Gdyby ktoś chciał nakręcić serial polityczny o absurdach władzy, mógłby śmiało obsadzić Marcina Ociepę i Janusza Kowalskiego w rolach głównych. Mielibyśmy dramat, komedię, thriller i dokument kryminalny w jednym. Jeden rżnie filantropa z fundacją na rządowych kroplówkach, drugi wciela się raz w rolnika, raz w górnika – a zawsze kończy jako grabarz rozsądku.

Ociepa to taki polityk, który patrzy na mapę Polski i widzi dwa obszary: siebie i resztę. Kowalski podobnie – tylko nie wiadomo gdzie umieszcza hektary z TopFarms.

Marcin Ociepa to polityk z talentem. Nie do tworzenia prawa, nie do mówienia prawdy – ale do organizowania przepływów. Pieniędzy, oczywiście. Gdy jego fundacja otrzymuje 2,5 miliona złotych z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, a jego własne miasto Opole nie dostaje nawet złamanego grosza, to nie jest błąd – to styl. Styl Ociepy.

Miasto może sobie pisać wnioski do skutku, ale to fundacja Marcina jest „ocieplana” publiczną kasą. Gdy prezydent Opola pyta: „Dlaczego zero dla nas?”, Ociepa odpowiada: „Bo nie umiecie pisać”. A może po prostu trzeba było założyć fundację? W końcu to nie Opole, tylko „Fundacja Ociepy” zdaniem państwa zasługuje na inwestycje.

A Janusz? Ach, Janusz…górnik wieczności i rolnik z TikToka.  Człowiek węgiel. Człowiek „Turów aż po grób”. Kiedy świat mówi o odnawialnych źródłach energii, Kowalski odpowiada: „Węgiel brunatny to styl życia!”. ŻadenWęgiel, fundusze i hektary – duet od rzeczy zbędnych brukselski urzędas mu nie powie, kiedy mamy kończyć kopanie. Gdy PGE wreszcie podaje datę zamknięcia odkrywki – Kowalski zapewne rozważa powołanie alternatywnej PGE, gdzie kopie się aż do śmierci (planety).

Ale jego popisy nie kończą się pod ziemią. Jako wiceminister rolnictwa wykazywał się takim zrozumieniem roli, że nie odróżniłby jęczmienia od owsa, chyba że któryś miałby logo Orlenu. Wpadki z nazwami zbóż, robienie kampanii przy płotach prywatnych ludzi, obrażanie się na krytykę – Janusz Kowalski w rolnictwie jest jak grabie na asfalcie: może i hałasuje, ale nic nie zdziała.

Najlepiej jednak jego podejście do „polskiej ziemi” obrazuje sprawa asystenta, który w nagraniach obiecywał po znajomości 2 tysiące hektarów ziemi po spółce Top Farms. „Załatwimy w Warszawie” – mówił. „Tylko swoi”. Kowalski potem umył ręce, jakby to była pierwsza dzierżawa o której słyszy. A przecież rolnictwo zna od podszewki! Z Instagrama.

Kiedy spojrzy się na tę dwójkę razem, widać cały mechanizm tej władzy: jeden dojący fundusze, drugi ideologię, jeden z fundacją dla „lokalnych inicjatyw”, drugi z kombajnem do populizmu. Jeden z elegancją „młodego technokraty”, drugi z temperamentem wioskowego trybuna.

To nie są politycy, którzy chcą coś budować. To są faceci, którzy chcą coś wydobyć – z ziemi, z budżetu, z układów. Dla siebie, nie dla ludzi. I jak tak dalej pójdzie, to wydobędą nam z tej Polski wszystko, łącznie z cierpliwością.

O tej parce już pisaliśmy:

Węgiel, fundusze i hektary – duet od rzeczy zbędnych

Obraz Hans z Pixabay

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.