Z Krzysztofem Riewoldem, artystą cyrkowym z Dobrzenia Wielkiego, o występach w Indiach i Arabii Saudyjskiej, sensie poznawania obcych kultur i dobroczynnym wpływie sztuki na człowieka, rozmawia Tomasz Chabior.

Czego, jako artysta cyrkowy, szukałeś w Indiach i Arabii Saudyjskiej?

Do Arabii pojechałem na miesięczny kontrakt z polską agencją artystyczną. Razem z kilkoma Polakami i jedną Ukrainką występowałem tam w prywatnych apartamentach przy plażach i w innych podobnych miejscach. Celami były przygoda i zarobek. Natomiast Indie odwiedziłem już trzykrotnie, za każdym razem uczestnicząc w festiwalu Techfest w Mumbaju, ale i podchodząc do tych wizyt coraz bardziej turystycznie.

Jaką rolę pełniłeś podczas Techfestu?

Taką, jak na co dzień – występowałem jako artysta cyrkowy. Przygotowałem na tę okazję pokazy diabolo i żonglerki.

Sztuka wśród technologii?

Te światy się tam łączą. Impreza trwa trzy dni i reklamuje się na jedną z największych w tamtej części świata. To takie wielkie targi edukacyjno-technologiczne na kilkanaście tysięcy osób. Skierowane głównie do studentów i uczniów, ale dorośli też je odwiedzają. Odbywają się tam wykłady, pokazy, warsztaty, a nawet walki robotów. Mnóstwo technologii, a oprócz tego koncerty i właśnie pokazy artystyczne.

Jak się tam w ogóle znalazłeś?

W dosyć nieprawdopodobny sposób, bo ktoś znalazł mnie w mediach społecznościowych i napisał, czy nie chciałbym tam wystąpić. Zastanawiałem się, czy to nie jakiś scam, albo inny typ oszustwa. Ale po zrobieniu odpowiedniego rozeznania uznałem, że to wiarygodna oferta. Za pierwszym razem skorzystałem, a koszt lotów pokryłem dzięki zbiórce. Za drugim razem już sam pokryłem koszty, a za trzecim wynegocjowałem, że zrobią to organizatorzy. To pozwoliło mi zostać na trzy tygodnie i na własny koszt zwiedzać Indie.

Zatem do zobaczyłeś w Indiach w ciągu tych trzech wizyt?

W Mumbaju festiwal Tech Fest, ale nie tylko, co zwiedziłem też całe miasto, między innymi bramę Gate of India. Oprócz tego byłem na pobliskiej Wyspie Elefanta, gdzie pełno świątyń wykutych w skale i małych małpek. Natomiast plaży i morza zaznałem w regionie Goa, szczególnie w dzielnicy Arambol, gdzie praktykowałem też dużo jogi. Był to najbardziej turystyczny, a w dodatku ciepły obszar. Zwiedziłem również Pune – i tam nie brakowało tradycyjnych świątyń. Tak samo w okolicy Aurangabad, w którego okolicy zobaczyłem świątynie Ellorę i Ajantę – kompleksy świątyń wykutych w wielkich skałach. Zrobiły na mnie niesamowite wrażenie.

Nowe przyjaźni, wymiana doświadczeń, poznawanie obcej kultury?

W ciągu tych trzech wizyt poznałem kilka osób, co sprawiło, że trzeci wyjazd był najłatwiejszy. Napisał wtedy do mnie znajomy Hindus, który zaprosił mnie do Pune, pomógł zorganizować dużo spraw, urządziliśmy nawet wspólną wyprawę górską. Bardzo mnie te podróże wzbogaciły. Dzięki nim zrozumiałem, jak bardzo odmienne są poszczególne regionu świata. Przy okazji dużo się nauczyłem, bo nie funkcjonowałem według wyuczonych polskich czy dobrzeńskich schematów. Tak właśnie jest daleko od domu – coś nowego i innego nas zachwyca, intensywnie z tego czerpiemy, edukujemy się. To naprawdę bardzo rozwija i poszerza nasze kulturowe kompetencje. Dla mnie nowinką była chociażby jazdą rikszą w ramach usług Ubera.

Jak opiszesz Indie tylko trzema zdaniami?

Ludzie są bardziej otwarci niż Europejczycy – to pomocne i niezwykle życzliwe społeczeństwo, które ponadto lubi się targować. Wszędzie jest mnóstwo ludzi, ruch pieszy i samochodowy są olbrzymie, a zasady drogowe niby istnieją, ale niespecjalnie się je respektuje, co prowadzi do chaosu, długich korków i wszechobecnych klaksonów. W Indiach trzeba też być przygotowanym na ostre jedzenie, bo głównie takie się tam je.

Tyle o Indiach, a co zdążyłeś zwiedzić w Arabii Saudyjskiej?

Nie miałem tam dużo czasu na turystykę, poza tym w okolicy nie było zbyt wielu atrakcji. Skupialiśmy się głównie na pracy, mieliśmy średnio trzy lub cztery dni występów w tygodniu. Do tego dużo ćwiczyliśmy. Jak wspomniałem wcześniej – występowaliśmy głównie w prywatnych resortach w Zatoce Perskiej i w miastach Ad-Dammam i Al-Chubar. Z kolei mieszkaliśmy w Dana Beach Resort, gdzie również robiliśmy część pokazów.

