Policjanci zatrzymali 28-letniego mieszkańca Opola, który miał przy sobie ponad 1 kilogram marihuany. Przewoził ją w torbie podróżnej.

Kryminalni z wydziału do walki z przestępczością narkotykową Komendy Miejskiej w Opolu obserwowali go już dłuższego czasu. Kiedy weszli do akcji, zarekwirowali u niego narkotyki wystarczające na ponad tysiąc „działek”. Ponadto w jego mieszkaniu znaleziono ecstasy. Łączna wartość czarnorynkowa tych narkotyków to ponad 40 tys. zł.

– Podejrzany już usłyszał zarzuty posiadania znacznej ilości narkotyków, decyzją sądu trafił do aresztu na dwa miesiące – mówi oficer prasowy Agnieszka Nierychła z KMP w Opolu. – Grozi mu nawet do 10 lat więzienia.

Praktycznie nie ma dnia, by media nie informowały o dilerach i narkotykach na Opolszczyźnie. Czy nasze województwo wyróżnia się negatywnie pod tym względem w Polsce?

– Nie mamy statystyk, które by to potwierdzały – mówi Agnieszka Nierychła. – Ale dostęp do tych substancji jest ułatwiony. Granice są otwarte, do tego blisko do autostrady A4, która może być korytarzem przerzutowym. W Holandii i Czechach jest łatwy dostęp do narkotyków, młodzi jeżdżą tam i przemycają do Polski środki odurzające. Ilość ujawnionych przestępstw narkotykowych może niepokoić, to już nie są gramy nazywane „działkami”, te ilości mogą wskazywać, że dilerów jest dużo.

To oznacza też, że i „konsumpcja” jest duża. Popyt rodzi podaż. Wśród licealistów i studentów panuje coraz powszechniejsze przekonanie, że marihuana, uznawana za narkotyk miękki, nie uzależnia i jest czymś lepszym od wódki.

– Prawie na każdej imprezie ktoś jara (pali marihuanę – aut.), dużo ludzi z tego korzysta, a dostęp jest na wyciągnięcie ręki – przyznaje student trzeciego roku UO. – Ja nie widzę w tym problemu, przecież to nie uzależnia, a jest o wiele bardziej szlachetne od alkoholu.

Całkowicie odmienna opinię mają opolscy terapeuci.

– Co cztery lata w naszym województwie są prowadzone badania i od lat marihuana wiedzie prym jako najczęściej zażywany narkotyk – mówi Paweł Andrzejuk, opolski terapeuta, prezes Stowarzyszenia na rzecz Ludzi Uzależnionych „To człowiek”. – I niestety, jest społeczne przyzwolenie na to, że młody człowiek może sobie od czasu do czasu zapalić marihuanę, która coraz częściej traktowana jest jako używka na równi z alkoholem.

Andrzejuk podkreśla, że wbrew obiegowym opiniom marihuana uzależnia, a jej palenie jest szkodliwe. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że jej zawartość podlega ciągłej modyfikacji, a poziom THC, czyli substancji uzależniających – marihuana posiada 400 takich czynników – stale rośnie. Wynika to z tego, że obecnie w większości marihuana pochodzi z laboratoryjnych plantacji, co pozwala „poprawiać” jej odurzające parametry.

– To nie zabija, ale zmienia całkowicie jakość życia – podkreśla Paweł Andrzejuk. – Marihuana sprawia, że ten młody człowiek będzie miał poważne problemy z pamięcią krótkoterminową i z koncentracją. Takie osoby mają duże problemy z ukończeniem szkoły.

Jak dodaje Paweł Andrzejuk, z jego doświadczenia terapeuty wynika, iż marihuana to najczęściej początek eksperymentowania z innymi substancjami, często już „twardymi” narkotykami.

– Paradoksalnie, choć rodzice mają coraz większą wiedzę na temat narkotyków, to niestety młodzi ludzie coraz częściej je zażywają – stwierdza. – A marihuana stała się powszechna.

Paweł Andrzejuk, podobnie jak policjanci, zwraca uwagę, że Opolszczyzna graniczy z Czechami, gdzie posiadanie i zażywanie nie jest zagrożone karą. U nas posiadanie nawet najmniejszej ilości narkotyku jest formalnie karane.

Co zrobić, żeby młodzi nie eksperymentowali z narkotykami?

– Od młodych ludzi bardzo dużo się wymaga i oczekuje – podkreśla Andrzejuk. – Jednak w sytuacjach dla nich trudnych nie mają wsparcia, ani ze strony rodziców, ani instytucji, żeby powstrzymać ich przed ucieczką do substancji psychoaktywnych. Choć tu też musi być pełna jasność, że nie wszyscy młodzi ludzie biorą narkotyki.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.