Rezolucja-rewolucja – nagrania z nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Opola 02.06.17

Na stronie Obywatelskiego Opola na Facebooku napisałam, że nadzwyczajna sesja w sprawie odwołanego 54. Festiwalu Opolskiego nie potrwa długo. Minęłam się z prawdą: dyskusja przeciągnęła się do wieczora, była bardzo żywiołowa i podparta energiczną gestykulacją, a także licznymi wycieczkami prezydenta Opola a to do ławki prawników, a to do przewodniczącego swojego klubu, p. Sowady, a to do przewodniczącego opozycyjnego klubu, p. Kubalańcy.

Ta sesja została dość szczegółowo zrelacjonowana w opolskich mediach, a niniejszy tekst ma mieć charakter komparatywny. Ma pokazać pewne zależności wykraczające poza ramy relacji.

Którędy do źródła

W sprawie wypowiedzenia umowy jednoosobowo przez prezydenta Opola, p. Arkadiusza ‘Miasto-To-Ja’ Wiśniewskiego z TVP na organizację Festiwalu Opolskiego, istnieje wiele wzajemnie wykluczających się teorii. Osąd sytuacji nie jest możliwy bez rozstrzygnięcia absolutnie podstawowego faktu: czy istniała tzw. czarna lista wykonawców, czy też nie. Obywatelskie Opole tworzą zwykli śmiertelnicy, którzy wglądu w stosowne dokumenty nie dostąpią (krążący po sieci ‘bilecik’, a tak naprawdę informacja dla Solidarności odnośnie do koncertu p. Pietrzaka, nie wyjaśnia sprawy buntu artystów, który zapoczątkowała Kayah). Prezydent i radny Batko nie doszli do porozumienia, co było podstawą opóźnień – zwłoka z podpisaniem umowy  miasta z TVP czy zwłoka z zakontraktowaniem artystów, a to tylko jeden z licznych nierozwiązanych wątków. Stąd nie silimy się na promowanie którejkolwiek z teorii. Doświadczenie z różnymi decyzjami dotyczącymi rozwoju przestrzennego miasta uczy jednak, że im bardziej spiskowa teoria, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie prawdziwa. Natomiast nagły zwrot i odwracanie uwagi od roli TVP w festiwalowym zamieszaniu musi zastanawiać.

Prezydent Opola nie ułatwiał sytuacji, unikając podania szczegółów prowadzonych przez siebie rozmów, zasłaniając się tajemnicą biznesową. Lista zaproszonych artystów, daty, koszty, współorganizatorzy, także kroki prawne względem TVP i skład Akademii Polskiej Piosenki – wszystko jest jeszcze sprawą otwartą. Ujawnić przed czasem ‘kultura’ nie pozwala – ‘kultury’ tej jednak gorzko zasmakowali mieszkańcy Opola, którzy do tej pory nie wiedzą, jaka trasa średnicowa albo jakie Wielkie Opole były przedmiotem konsultacji społecznych, w które zostali wciągnięci bez posiadania podstawowych danych. Kwoty na jesienny festiwal zostały podane w znacznej rozpiętości, od 2 do 6 mln. Kabareton nie jest przewidziany, choć prezydent przewiduje, że mianem tym można by określić koncert p. Pietrzaka. Realnie rzecz ujmując, imprezy może nie udać się zorganizować w tym roku.

Program sesji stanowiły dwa punkty: przedstawienie i wyjaśnienie przez prezydenta podjętych kroków  i rezolucja radnych. Rezolucja przeszła diametralną metamorfozę – zmienił się nie tylko charakter oczekiwań, ale i adresat rezolucji. Pierwotna wersja, wciąż dostępna na stronie sesji, była skierowana do Krajowej Rady Mediów Narodowych, która miała rozważyć dymisję prezesa zarządu TVP, p. Kurskiego.

