole, bo jak mówiłem u nas depopulacji nie ma i przedszkole jest potrzebne. Nawet z oddziałem żłobkowym. Na razie szukamy pieniędzy na przebudowę – za dwa lata po wygaśnięciu gimnazjum budynek będzie stał pusty. Ludzie z Wielkiego Opola już uciekają do naszej gminy- do Mechnic i Chróściny. Za dziesięć lat liczba mieszkańców miasta znów zmniejszy się o dziesięć tysięcy tych, którzy przeprowadzą się do nas, bo u nas żyje się lepiej taniej i przyjemniej.

Marek Leja: Liżemy rany…

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.