1300 najbardziej potrzebujących uchodźców ukraińskich przebywających w Opolu zostanie obdarowanych kartami podarunkowymi o wartości 2 tys. złotych. Darczyńcą jest Fundacja Tzu Chi, którą reprezentuje Radosław Atlas i jego pochodząca z Tajwanu żona Lola Chen Atlas, od 28 lat mieszkająca w Polsce. Ramy organizacyjne tej pomocy nadał opolski ratusz.

2,5 mln zł na pomoc dla ukraińskich uchodźców w Opolu przekazała fundacja z Tajwanu

fot. Jolanta Jasińska-Mrukot

Radosław Atlas i jego żona Lola Chen już wcześniej pomagali Ukrainie, ale teraz robią to jako reprezentanci największej organizacji humanitarnej z Tajwanu. Fundacja Tzu Chi pomaga ofiarom klęsk żywiołowych, tsunami, pożarów, trzęsień ziemi i ofiarom wojen. Organizacja działająca w stu państwach na świecie ma 10 milionów członków na świecie.

Wcześniejszą pomoc Ukrainie małżeństwo Atlasów organizowało we współpracy z prezydentem Arkadiuszem Wiśniewskim i posłem Witoldem Zembaczyński, wiceprzewodniczącym Nowoczesnej, członkiem parlamentarnej grupy polsko-tajwańskiej.

– Uchodźcy wojenni z Ukrainy są na utrzymaniu polskich rodzin, co przy tej inflacji drożyźnie staje się problemem – podkreślił poseł Zembaczyński. – Dlatego działalność charytatywna fundacji Tzu Chi z Tajwanu, a mówię to jako członek parlamentarnej grupy polsko-tajwańskiej, jest szczególnie cenna. Fundacja zdaje sobie sprawę, że cała pomoc uchodźcom spoczywa na barkach Polaków i chce w pewnym stopniu zdjąć część tego ciężar.

2,5 mln zł na pomoc dla ukraińskich uchodźców w Opolu przekazała fundacja z TajwanuPoseł Zembaczyński podkreślił, że pomoc kierowana do Ukraińców ze strony Radosława Atlasa trwa już dłużej.

– Trzy podmioty sprawiły, że ten „łańcuch” tworzonej opolskiej pomocy humanitarnej do Ukrainy mógł działać – mówił poseł Zembaczyński. – To BCC z udziałem pana Atlasa i wykorzystaniem zasobów jego przedsiębiorstwa, ogromna pomoc materialna ze strony prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego, ze strony miasta oraz nasz udział, wolontariuszy, którzy autobusem zawieźliśmy dary za około 1 milion złotych, a wracaliśmy z uchodźcami. I to był pierwszy etap pomocy.

Uchodźcy nadal jej potrzebują, ale często wykracza to już poza możliwości Opolan. Już w lutym przedstawiciele Fundacji Tzu Chi oddelegowali swoich przedstawicieli do Polski, m.in. z Austrii do Lublina.

– Kiedy nasza centrala się zorientowała, co się dzieje, to postanowiła pomóc w zdecydowanie większym zakresie, a wszystkie działania były oparte na ludziach dobrej woli, nie tylko na zamożnych, ale też zwykłych Tajwańczykach – podkreśla Radosław Atlas. – Niewielka diaspora Tajwańczyków w Polsce już przeprowadziła wiele takich akcji, ale ta opolska będzie największa. Fundacja Tzu Chi ma swoje uczelnie, media i działa także w obszarze ochrony środowiska, aktywizacji zawodowej. Pomaga też uchodźcom w organizowaniu nowego życia, te akcje prowadzi na całym świecie.

Tajwańscy wolontariusze Tzu Chi brali już m.in. udział w akcjach na Bałkanach i w Syrii.

– A teraz byli pod wrażeniem dobrych warunków, w jakich przyjmujemy Ukraińców, że to nie są obozy dla 2,5 mln zł na pomoc dla ukraińskich uchodźców w Opolu przekazała fundacja z Tajwanuuchodźców, a życie w dobrych warunkach – podkreślił Radosław Atlas. – Czas w tej sytuacji jest dla nas największym wyzwaniem, bo jest on istotny dla fundatora.

1300 Ukraińców, którzy znaleźli schronienie w Opolu, zostanie obdarowanych kartami podarunkowymi o wartości 2 tys. złotych, które będą mogli przeznaczyć na niezbędne zakupy.

Miasto Opole nadało ramy organizacyjne tej pomocy, w co zostało zaangażowanych kilka wydziałów ratusza. Prezydent podkreślił, że to ogrom pracy w bardzo krótkim czasie.

– Fundacja Tzu Chi zadecydowała, kogo wesprzeć, a my ich wspieramy swoją pracą, wolontariatem, żeby to było możliwe w krótkim czasie – mówił Arkadiusz Wiśniewski.

– Spośród pięciu tysięcy uchodźców przebywających na terenie Opola wybrać 1300 osób, które są w najtrudniejszej sytuacji, to nie jest proste – podkreśliła Małgorzata Kozak. – Będziemy organizować pomoc we wtorek i środę w trzech turach (w Stegu Arena). Na miejscu będzie przedszkole, bo żeby uzyskać pomoc, będzie konieczna obecność dziecka na tym wydarzeniu.

Jak dodała Małgorzata Kozak, pomoc jest potrzebna niemal wszystkim przybyszom z Ukrainy.

 

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.