Radny Mielec złożył autopoprawkę (odczytaną w całości na sesji, co bynajmniej nie stanowi standardu), w której nawoływał, aby prezydent miasta i prezesa zarządu TVP wznowili rozmowy ostatniej szansy. Miałaby też powstać Rada Programowa Festiwalu, która kształtowałaby ramy i stałaby na straży poziomu artystycznego kolejnych festiwali. Zdaniem radnego SLD, każda ze stron powinna uczynić krok wstecz i odrzucić emocje. Prezydent zgłosił zastrzeżenie, że powrót do rozmów z TVP zamyka mu drogę do negocjacji z innymi stacjami, jednak radny Mielec parokrotnie zaprzeczył. Zaznaczył, że TVP ma tradycje i prestiż, pełni rolę misyjną. Radna Kawecka dodała, że istnieje różnica związana z ilością reklam i wynikających z tego dochodów. Prezydent wyraził wątpliwość, czy Telewizji Polskiej można dalej ufać. Dokument ma zostać wysłany m.in. do europosłów okręgu opolsko-dolnośląskiego – co także wzbudziło wątpliwość prezydenta.

Interpretacje internautów komentujących autopoprawkę opozycji są różne – od obawy o to, że postulat jest za mocny, aż po obawę, że podstawy pierwotnej rezolucji są za słabe. Nie da się jednak nie zauważyć, że owa autopoprawka była zbieżna z oczekiwaniami radnych PiS, które wyrazili już tydzień wcześniej.

Kolejną autopoprawkę złożył radny Drynda. Zamierzenie było podobne, jednakże większy nacisk położył on na zgodność i na inicjatywę władz Opola, by okazały gotowość podjęcia na nowo rozmów z TVP. Radny również potwierdził, że nic nie stoi na przeszkodzie jednoczesnym rozmowom z innymi stacjami.

Jednocześnie radny Drynda zasugerował, że część głównych stacji nie jest zainteresowana (być może w kolejnych latach). Prezydent chciał się dowiedzieć, na jakiej podstawie radny tak uważa, ten zaś powołał się na stwierdzenie, które padło wcześniej na sesji: radny Batko stwierdził, że Polsat i TVN nie są zainteresowane, a wie o tym z doniesień medialnych. Między prezydentem a obydwoma radnymi – przewodniczącymi klubów PiS i RdO – wywiązały się wówczas wymiany zdań w odniesieniu do źródeł posiadanych informacji; rewanż polegał na spytaniu prezydenta, skąd wziął informacje o kontroli CBA w TVP. Krótko po tym radny Kawa zgłosił wniosek o zamknięcie dyskusji. 

Nasi samorządowi przedstawiciele, którzy do tej pory nie różnili się światopoglądowo (nad czym nieraz ubolewałam), stwierdzili nagle, że czytają różne gazety.

Róż też żal

Przebieg sesji nie dawał złudzeń co do tego, że głównym punktem ciężkości było omówienie faktów dokonanych. Omówienie, a momentami wręcz okrzyczenie. Wypracowanie wspólnej strategii działań było potraktowane marginalnie, pomysły na dalsze kroki – zmienne, a osiągnięcie konsensusu okazało się graniczyć z niemożliwością. Tak jak zazwyczaj, gdy kończą się argumenty merytoryczne, wytoczono argumenty formalne, w związku z czym odbyły się aż cztery przerwy, bynajmniej nieupragnione. Tej sytuacji nie zdzierżyło malutkie dziecko radnej Zakrzewskiej-Kubów, które pod wieczór przybyło na sesję, aby kategorycznie domagać się zwrotu swojej mamy.

W sytuacjach kryzysowych mieszkańcy Opola mogliby oczekiwać od organów uchwałodawczego i wykonawczego samorządu zachowania właściwej kolejności: najpierw decyzje, potem rozliczenia. Mówiąc o rozliczeniach – najpierw za sprawy jasne i jednoznaczne, jak rujnowanie przestrzeni Opola i przyległych gmin za pieniądze Opolan i Sąsiadów, dopiero potem za sprawy trudniejsze i bardziej czasochłonne do wyjaśnienia.

