Mieszkańcy Szydłowic w gminie Lubsza boją się, że odpady z olbrzymiego składowiska trafią do Odry. Albo jeszcze gorzej – strawi je ogień, co zatruje środowisko nie tylko w ich wsi, ale całej okolicy.

– Termin utylizacji odpadów i rekultywacji wysypiska upłynął już w lutym – mówi nam jeden z mieszkańców Szydłowic. – Na składowisku jest ze sto pociętych ciężarówek, wielkie big bagi, które zaczęły się już rozkładać. A skąd my mamy wiedzieć, co tam w nich jest, czy to nie są odpady niebezpieczne?

Inny nasz rozmówca z Szydłowic zwraca uwagę, że przez to wysypisko mają we wsi plagę szczurów, które odpadowym bałaganie znalazły sobie siedzibę, a żywią się w pobliskich gospodarstwach.

– Mamy już tego dość! – mówią mieszkańcy Szydłowic.

O problemie ze śmietniskiem w Szydłowicach Opowiecie.info pisało już pod koniec 2019 r., kiedy nowy nabywca działki z mieszczącym się na niej wysypiskiem miał dużo czasu do ostatecznego terminu zutylizowania odpadów. Zaalarmowali nas mieszkańcy, bo obawiali się, że sprawa utylizacji rozwiąże się w ten sposób, jak w różnych miejscowościach Polski, gdzie płonęły wtedy składowiska odpadów.

Opowiecie.info usłyszało wówczas w starostwie w Brzegu, że to na wniosek wójta Lubszy odbyła się licytacja działki z wysypiskiem, a wartość nieruchomości została pomniejszona o koszt utylizacji odpadów. Tym samym nowy właściciel zobowiązał się do likwidacji śmietniska i rekultywacji terenu.

– To była umowa między nabywcą, który ją kupił, a wójtem – wyjaśniała nam wówczas Aneta Łakoma, naczelnik wydziału ochrony środowiska w brzeskim starostwie. – Zgodnie z opinią prawnika, my nowego właściciela gruntu nie możemy ścigać, a jedynie tego, który zgromadził odpady na tym terenie. A z drugiej strony, jeśli ktoś kupuje w majestacie prawa nieruchomość za kwotę pomniejszoną o koszt utylizacji, to logiczne wydaje się, że ma obowiązek to posprzątać.

Mieszkańcy Szydłowic nie wierzyli jednak, że tak się stanie. Radni z gminy Lubsza, którzy interweniowali w tej sprawie, mówią, iż wójt i sam właściciel twierdzą, że sprawa jest w toku.

– Niedopełnienie terminu utylizacji właściciel tłumaczy epidemią – mówi radny Tomasz Literowicz. – Rozumiem niepokój i zniecierpliwienie mieszkańców, bo tam rzeczywiście szczury biegają.

Radny Literowicz dodaje, iż wójt zapewniał go, iż na składowisku nie ma substancji niebezpiecznych.

– Dokumentu potwierdzającego, że tak jest, jednak nie widziałem – przyznaje Literowicz. – Bazujemy tylko na oświadczeniu wójta.

Podziela również obawy mieszkańców, że odpady z czasem mogą znaleźć się w Odrze lub lesie.

– Jest takie ryzyko, bo jak widać, tak się u nas dzieje, że problem odpadów załatwia ogień, albo woda – stwierdza radny Literowicz.

Natomiast radny Ryszard Zborowski mówi wprost, że nic się w tej sprawie nie dzieje. A tłumaczenie się epidemią uważa za niepoważne, bo jak twierdzi, czasu było wcześniej dużo, a nic wtedy się nie działo. Epidemia wybuchła przecież w marcu, a wysypisko miało być zlikwidowane w lutym.

– Ci właściciele szukają prostych rozwiązań, których nie ma – dodaje Zborowski. – Niby część zutylizowali, ale czy ktoś widział na to dokumenty?

W pobliżu dużego składowiska jest kilka działek budowlanych, na których miały rozpocząć się budowy, ale nikt się nie odważy wbić łopaty w ziemię, bo nie wie, jak zakończy się sprawa z odpadami.

Opowiecie.info chciało się skontaktować z właścicielem gruntu, na którym jest składowisko, ale nie było takiej możliwości. Nie udało się też nam, mimo wielokrotnych prób, skontaktować z Bogusławem Gąsiorowskim, wójtem gminy Lubsza.

Skontaktowaliśmy się natomiast ze starostą brzeskim, który zapewnia, że na składowisku nie ma groźby samozapłonu, ani innego jakiemukolwiek zagrożenia.

– Niestety, została wyczerpana już ścieżka egzekucyjna – przyznaje starosta Jacek Monkiewicz. – Utrzymujemy kontakt w tej sprawie z gminą Lubsza. Nie ma wątpliwości, że właściciel nabywając działkę w zaniżonej cenie zobowiązał się do usunięcia odpadów, a termin już minął. Jako urząd kontrolujemy te odpady, czy nic się tam nie dzieje, czy się to nie rozprzestrzenia. Prawo nam nie ułatwia rozwiązanie tego problemu, bo to poprzedni właściciel tej działki, który to zgromadził, powinien zutylizować te odpady. Jednak obecny zobowiązał się do ich usunięcia, a my będziemy dążyć do tego, by tak się stało.

Marek Łabno, ekspert od ochrony środowiska i ekolog Z Opola, podkreśla, że właściciele działki kupując ją, z całym dobrodziejstwem inwentarza odpowiada za wszystko, co na tej działce jest.

– Mam wrażenie, że to jest jedna z tych trudnych spraw, z którymi trzeba się zmierzyć – mówi Marek Łabno. – Mieszkańcy mają prawo dokładnie wiedzieć, co w tych big bagach jest, a na to pytanie może tylko odpowiedzieć Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Opolu, to tam sprawę powinni skierować mieszkańcy, albo ich przedstawiciele radni.

Opowiecie.info będzie monitorować, co dzieje się z wysypiskiem w Szydłowicach.

Jolanta Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.