Z Danutą Jazłowiecką, opolską senator Koalicji Europejskiej, a wcześniej posłanką do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot

– Rząd chwali się, że wynegocjował dla Polski miliardy euro w budżecie na 7-letnią perspektywę finansową oraz Funduszu Odbudowy, ale do porozumienia przywódców państw UE zgłosił wiele zastrzeżeń Parlament Europejski (PE). Co to oznacza w praktyce?

– Wieloletnie Ramy Finansowe na lata 2021 – 2027 oraz Fundusz Odbudowy – ten ostatni ma być wykorzystany przez najbliższe trzy lata, jako tzw. szybkie pieniądze –  mają służyć spełnianiu czterech elementów: mądremu zarządzaniu gospodarczemu, transformacji energetycznej i zielonemu ładowi oraz agendy cyfrowej. Z 750 miliardów euro z Funduszu Odbudowy 390 miliardów przeznaczone będzie na granty, spłaci je Komisja Europejska (KE). Pozostałą częścią będą pożyczki. W porozumieniu wpisana jest praworządność, połączona z możliwością korzystania z tych pieniędzy. Parlament Europejski uznał, że praworządność powinna mieć wręcz bezpośredni związek z wypłacaniem pieniędzy. KE chce, żeby wszystkie decyzje dotyczące wydatkowania pieniędzy były przyjmowane większością kwalifikowaną, co nie podoba się PE, który chce, żeby była to odwrócona większość kwalifikowana zapewniająca mocne, nie do podważenia stanowisko.

– Jak to w praktyce będzie przebiegało?

– Pieniądze będą wydatkowane na podstawie przygotowanych przez państwa członkowskie programów operacyjnych, które tym razem nie będą oceniane przez KE, ale przez wszystkie państwa członkowskie. To one będą decydowały, czy są spełnione wszystkie uwarunkowania wydawania tych pieniędzy. Natomiast KE będzie składała wniosek, jeśli uzna, że są lub mają być wydane niezgodnie z przyjętymi kryteriami. Ten wniosek zaakceptuje ostatecznie lub odrzuci Rada Europejska, w której decyzje zapadają zgodnie z porozumieniem kwalifikowaną większością głosów. PE ma zastrzeżenie nie tylko do tego mechanizmu. Parlament nie akceptuje w projekcie porozumienia znacznego zmniejszenia puli pieniędzy na ochronę zdrowia i badania naukowe. A jak znam Parlament Europejski, to będzie walczył do końca żeby osiągnąć odpowiedni poziom wydatków na te cele.

– Czy rzeczywiście na rolnictwo i dopłaty będzie o połowę mniej pieniędzy?

– W siedmioletniej perspektywie finansowej będzie o 9 miliardów euro mniej dla wsi.

– A premier Mateusz Morawiecki mówił o takim wielkim negocjacyjnym sukcesie…

– To czysty marketing polityczny. Amerykanie sprawdzili to wielokrotnie, że 75 proc. ma się na wejściu, co znaczy, że zapamiętujemy to, co usłyszymy po raz pierwszy. Jeżeli ktoś kilka razy usłyszy, że „wygraliśmy”, to pozostaje mu to w głowie, nawet jeśli potem zostanie mocno zweryfikowane. Uczestniczyłam w posiedzeniu, w którym premierowi Morawieckiemu zadawano pytanie dotyczące praworządności, ale premier do kamery TVP odpowiadał nie na zadane pytania, tylko mówił to, co chciał skierować do swoich wyborców. My wszyscy w parlamencie byliśmy zdezorientowani i zdumieni, bo to kompletnie nie miało związku z pytaniami. Ale Polacy usłyszeli, jak jest wspaniały premier Morawiecki. To, że skompromitował nas w Europie, się nie liczy.

– Coraz częściej słychać, że reputacja Polski została mocno nadszarpnięta, że nasz kraj interesuje jedynie skok na kasę.