W myśl porzekadła, kiedy płoną lasy, nie żal róż. Żal jest wszystkiego, jednakże istotna jest kolejność ratowania. Nie da się ocalić Festiwalu be ocalenia miasta. Niezależnie od tego, jaki incydent technicznie przyspieszył erupcję, kryzys Festiwalu Opolskiego jest kryzysem władz – krajowych, samorządowych, niepotrzebnych powiązań między obydwoma i niewłaściwego podejścia obu do obywatela. Przykładowo, nie byłoby spekulacji dotyczących powiązań prezydenta miasta z innymi stacjami telewizyjnymi, gdyby sam nie przyzwyczaił nas do tego, że słucha lobby, udając, że słucha nas.

Wszystko, tylko nie utrata ‘twarzy’

Słysząc po raz n-ty o zagrożonym „wizerunku” miasta, przypomniałam sobie pewne zdarzenie. Onegdaj na ateńskim targowisku narzuciłam na siebie bluzkę i spytałam handlarza – przybysza z jednego z azjatyckich krajów – czy ma lustro. Odpowiedział twierdząco i błogo się przy tym uśmiechał. Czekałam, aż mi je poda, jednak to nie nastąpiło. Powtórzyłam pytanie w czterech językach, niestety z tym samym skutkiem. Potem dowiedziałam się, że w kulturze jego ojczystego kraju najgorszym, co może być, jest utrata ‘twarzy’. Spytany o drogę, będzie wolał wyprowadzić pytającego w pole niż przyznać się, że nie zna odpowiedzi. Poczciwiec lustra więc najpewniej nie miał, ale wizja przyznania się do braku tego pożytecznego przedmiotu była dlań gorszą niż wizja niesprzedanej bluzki.

„Czuję się zobowiązany do dbania o wizerunek miasta, do dbania o tradycję festiwalową, dorobek, który wiele pokoleń tego festiwalu budowało” – stwierdził prezydent Opola, wyraziwszy również dumę z podjęcia nieskonsultowanej z radnymi ani mieszkańcami decyzji o wypowiedzeniu umowy. Zapomniał przy tym, że Opole w czasach Grygonulasa i Święcickiego miało renomę miasta sprzyjającego wrażliwości ludzi prawdziwej kultury: było spokojnym, cichym, zielonym miastem, przystrojonym w czerwcu mnóstwem pachnących jaśminowców i dzikich róż. Wzdłuż bulwaru obecnie noszącego miano Karola Musioła (nieco zmienionego koniecznością wybudowania muru przeciwpowodziowego) można było pójść wśród nieprzerwanej zieleni aż na wyspę Bolko. Były warunki do romantycznych spacerów, artyści w spokoju prowadzili próby i koncerty, festiwal ściągał publiczność ambitną i o wyszukanych gustach i był tym odświętnym czasem, kiedy zapominano o biedzie i jakże socjalistycznej nierówności. W ostatnich dziesięcioleciach Festiwal powoli zabijała popkornizacja, dołączano wątpliwego poziomu imprezy towarzyszące, czasem bez tematycznego związku, a wręcz kolidujące z nastrojem. To wszystko stanowi jednak kategorię zmian odwracalnych. Nawet powiększenie Opola można w wielu aspektach jeszcze cofnąć i doprowadzić do sytuacji, że mieszkańcy gmin nie przyjadą już pod Amfiteatr z transparentami.

Najgorsze nastąpi dopiero wkrótce: z roku na rok stracimy zieloną Pasiekę na rzecz utrzymywanego z podatków toru wyścigowego, czyli trasy średnicowej. W tym momencie Opole Papy Musioła bezpowrotne przejdzie do historii. 

