Czy kolejna inwestycja rekreacyjna w centrum Opola podzieli los miejskiej plaży i parku bezsensorycznego?

Na sporym placu u zbiegu ulic Waryńskiego, Pułaskiego i Luboszyckiej w Opolu jest skwer. Kiedyś była na nim czynna fontanna – dziś straszy zrujnowanym kikutem. Są trawniki, alejki, drzewa, krzewy i o dziwo ławki drewniane z oparciami. To bardzo przydatne miejsce nie tylko dla mieszkańców okolicznych domów, ale także pacjentów przychodni, która zajmuje jedną z pierzei placu. Trudno powiedzieć, czy w ramach odwrócenia uwagi od tego, co dzieje się na drugim końcu dzielnicy generalskiej, władze budują tu plac zabaw. I dobrze. Na pewno się przyda.

Jednym z ostatnich etapów jest zieleń. Nasadzono więc wokół placu prawie sto krzewów, stosunkowo odpornych na  warunki zewnętrzne. Cóż, gdy posadzono je w pyle i nikt ich nie podlewa. Dziś jeszcze są zielone, ale za dwa trzy dni podzielą los drzewek z ulicy Krakowskiej.  Mieszkańcy próbują podlewać, ale to na ogół ludzie starsi, a krzewów jako się rzekło blisko setki.

Mieszkańcy zwracają także uwagę na podłoże w otoczeniu zamontowanych urządzeń do zabawy. Trawy to tam jeszcze kilka lat nie będzie, a wyłożone maty nie spełniają swego zadania. Są ponadto mało estetyczne. Zdaniem miejscowego listonosza (pozdrawiam), konieczne jest także postawienie płotka, tak, by na plac zabaw nie wprowadzano psów.

Odnowienia wymaga zresztą cały skwer – razem z fontanną. Ale nie daj boże  wiśniewskiej „rewitalizacji”. Jest przytulny, dobrze pomyślany z duża ilością cienia. Konieczna jest naprawa alejek i murków, które sypią się ze starości. I to wszystko. Czy władze Opola potrafią tego nie zepsuć?

Władza posadziła – mieszkańcy muszą podlewać. Muszą, bo władza ma to w nosie

Tak wyglądała fontanna jeszcze 10 lat temu.

Fot. kapitan

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.