W Opolu kolejny skandal z krzewami (około setki), które wyschły w tydzień po nasadzeniu. To u nas norma – twierdzą opolanie. To i wycinanie tysięcy drzew… I wyrzucanie w błoto pieniędzy.

Posadzone w Opolu nie ma prawa rosnąć. Chyba jest zakaz

Godzina 17.00 w niedzielne popołudnie. Opolski „park sensoryczny”. Kompletna pustka. Trudno się dziwić. Nie da się wytrzymać na tej patelni. Ani jednego drzewa, w cieniu którego można by się schronić. Już słyszę argumenty, że nigdy tu drzewa nie rosły tylko było zwykłe pole. Ale nikt nie liczył na to, że będzie tu chciał spędzić czas obcując z przyrodą i wszystkim co ogród o takim charakterze powinien nieść.

Park kosztował ponad 2 miliony złotych. Te dwa miliony wyrzucono tak samo jak pieniądze na plażę miejską, słynną „kuwetę”.

Dlaczego w takim miejscu nie ma drzew? Dlaczego projektant nie zaplanował, a przyjmujący projekt zatwierdził? Zwyczajna niekompetencja. Posadzono tu jakieś badyle (przepraszam was sadzonki), które  spełnią zadanie drzew może za jakieś 40-50 lat. Tymczasem tysiące dorodnych, pięknych, zdrowych drzew w Opolu wycięto. Dlaczego ich nie przesadzono w to właśnie miejsce?

Dziś te dwa miliony złotych to obraz nędzy i rozpaczy.

Mniej więcej tydzień temu na placu u zbiegu ulic Waryńskiego, Pułaskiego i Luboszyckiej posadzono prawie setkę krzewów, okalających nowy plac zabaw dla dzieci. Mniejsza teraz o sam plac. Krzewy posadzono na sucho. Po wielokrotnych interwencjach na wielu szczeblach, czym zajęła się przerażona niekompetencją sadzących mieszkanka ulicy Pułaskiego – Pani Małgorzata – przyjechał beczkowóz i roślinki podlał. I tyle go widziano.

Miasto odtrąbiło sukces w postaci otwarcia nowego, okolonego zielenią placu zabaw dla dzieci i straciło zainteresowanie. Większość krzewów, jak donosi pani Małgorzata szlag trafił

Posadzone w Opolu nie ma prawa rosnąć. Chyba jest zakaz

„Nasze nowo nasadzone krzewy na skwerku przy zbiegu ulic Pułaskiego, Waryńskiego, Luboszyckiej. Po jaką cholerę to sadzą jak nie podlewają. Przecież 100 krzaków musiało kosztować kilka tysięcy. To tak jak podetrzeć sobie 4 litery naszymi pieniędzmi i śmiać się nam w twarz” – czytamy w jej wpisie na fb.

„Szlag mnie trafia jak patrzę na to niechlujstwo. Kasa wydana, i załatwione. Ktoś jednak powinien za to beknąć. To są żywe rośliny, i trzeba o nie zadbać” – dodaje Krystyna

Bardzo trzeźwo rzecz komentuje Bogdan: Plan wykonany..a po nas choćby potop…

I Maria: Takich przykładów w całym mieście jest dużo niestety.

Piotr Gosztyła, którego wymieniam z imienia i nazwiska i mam nadzieję, że nie będzie miał z tego powodu pretensji stwierdza:  Opole w tym wiedzie prym… Odnoszę wrażenie, że w latach 70-tych kiedy była głęboka komuna, do urzędów przyjmowali ludzi z kwalifikacjami, teraz byle DZBAN, który popiera miłośnika selfie staje się szefem całej agro-przestrzeni w mieście i zarządza całą florą i fauną… Co z tego, że nie ma pojęcia? Się kupi, ponoć przestronny budżet mamy… Ograbi się sąsiednie gminy i znów kasę zamiast na ważne wydatki, wywalą na słomiane i wyschnięte inwestycje, w latach minionej epoki dobrze wiedzieli, że na nich zarabia się najlepiej. Każdy ma swojego „Misia” na miarę czasów. Mamy i my, mieszkańcy Opola… A wielu i tak zaraz pójdzie do szafy w ratuszu, aby zaśpiewać słynne „łubudubu”..

Wczoraj spadł deszcz. Niewiele to dało. Pani Małgorzata wylądowała w szpitalu. Nie będzie miał kto interweniować. Krzewy zostały skazane na śmierć.

Na fb pojawił się wpis o tym jak to odżywa „Dąb wolności” nr 2. Pierwszy usechł całkowicie.

Być może w ciągu ostatnich dwóch tygodni pojawiły się na nim jakieś dwa trzy nowe zielone liście. Trudno to stwierdzić nie licząc sztuka po sztuce. Widać natomiast, że oberwano kilka suchych, by bardziej wyeksponować zielone. Drzewo przed filharmonią nadal wygląda fatalnie a władze nawet nie usiłują zachować pozorów, że im na nim zależy: hydrobufor jest pusty i suchy jak pieprz. Sprawdziłem kilka takich urządzeń na które trafiłem w mieście. Wszystkie są w takim samym stanie.

Wszystkim, którzy usiłują podlewaniem zasadzonych roślin obarczyć ekologów i mieszkańców przypominam że: – ktoś zaprojektował nasadzenie bez nawadniania i wziął za to pieniądze. Kolejny ktoś taki projekt zatwierdził. Wykonawca stwierdził, że ma to w nosie, bo taki jest projekt i zrobił co mu kazano. Wszystko to za nasze pieniądze. Nasze i ekologów i mieszkańców. A czy potrafią sobie państwo wyobrazić ile trzeba przynieść konewek wody żeby podlać 100 krzewów podczas takiej suszy? I nie powinna to być woda z kranu, bo zdatnej do picia mamy coraz mniej. Jest punkt czerpania wody z Odry przy ulicy Kropidły i tym powinny się zająć odpowiednie służby.

Ale kto by to wszystko spamiętał, jeśli robi sobie akurat nowego selfika na temat tego jakim to bogatym i zielonym miastem jest Opole…

 

Fot. kapitan

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.