Radna Soppa spytała, dlaczego prezydent Opola nie zostawił spraw samym sobie – porażka Festiwalu byłaby porażką TVP. Odparł, że przede wszystkim kompromitacja dotknęłaby miasto. Stwierdził, że nie chce mieszkać w mieście ze skompromitowanym festiwalem. Tymczasem wiemy, że chce mieszkać w mieście z trasą średnicową. Dąży do jej wybudowania. Widocznie chce zobaczyć miny Artystów i Gości, kiedy za rok przyjadą na Pasiekę i jej nie poznają. Nie przeszkadza mu też skłócony region, kwoty do wydania na stworzenie od nowa dokumentów planistycznych i strategicznych miasta, które usankcjonowałyby już po fakcie powiększenie Opola i rozrost sieci dróg samochodowych z węzłami przesiadkowymi w środku miasta, szczerbate szpalery drzew i ostentacyjnie krzywe chodniki, bynajmniej nie nastrajające do romantycznych spacerów.

Bo najważniejsze to zachować ‘twarz’. Lustra już mieć nie warto, żeby tej ‘twarzy’ nie oglądać.

Kalego rozterki i empatia

Nie sposób nie dostrzec podobieństw między pozycją, w jakiej prezydent został postawiony przez radnych, a pozycją, w jakiej sam z lubością trzyma mieszkańców Opola. I tu warto skupić się na gniewie, jaki w prezydencie wzbudziło znalezienie się w skórze swoich wyborców.

Z reakcji prezydenta można było wywnioskować, że autopoprawka opozycji była dla niego zaskoczeniem. I tu pojawia się pytanie, dlaczego ‘regułą’ sesji jest włączanie przez ludzi prezydenta w porządek obrad dokumentów lub autopoprawek w ostatniej chwili, podczas gdy projekt obywatelski może być zgłoszony z prawidłowym wyprzedzeniem i mimo wszystko nie dostać się na sesję. W ten sposób opinia publiczna, a czasem nawet sami radni, nie mają dostępu do treści przed i podczas procedowania, a diametralne zmiany są możliwe do wprowadzenia w sposób niezauważalny. Cóż, nosił wilk razy kilka, teraz go poniosło i nosiło aż do końca sesji, którą po końcowym dzwonku spiesznie opuścił.

Pan prezydent padł od własnej broni. Nie mniejszym zaskoczeniem był bowiem dla samorządowca z dwukadencyjnym doświadczeniem sposób procedowania obu autopoprawek: w trybie głosowania alternatywnego. Nie tak dawno sam był łaskaw zorganizować konsultacje społeczne w sprawie dwóch tras naraz, co było niezgodne ze sztuką prowadzenia konsultacji. Nie dał możliwości wypowiedzenia się zwolennikom ratowania Opola przed zalewem asfaltu. Zorganizował wtedy głosowanie alternatywne: albo trasa średnicowa, albo obwodnica południowa. A tak naprawdę obydwie, tylko jedna wcześniej. Brak tras, czyli rozwój miasta zgodnie z krajowymi i unijnymi strategiami, nie był przewidziany. Osoby będące za zrównoważonym rozwojem miały zamilknąć. Podczas festiwalowej sesji pana prezydenta postawiono przed podobnym dylematem – i wydawał się wielce niepocieszony. Mimo że tu akurat głosowanie alternatywne wynika z przepisów.

Prezydent Wiśniewski zarzekał się, że myśli z empatią o mieście. Jeśli to początek wielkiej przemiany, możemy się spodziewać rychłej rezygnacji ze zbędnych tras, powrotu do granic sprzed 1 stycznia, zdjęcia lub przynajmniej rozstawienia niebezpiecznych barierek na ul. Ozimskiej, zaprzestania odsłaniania krzywego bruku tam, gdzie jeżdżą rowerzyści, rezygnacji z gigantycznego węzła w Kolonii Gosławickiej i kilkunastu podobnych planowanych w całym mieście, oddania ludziom Niemodlińskiej wraz z mostem, oczyszczenia Rynku, Bolko, chodników, dróg rowerowych i okolic przejść dla pieszych z zalegających samochodów – i szeregu innych działań, do których człowieka popycha empatia.

