Cmentarze są obrazem życia ludzkiego i historii. Zawierają prawdę o postawie ludzi wobec śmierci. Są przestrzenią wspólnoty żywych i umarłych – już umarłych i przyszłych umarłych.
Nie zawsze myślimy o nich w ten sposób, bo nie lubimy i nie chcemy myśleć o śmierci. To cecha charakterystyczna naszej współczesności: udawanie, że śmierci nie ma, ale gdy wchodzimy na cmentarz mimo woli włączamy się do tej wspólnoty. Wystrój plastyczny cmentarza i pejzaż inskrypcyjny, świadczą o tym, co my żyjący, stawiający te groby, myślimy o śmierci.
Na cmentarzu człowiek jest szczery. Wobec zmarłych nie uprawiamy kamuflażu. Jest on możliwy w sytuacjach wyborów politycznych, sporu w gminie – tam można udawać i mówić: „Jestem Ślązakiem”, czy „Jestem Niemcem”, czując coś innego. Śmierć nie znosi kłamstwa. W związku z tym w inskrypcjach nagrobnych mamy najprawdziwszą pisownię nazwiska i autentyczną formułę językową.
Chodzenie po cmentarzu jest jak czytanie księgi. Poezja romantyczna wymyśliła że „cmentarz i sztambuchy to dwa wieczne spocznienia, gdzie spoczywają nieboszczyków duchy”. Na nowym cmentarzu opolskim, tak samo zresztą jak na wrocławskim czy jeszcze wyraźniej na cmentarzu Dolorosa w Bytomiu, widać obecność zmarłych, a zatem i żywych, przybyłych z kresów, ze Lwowa i Wilna. Jest coś bardzo charakterystycznego w bardzo mocnym akcentowaniu swojego pochodzenia, zwłaszcza kresowego, na grobie. Ślązak urodzony i zmarły w Bytomiu czy Opolu ma zwyczajny napis „urodzony.. zmarł„. Mieszkaniec Śląska ze Lwowa czy Stanisławowa zawsze będzie zaznaczał miejsce urodzenia. Do pewnego stopnia można się w tym dopatrywać swego rodzaju kresowej megalomanii, tak jakby bycie ze Lwowa czy Czortkowa było czymś więcej. Ma to dla bliskich zmarłego istotne znaczenie, kresowość jawi się jako czynnik nobilitujący, tak jak przeszłość kombatancka, co widać także w nekrologach. Zjawiskiem powszechnym, obejmującym wszystkie regiony Polski, jest stawianie, w hierarchii wartości związanych z życiem ludzkim, na pierwszym miejscu jest kariera wojenna i wojskowa. «Uczestnik kampanii wrześniowej», «uczestnik bitwy pod Monte Cassino», «żołnierz dywizji generała Maczka» – jest zawsze na pierwszym miejscu, a dopiero w dalszej kolejności wymienia się pozostałe osiągnięcia i zasługi. Zmarły mógł być wybitnym uczonym, czy wynalazcą – ważniejszy jest jednak epizod wojenny.
W rumuńskiej wsi Săpânţa jest wesoły cmentarz – w naszym kręgu kulturowym rzecz nie do pomyślenia. Organizował go miejscowy grabarz i kościelny Stan Ioan Pătraș rzeźbiąc krzyże i układając inskrypcje. Krzyże pomalowane są jaskrawo, a portrety nieboszczyków związane z ich ziemskimi dokonaniami, ukazują ich z reguły w niesłychanie zabawny sposób. Portretowi przedstawiającemu nieboszczyka z czerwonym nosem towarzyszy wierszowana inskrypcja mówiąca o tym, że był niezłym moczymordą i fajnym kumplem do piwa. Cmentarz ten jest jednak zupełnie wyjątkowym zjawiskiem. Obecnie z ponad 800 nagrobkami Cimitirul Vesel jest jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych Rumunii.
Dwa przykłady epitafiów na nagrobkach Wesołego Cmentarza:
Jestem Mihaju, syn Mihaia. Gdy prowadziłem swe auto byłem w poważnych kłopotach i zakończyłem życie we wsi Sarasan. Tam dopadł mnie zły los, gdy wpadłem w poślizg i uderzyłem w drzewo kończąc nagle swój żywot. A teraz mówię do was, drodzy rodzice: nie trwajcie resztę życia w smutku. Wszak dawaliście mi dobre rady. Ja sam jestem sobie winien zbytniej prędkości za kółkiem. Nie powinienem jechać tak szybko. A teraz widzę, co zrobiłem i że gniję w ziemi. Żyłem 20 lat, zmarłem w 1994.
Zasnąłem w 1939 roku. Żyłem 49 lat. a oto, co chcę powiedzieć. Nazywałem się George Basului i jak długo żyłem poświęcałem wiele owiec, aby przygotować dobre mięso. Dobre mięso – to nie kłamstwo, można się nim najeść jak król. Dawałem wam najtłustsze mięso, którym mogliście się nacieszyć.