– Bo tak jest. Tak są odczytywane intencje niektórych rządów. Na szczęście widzę, że coraz częściej politycy i społeczeństwo całej Unii Europejskiej dostrzegają, iż populiści są niebezpieczni. Teraz czeka nas najtrudniejszy okres. Nie będzie to kryzys, biorąc pod uwagę nawet ten największy, z jakim mieliśmy do czynienia w 2008-2015, ale największa recesja po drugiej wojnie. To wymaga bardzo dużego dofinansowania i wszystkim państwom zależy, żeby otrzymać jak największe środki. Jest pula do podziału i trzeba spełnić warunki. Warunki narzucone przez podatników UE, a ci którzy korzystają najwięcej, muszą się liczyć z tym, że kryteria i obostrzenia muszą spełnić.

– Bardzo często się mówi, że m.in. Francja i Niemcy chcą mieć najwięcej do powiedzenia, a są to kraje, które więcej wpłacają niż biorą z tej unijnej kasy.

– Ale w tych negocjacjach większą rolę odegrał premier Holandii, który doprowadził do zmiany myślenia o przyszłości UE. Ułatwił zadanie przewodniczącej KE, Ursuli von der Leyen, bo ona też miała takie pomysły, żeby zmienić te standardowe działania UE. I to premier holenderski wynegocjował niższe składki dla małych państw członkowskich. Więc nie jest tak, że za każdym razem duże państwa decydują. Decydują argumenty, a nasz rząd argumentów nie przedstawia od kilku lat. Polskim argumentem jest jedynie „nie, bo nie”. W ciągu ostatnich trzech lat spadliśmy z piątej pozycji na trzynastą, jeśli chodzi o wpływ na decyzje zapadające w UE. A mieliśmy nawet pozycję drugą! W procesie decyzyjnym w latach 2011-2014 Polska była drugim państwem po Niemczech. Później krótko byliśmy piątym, ale w ciągu ostatnich czterech lat, jako piąte co do wielkości państwo UE, spadliśmy na trzynasta pozycję. Przecież to wstyd.

– Z czego wynika takie podejście naszego rządu, to „nie, bo nie”?

 Obserwując już prawie pięcioletnie rządy PiS widzę, że to zespół osób, które buduje zamki na piasku. Infrastruktura, budowana obecnie lub oddawana teraz do użytku, została przejęta po rządzie PO-PSL. Tylko, że za naszych rządów premier Tusk nie pozwalał politykom jeździć na żadne otwarcia dróg, oczyszczalni ścieków, mostów, czy innych inwestycji. Jasno mówił, że jest to nasz obowiązek pracować dla kraju a nie się promować. Teraz jest zupełnie inna polityka. Proszę zobaczyć stępkę rzekomego promu w Szczecinie, Mierzeję Wiślaną, Puszczę Białowieską, stadninę koni w Janowie – przykłady niszczenia, złego zarządzania. Połączenie Orlenu i Lotosu, przy którym Lotos traci połowę swoich aktywów, okrzyczane zostało sukcesem, a efekt po połączeniu będzie taki, że razem będą miały niżą wartość, niż z osobna. Na komisji senackiej pytaliśmy, jaki jest cel tego połączenia, ale zabrakło konkretnej odpowiedzi. Ekonomicznie to nie ma sensu, więc widać jest jakiś ukryty cel. Firma powstała po fuzji będzie mogła wziąć olbrzymie pożyczki, kto wie, może po to, żeby przejąć prywatne media?  Zapłacić Amerykanom trzykrotną wartość za TVN? Rząd PiS prowadzi politykę badań „czego społeczeństwo oczekuje”, a nie pracy na przyszłość. Do nas były pretensje, że nie rozdawaliśmy tych pieniędzy – był kryzys finansowy, wiedzieliśmy, że po nim trzeba będzie się szybko odbić. Dzisiaj owoce tego nierozdawania zbiera PiS i na szczęście, chociaż część także Polacy.

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Jeden komentarz

  1. Ta Pani opowiada bzdury.Pisze, PE , „Komisja chce”, parlament chce, ale muszą być prawne zapisy tego chcenia, a tak nie jest. Pisze,że decyzjwe zzapadna kwalifikowana większością w Radzie, ale nawet nie ma rozeznania czy takiej kwalifikowanej większości RP nie będzie miała, bo tu są grupy interesów państw. My poprzemy ciebie, ale ty nas itd. To ostatecznie Rada zadecyduje, a nie Komisja czy Parlament UE. Kochana europosłanko – po prostu nie pieprz!

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.