W Pradze mają fantazję. A może raczej – mają jaja. Wokół rosyjskiej ambasady w Czechach roztacza się swoisty krąg pamięci i oporu: skwer Borysa Niemcowa, promenada Anny Politkowskiej, punkt widokowy Aleksieja Nawalnego, a wszystko to spina ulica Bohaterów Ukrainy. Symbolika gęsta jak rosół u babci. Taka, co nie tylko mówi, ale wręcz wrzeszczy: „Wiemy, kim jesteście, i nie zapomnimy”.

Zamknąć oczy, pomodlić się, nazwać rondo

Tymczasem w Polsce…

Gdyby ktoś wpadł na pomysł, żeby podobną otoczkę stworzyć wokół rosyjskiej ambasady w Warszawie, usłyszałby najpierw „ale jak to?”, potem „to prowokacja”, a na końcu — po piętnastu debatach w sejmowej komisji do spraw zasadniczych — ulica zmieniłaby nazwę na „Aleję Papieża Jana Pawła II – Edycja Trzecia, Poprawiona, Z Załącznikiem”.

Nie zrozumcie mnie źle. Papież to ważna postać.  Ale ile razy można przeliterować te same nazwiska w GPS-ie, zanim człowiek zwątpi, czy przypadkiem nie krąży w jakiejś narodowo-katolickiej wersji „Dnia Świstaka”?

U nas rond nie można już nazwać „Rondem Prawdy”, bo natychmiast pojawia się pytanie: czyjej prawdy? Rondo Wolności? O nie, wolność to pojęcie zbyt niejednoznaczne. Może się komuś kojarzyć z czymś podejrzanym. Może z Unią Europejską, tfu!

Nazwa „Skwer Nawalnego”? Nie da się. Jeszcze ktoś pomyśli, że popieramy opozycję w Rosji i Moskwa się obrazi. A przecież nasza polityka zagraniczna opiera się na zasadzie: „Nie zadzieraj z nikim, kto ma więcej atomówek niż my”.

W efekcie mamy w miastach całej Polski aleje świętych, błogosławionych i prezydentów (głównie jednego). A ci, którzy mieli odwagę mówić prawdę, ginęli za wolność, walczyli z tyranią – są dobrzy na plakaty w Amnesty International, ale nie na tabliczkę uliczną w powiatowym miasteczku.

A więc chapeau bas, drodzy Czesi. Nie baliście się użyć nazw, które coś znaczą, które pieką w oczy i sumienia. My za to pozostajemy mistrzami niepamięci, upamiętniając tych, którzy już nikomu nie przeszkadzają. Ulice mamy jak msza pogrzebowa: dostojne, bezpieczne i zupełnie, absolutnie bezkonfliktowe.

Bo po co przypominać o ofiarach Putina, skoro można nazwać kolejne rondo imieniem kogoś, kto – bez urazy – już wystarczająco dużo ich ma?

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.