Padło pytanie ze strony radnej dr Koc-Ogonowskiej, czy pierwsza rata wpłaty miasta do TVP została już dokonana i czy jest do odzyskania. Okazało się, że ani prezydent, ani skarbnik, nie wiedzą, na czym sprawa stoi. Wywarło to takie wrażenie, że kwota 400 tys. z publicznej kasy to dla nich drobne, których nie warto pilnować, do zagregowania wraz z atramentem i długopisami. Więcej uwagi poświęcił pan prezydent pilnowaniu, czy listy artystów są kompletne.

Pan prezydent, który wraz z urzędem i jednostkami podległymi wielokrotnie uchylili się od okazania lub przesłania mieszkańcom dokumentów na wniosek o informację publiczną i który może swobodnie wypowiadać się, kasując prośby mieszkańców o sprostowanie, miał pretensje, że radny nie udzielił odpowiedzi na jego pytanie. Dziwił się, że pretensje radnych są skierowane do niego jako osoby, która samodzielnie podjęła decyzję o festiwalu, a przecież sam obarcza mieszkańców ciężarem tłumaczenia się z tego, że chcą po prostu mieszkać w zdrowym, zielonym, bezpiecznym mieście. Albo poza nim.

Pan prezydent wstawił się za artystką, która została wykluczona z festiwalu za poglądy. To bardzo szlachetne, jednakże dopiero co szkalował mieszkańców za to, że bronili najważniejszej części miasta i całości jego układu komunikacyjnego, nazywając ich „talibami”. Poruszająco więc zabrzmiał końcowy apel prezydenta Opola: „Obie propozycje mają wydźwięk polityczny. To właśnie przez politykę mamy całe zamieszanie z festiwalem. Dlatego proszę państwa o zakończenie tej niepotrzebnej dyskusji”. Dopiero co traktował mieszkańców swojego miasta tak, jakby byli politykami, i to takimi, spośród których nie bierze się jeńców. Ostatecznie rezolucja, w wersji skupiającej ostrze politycznego miecza na jego osobie, została przyjęta 17 głosami, w tym 1 członka KRAW. Przeciw było 7 radnych ścisłej prezydenckiej gwardii, do której przystąpili radni Chmielowic-Żerkowic. 

Mieszkańcom Opola potrzebny jest zgodny, odpolityczniony samorząd. Awantura o festiwal, choć może się wydawać burzą jakże potrzebną po zaduchu, powinna nas mimo wszystko niepokoić. Przez lata godzono się na wszelkie pomysły prezydenta, nagle od tego odstąpiono, a w tle jest znów polityka. Nie da się ukryć, jesteśmy miastem zdestabilizowanym, które nie zeszło z drogi dawnych błędów, a już brnie w kolejne. Wybierając sobie kierunki, w których zamierza szukać przyczyn i rozwiązań i takie, w które nawet nie spojrzy.

Nasze nagrania z sesji:
https://www.facebook.com/ObywatelskieOpole/videos/432822033761502/
https://www.facebook.com/ObywatelskieOpole/videos/432901973753508/
https://www.facebook.com/ObywatelskieOpole/videos/432916690418703/
https://www.facebook.com/ObywatelskieOpole/videos/432924293751276/
https://www.facebook.com/ObywatelskieOpole/videos/432932390417133/

Nagrania na stronie Opola:
https://www.youtube.com/watch?v=SfhMuP3TWi8

Projekty uchwał:
https://www.opole.pl/xliii-sesja-rady-miasta-opola-2-czerwca-2017-r/

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Zawsze Pewnie, Zawsze Konkretnie