Coś jednak musiałeś zobaczyć…

Były to głównie te miejsca, w których występowaliśmy. Poza tym korzystałem z rozrywek, które zapewniali menadżerowie. Była to chociażby przejażdżka na skuterze wodnym. Na miejscu widziałem też bardzo dużo wolnożyjących kotów. Funkcjonował tam nawet koci ogród, do którego można było wejść za opłatą, by pobawić się z nimi.

Jak odnalazłeś się w arabskiej kulturze?

Przeżyłem wielki szok kulturowy, tamtejsze społeczeństwo znacznie różni się od naszego. To chociażby inne godziny dla kobiet i inne dla mężczyzn na tej samej siłowni. Tak samo jest na basenach, gdzie jeden jest dla kobiet, a drugi dla mężczyzn. Na ten dla mężczyzn kobiety mogą przyjść, ale nie mogą się kąpać, podczas gdy na ten dla pań panowie nie mają wstępu. Czasami też sam nie wiedziałem, jak się zachować, choćby podczas robienia wspólnych zdjęć po występach. Nie wiedziałem, czy mogę kogoś tak po naszemu objąć ręką, szczególnie jeśli była to kobieta. Poza tym widok pań w zakrywających je ubraniach… niecodzienna sprawa. Szczególnie, gdy ma się świadomość, że to ich ojcowie lub partnerzy decydują, na ile mogą być odkryte lub zakryte.

Jaki był odbiór sztuki cyrkowej wśród hinduskiej i arabskiej społeczności?

Hinduska publiczność była jedną z najlepszych, przed jakimi w całym swoim życiu występowałem. Ci ludzie bardzo łatwo okazywali emocje, więc przeżywali i wiwatowali całymi sobą. Również arabska publiczność reagowała, ale trochę mniej niż ta hinduska. Ten rodzaj sztuki był dla niej nieznany i potrzebowała trochę czasu. Poza tym w Indiach publiczność była o wiele większa i otwarta, a w Arabii występowaliśmy w prywatnych resortach, gdzie przebywało mniej osób. Sztuka cyrkowa nie wymaga jednak słów, znajomość języków nie jest więc konieczna. Jest czymś ponadnarodowym.

To zatem pożądana społecznie dziedzina!

Moim zdaniem tak. To połączenie wielu dziedzin, w tym teatru, tańca i sportu. Coraz częściej wzbogacają to nowoczesne technologie i element ryzyka, jak na przykład ogień. Sztuka cyrkowa daje więc dużo możliwości. Jedni przychodzą, by się socjalizować i bawić, a inni chcą trenować, by występować i zaistnieć. Dla wielu to trening ciała, sylwetki, ducha i umysłu. To też nauka radzenia sobie z emocjami, bo często coś nie wychodzi, a przez to trenujemy też wytrwałość. Momentami sztuka cyrkowa może też być formą medytacji, bo gdy człowiek zlewa się z tym, co robi, to często gubi poczucie czasu.

Sztuka cyrkowa to jednak tylko jeden z wielu obszarów, którymi się zajmujesz.

Poza tym, że sam występuję jako artysta cyrkowy, to prowadzę też zajęcia z tej dziedziny w grupie „Cudaki” działającej w Gminnym Ośrodku Kultury w Dobrzeniu Wielkim. Drugą moją pasją jest rap – piszę teksty, nagrywam utwory, gram koncerty oraz wydaję płyty fizycznie i na serwisach streamingowych. To ważna część mojego życia. Ponadto studiuję na Uniwersytecie Opolskim doradztwo filozoficzne z mentoringiem. Niedawno organizowałem też spotkania medytacyjno-relaksacyjne we wspomnianym przed chwilą domu kultury. Korzystałem podczas nich z mis tybetańskich, dzwonków koshi, kija deszczowego, kalimby i tank drumu.

Co poradziłbyś osobom głodnym takich przygód, jakie sam przeżywasz?

Odważyć się spróbować, bo mam wrażenie, że właśnie to często nas blokuje. Gdy pojawiają się propozycje i szanse na coś wielkiego i wspaniałego, my tego nie robimy lub wybieramy coś przyziemnego. Lecz gdy już spróbujemy, to przygody często przychodzą do nas same. Jeśli o czymś marzymy, zaplanujmy to, poszukajmy terminu, odłóżmy pieniądze i załatwmy urlop. Ale przede wszystkim – żyjmy pasją! Jeśli żyjemy nią i nią się dzielimy z innymi, to jesteśmy zauważani. Jak widać takie podejście może zaprowadzić na drugi koniec świata.

Dziękuję za rozmowę.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

W dziennikarstwie od 9 lat, w fotografii o rok krócej. Miłośnik narciarstwa, karate i siatkówki, spośród których nie uprawia tylko trzeciej z dyscyplin. Przez całe życie poświęca się sportowi, choć w Opowiecie.info zajmuje się też innymi tematami. W wolnym czasie fotografuje krajobrazy, szczególnie podczas podróży, które tak bardzo kocha.