Z Witoldem Zembaczyńskim, opolskim posłem Koalicji Obywatelskiej, rozmawia Jolanta Jasińska-Mrukot.

– We wtorek Sejm będzie pracował nad ustawą covidową, co jest najważniejsze?

– Najważniejsze jest, żeby wspomóc w tej całej trudnej sytuacji medyków. Z zapowiedzi ministra zdrowia wygląda to dobrze, jednak jak rozpoczniemy prace, przy samym procedowaniu, to dopiero będziemy wiedzieć.

– A co zapowiada minister resortu zdrowia?

– Przede wszystkim podwyższenie wynagrodzeń. Przypominam sobie rozmowę z jednym z ratowników medycznych, który mi pokazał odcinek z tzw. dodatkiem za COVID, to było w wysokości 70 złotych. Mam ten odcinek.

– Głośny też był przykład pielęgniarki, która dostała 9 złotych „dodatku za COVID”.

– To skandal! I to jest dla nas najważniejsze, żeby zmienić. Ale zobaczymy, co będzie się działo, bo dopóki projekt nie stanie na Sejmie, podczas konkretnego głosowania, to nie będziemy widzieli, jak będzie wyglądał finalnie. Tak było z poprzednimi ustawami covidowymi, gdzie masa poprawek zmieniała ostateczny kształt tej ustawy.

– A co by pan umieścił jeszcze w tej ustawie?

– Mnie najbardziej brakuje przewidywalności i konsekwencji tego, o czym mówiono w miniony weekend, mianowicie firm zajmujących się dostarczaniem usług w branży fitness. Ludzie oczekują elementarnej przewidywalności, było spotkanie z premierem Jarosławem Gowinem, te przepisy powinny być tak skonstruowane, żeby nie zachęcać do ich obchodzenia. Oczekuję przewidywalności, np. kiedy będzie pewna liczba zachorowań, to wchodzą określone przepisy. Kiedy będzie 12 tysięcy zachorowań na dobę, to takie, a jeszcze inne, kiedy zachorowań będzie na przykład 20 tysięcy. Stąd jest poczucie niepewności.

– Prowadzi pan z posłem Kostusiem kontrolę w Urzędzie Wojewódzkim w Opolu. Czego się dowiedzieliście, np. jaki jest na Opolszczyźnie dostęp do łóżek covidowych, do respiratorów.

– Liczby podawane w statystykach ministerialnych o dostępie do łóżek i respiratorów, to są wirtualne dane, oderwane od realnej wydolności służby zdrowia.

– A jak wygląda służba zdrowia w naszym województwie?

– Wszystko wisi na włosku, albo powoli się przewraca. Wystarczy na niektórych oddziałach zmiana w zakresie dostępu do jednego lekarza i cały oddział leży. Nawet nie ma teraz wojewoda zasobów, mimo dobrych chęci, żeby tworzyć szpitale polowe na Opolszczyźnie, bo absolutnie brak do nich personelu. To są zaniedbania systemowe, a ta kontrola ma pokazać, co szwankuje, co trzeba zrobić, w jaki sposób podejść do zwiększenia liczby przedstawicieli zawodów medycznych. Chodzi o to, żeby oni w Polsce zostawali. I byli przygotowani na coś takiego, co teraz dzieje się i będzie działo w Polsce.

– Czy brak lekarzy to jest wina PiS?

– To nie jest wyłącznie wina tych ostatnich rządów, to są długie zaniedbania. To m.in. problem z nostryfikacją dyplomów lekarskich, czy ograniczanie dostępu medyków z zagranicy do pracy w Polsce. Są chętni, są nawet podmioty gospodarcze, które mogłyby dostarczać medyków do pracy w Polsce, ale tak dużym problemem jest nostryfikacja zawodów medycznych, że to jest całkowicie ograniczone. Trzeba więc działać tu i teraz, żeby efekty były za jakiś czas. Żeby znów za jakiś czas nie zaskoczyła nas jakaś epidemia.

– Mówi pan o uporządkowaniu prawa, więc może już w końcu czas zrobić coś z tym, że nawet przy obecnej liczbie zachorowań są ludzie, którzy uważają, że przymus maski na twarzy jest niezgodny z konstytucją.

– Absolutnie nie ma tutaj żadnego pomieszania porządku prawnego i nie ma żadnych sprzeczności z decyzjami ministra zdrowia. Ale żeby to było czytelne, to stan klęski żywiołowej powinien być wprowadzony, wówczas nie byłoby wątpliwości. Oczywiście, zwierzchność konstytucji jest bezsprzeczna nad rozporządzeniami i innymi decyzjami administracyjnymi, ale trzeba mieć na uwadze, że jest imperatyw moralny, to jest zdrowie publiczne, i te maski na twarzy po prostu trzeba nosić.

– Co jeszcze pan dowiedział się po analizie dokumentów w urzędzie wojewódzkim?

– Wojewoda zasypał nas dokumentami. Widać, że często to są ruchy pozorowane, a oczekiwałoby się efektów. Ale trudno jest znaleźć pozytywne skutki np. w zakresie wpływu pana wojewody  na organizację pracy służby zdrowia, kiedy rzeczywiście materiału tutaj nie staje, a mam na myśli przede wszystkim szpitale, ich zasoby kadrowe. A to jest teraz największy problem w Polsce. A także brak stabilności i przewidywalności w zakresie tego, co się będzie działo ze wzrostem zachorowań. Ja bym oczekiwał, żeby modelem słowackim przetestować całą populację i wyodrębniać małe ogniska, a potem je izolować. To jest droga do lepszego i szybszego pokonania pandemii.

– To brzmi groźnie, co pan mówi.

– To prawda, groźnie. Za chwilę może być tak, że nie będzie miał nas kto leczyć.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.