Nikt nie spodziewał się takiej frekwencji na „Spotkaniu z historią” w podopolskim Prószkowie. O losach ludności śląskiej na ziemi prószkowskiej podczas wejścia Armii Czerwonej przed osiemdziesięciu laty opowiadał wybitny znawca tematu ksiądz profesor Andrzej Hanich.
– O tym co się tutaj działo a jest znane pod nazwą Tragedii Górnośląskiej i jest jednym z najtragiczniejszych wydarzeń drugiej wojny światowej musimy pamiętać – uważa burmistrz Prószkowa Krzysztof Cebula.
– Wojna dotarła na Opolszczyznę na przełomie 1944 i 45 roku – zaczął swoją opowieść ksiądz profesor Andrzej Hanich. – Najpierw były to dywanowe naloty amerykańskich superfortec, które bombardowały głównie obiekty zmilitaryzowane, najczęściej w okolicach Koźla i Kędzierzyna. Ale 18 grudnia nadleciały bombowce nad Opole i zniszczyły centrum miasta w linii od ronda do dworca PKP. Katedra i ratusz szczęśliwie ocalały – mówił prelegent.
A potem przyszli sowieci. Trudno było to nazwać „wyzwoleniem” i większości Ślązaków to słowo w tym kontekście nie przechodziło przez usta. Tym bardziej, że o tym co się działo nie wolno było mówić jeszcze przez wiele lat. Nie mówiono nawet w domach. Czasami coś się wyrwało komuś przy kolacji, ale wypierano te wspomnienia przez wzgląd na bezpieczeństwo.
Przez Opolszczyznę przetoczyło się blisko milion czerwonoarmistów i nieszczęśliwie nad Odrą front się na dłuższy czas zatrzymał. Nie było sposobu, by uniknąć spotkania ze znudzonymi, rozpasanymi i zdziczałymi żołnierzami żądnymi krwi, rabunku i zemsty.
Gwałty były na porządku dziennym. Boguszyce, gdzie zginęło około 360 osób, stały się symbolem tej hekatomby. Sowieci wchodzili niemal do każdej miejscowości i niemal wszędzie zachowywali się tak samo – zabijali, jeśli tylko udało się im sforsować drzwi budynku lub piwnicę, w której ukrywali się ludzie. Polscy Ślązacy ginęli na równi z niemieckimi, także robotnicy przymusowi. Bywało, że szybciej, bo byli mniej pokorni i mniej skorzy do spełniania żądań. Kto nie miał zegarka, wódki czy roweru, musiał liczyć się z kulą, a zabudowania, w których mieszkał, podpalano. Razem z mieszkańcami – i często z tych samych powodów – ginęli liderzy lokalnych społeczności. Z rąk sowieckich sołdatów zamordowanych zostało na Opolszczyźnie około 40 księży – choć tylko 9 z nich nie znało języka polskiego – i ok. 80 sióstr zakonnych.
A to był dopiero wstęp do gehenny, którą przeżyli Ślązacy.
.- Spotykamy się bo tragedie ludzkie, dopóki żyją potomkowie tych ludzi, nigdy nie zejdą z pamięci, a po wtóre po to, by nigdy więcej się to nie powtórzyło – uważa ksiądz profesor. – Wprawdzie to jest łabędzi spiew, bo wojny wciąż się pojawiają, ale trzeba o tym mówić i myślę, że to z czasem robi swoje. Żadne słowo prawdy nie pozostaje jednak obojętne, jest takim ziarnem, które z czasem wydaje owoc.
– Wojna na Ukrainie jest ostrzeżeniem, ale my się już z nią oswoiliśmy. Ona na razie jest daleko, ale nie wiadomo co się wydarzy. Młodzież zna dzisiaj wojnę jedynie z filmów i kazdemu się wydaje, że to jest nic. Tymczasem to jest straszliwa tragedia. To co się tu działo osiemdziesiąt lat temu to był koszmar…
– Człowiek ma wolną wolę i może zrobić wszystko i dlatego ważne jest, żeby nie robił wszystkiego.
Fot. melonik