Dzieło kościelnego kontynuuje jego następca – Dumitru Pop Tincu. O rysunku i tekście, który pojawi się na nagrobku decyduje rzeźbiarz, ale wcześniej stara się on skonsultować z rodziną, by treść jak najlepiej charakteryzowała zmarłego. O wyjątkowości miejsca świadczy fakt, że w 1999 roku Wesoły Cmentarz w Săpânţa został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Autorytet i powaga śmierci powodują, że przynajmniej w naszym kręgu kulturowym nie żartuje się na grobach. Krążą co prawda opowieści o wesołych inskrypcjach takich jak w Słupcy: „Tu leży Matka Boska i Syn Boski. Nie dziwcie się głupcy, że tu leżę w Słupcy,,. Rzeczywiście Słupca należała do rodziny Boskich i tworzono tam na jej temat żartobliwe „wierszyki” bo i nazwisko aż prosiło się o to. Ale na grobie żadnego z nich takiego napisu być nie mogło. Był to poważany i ceniony ród szlachecki i trudno sobie wyobrazić, by którykolwiek ze spadkobierców pozwolił sobie na takie żarty „Tu leży mąż co dręczył mnie wciąż. Teraz leży w grobie. Ulżył mnie i sobie,, – taki napis miał być podobno na starym cmentarzu w Zamościu, ale jak się okazało to jedynie anegdota. Pojawia się natomiast w inskrypcjach nagrobnych pewien komizm wynikający z rozbieżności między intencją autora a interpretacją odbiorcy. I tu przykład osiemnastowiecznego ormiańskiego nagrobka ze Lwowa: „O jak cienka jest życia ludzkiego osnowa. Anna pod tym kamieniem śpi – dyrektorowa”. Dziś brzmi to zabawnie bo zapomnieliśmy już o charakterystycznej dla czasów saskich fascynacji tytulaturą. Każdy musiał być kimś. Jeśli nie miał tytułu nie istniał w sensie społecznym. Pani Jaśkiewiczowa, Ormianka, która umarła we Lwowie musiała zaistnieć, choćby tylko poprzez tytuł swojego męża.
– Spośród trzydziestu tysięcy polskich cmentarzy grzebalnych około tysiąca znam dość dobrze – opowiadał mi przed laty, nieżyjący już, znakomity „cmentarzolog” jak sam o sobie mówił, historyk literatury z Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Jacek Kolbuszewski. – Znam także te na Opolszczyźnie. Jedną ze swych książek o cmentarzach zacząłem od inskrypcji nagrobnej z jednego z cmentarzy opolskich: „Ślady dni, które przeszły, kryje w głąb serdeczna ziemia, kolebka życia i grobowiec wieków”. Znam nawet nowy, pozamiejski cmentarz opolski i te położone w miejscowościach położonych nieopodal Opola. Jeździłem tam specjalnie bo twierdzę, że są one tak samo fascynujące jak cmentarze na Warmii i Mazurach. Są nie tylko świadectwem ludzkiego losu, ale także pokazują całą skomplikowaną przeszłość dziejową tego obszaru. Są odpowiedzią na pytania o kwestie etniczne, narodowościowe i językowe. Fascynująca jest sprawa pisowni nazwisk zmarłych, można ją zaobserwować niemal na każdym cmentarzu Opolszczyzny.
– Groby są czasami obrzydliwie brzydkie – opowiadał Kolbuszewski. – Żeby to pojąć trzeba się cofnąć do osiemnastego wieku gdy istniały jedynie malutkie cmentarzyki przykościelne, na których nie było żadnej możliwości stawiania nagrobków. Trupy zakopywało się 30 centymetrów pod ziemię, wszystko śmierdziało, gniło, piszczele wystawały z grobów. Jedynie bogaci chowani byli kryptach kościelnych i tam mieli nagrobki. Cmentarze pozamiejskie w tej postaci jaką znamy dzisiaj powstały dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku, głównie ze względów higienicznych. Ten przełom spowodował, że każdy bez względu na status społeczny mógł być honorowany nagrobkiem. XIX wiek przyniósł erę pięknych grobów i cmentarzy. Stąd Łyczaków we Lwowie z rzeźbami Markowskiego, Wileńska Rossa, warszawskie Powązki, krakowskie Rakowice a także stare przedwojenne cmentarze miast śląskich, które są galerią rzeźb. W dwudziestym wieku rzeźby stały się za drogie, tańsze okazały się materiały udające granit czy marmur. Z narastającego pośpiechu wywodzi się z kolei stereotypizacja inskrypcji nagrobnych. Jeżeli w XIX wieku starano się by miały one charakter indywidualny, teraz za piękne zaczęły uchodzić te, które najczęściej się powtarzają. Tak jak w życiu – chodzimy w takich samych jeansach, strzyżemy głowy na gładko – moda trafiła także na cmentarze. Zapanowało powszechne przekonanie, że lastriko i standardowa tumba są piękne. Jeżeli cmentarze można traktować jako świadectwo sposobu współczesnego myślenia o śmierci to z tej perspektywy staje się on wykładnikiem estetycznej świadomości zbiorowej. Kryje się jednak za tym także element łatwizny: mówię o tym z własnego doświadczenia. Na dwóch grobach najbliższych mi osób założyłem ogródek skalny. Znajomy rzeźbiarz ludowy wykonał stylizowane krzyże drewniane, zwiozłem z gór najrozmaitsze kamienie, zasadziłem odpowiednio do tego dobrane rośliny, wszystko zostało skomponowane – o ileż łatwiejsze jest położenie i utrzymanie lastriko. Przychodzi się raz na pół roku wylewa konewkę wody umyje, wyglansuje i cześć, święty spokój z kochanym nieboszczykiem. Zabawną rzeczą jest to, że zrodziło się przekonanie, że przyzwoity grób wymaga dużych nakładów finansowych. Fakt, nie każdy ma znajomego ludowego rzeźbiarza, ale krzyż może być najprostszym elementem grobu, kamienie można przynieść na własnych plecach, sadzonki u ogrodnika kosztują grosze – jest więc skalniak z punktu widzenia finansowego rzeczą najtańszą, lecz później trzeba mu poświęcać wiele czasu i uwagi. Oczywiście, jeśli do grobu bliskiego mam kilkaset kilometrów to nie urządzam tam skalniaka. Jedna z moich babek jest pochowana w Krośnie nad Wisłokiem i na jej grobie jest po prostu zwyczajna kamienna płyta – podsumował Profesor.
Fot. melonik, Nigel Dodd, wikipedia