Demonstracja rolników spod znaku „Solidarności” Rolników Indywidualnych w Głubczycach to tylko odwracanie uwagi od dalszej centralizacji i likwidacji dużych prywatnych spółek rolniczych.

Głubczycka spółka Top Farms, należąca do Brytyjczyków, jest potentatem rolnym działającym na blisko 11 tys. hektarów na terenie pięciu gmin: Głubczyc, Branic, Kietrza, Baborowa i Pawłowiczek. Grunty płaskowyżu od dawien dawna rozpalą emocje rolników, bo uchodzą za jedne z najlepszych w Polsce. Chociaż, kiedy spółka rozpoczynała swoją działalność, to o kapitał zagraniczny modliła się niejedna gmina. Teraz ziemia dzierżawiona przez spółkę rozpala do żywego emocje indywidualnych rolników.

Top Farms zatrudnia 250 osób, którym zajrzała w oczy sytuacja zbliżona do tej z pierwszej połowy lat 90., kiedy do likwidacji poszły Państwowe Gospodarstwa Rolne. Firma powstała na bazie głubczyckiego kombinatu, w skład którego wchodziło kilkanaście PGR. Obecnie tam jest 600 obiektów gospodarskich, a produkcja rolnicza wyróżnia się nie tylko w Polsce, ale też w Europie. Oprócz pracowników na etatach, z Top Farms żyje też około 400 osób, którzy świadczą spółce najrozmaitsze usługi, lub pracują w niej sezonowo.

Teraz protestują dwie grupy – rolnicy z „Solidarności” Rolników Indywidualnych, liczący na rozparcelowanie gruntów Top Farms, a z drugiej strony pracownicy spółki z rodzinami.

W tej drugiej grupie panuje przekonanie, że głód ziemi, szczególnie tak dobrej, jak na płaskowyżu głubczyckim, ktoś z zewnątrz jeszcze podsyca, komplikując już i tak trudną sytuację.

– Przecież to widać, co tutaj się dzieje – mówi anonimowo Opowiecie.info jeden z pracowników spółki. – Jak nam zlikwidują Top Farm, to pójdziemy na łąkę żreć trawę, tak, jak to było trzydzieści lat temu po likwidacji PGR.

Czy byłoby aż tak tragicznie? Trudno powiedzieć, ale średnia wieku pracowników Top Farms to 55 lat, ich trudno byłoby przekwalifikować. Na dodatek powiat głubczycki nie jest miejscem, gdzie roi się od ofert pracy, szczególnie dla tych z wąskimi rolniczymi kwalifikacjami. Ci młodsi zapewne wyjechaliby za pracą granicę, starsi byliby skazani na zasiłki z pomocy społecznej.

Skąd wziął się cały problem? Z opinii Opolskiej Izby Rolniczej wynika, że w 2011 roku spółka Top Farm nie wywiązała się z ustawowego obowiązku i nie wydzieliła 30 procent dzierżawionych przez gruntów rolnikom indywidualnym. A to uniemożliwia jej przedłużenie obecnej dzierżawy.

Opowiecie.info kontaktowało się w tej sprawie z dysponentem gruntów, czyli opolskim oddziałem Krajowego Ośrodka Wspierania Rolnictwa (KOWR), który odesłał po informację do warszawskiej centrali. Jednak do chwili publikacji tekstu w środę wieczorem nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytania dotyczące Top Farms.

– Umowa im wygasa z końcem 2023 roku, wtedy ziemia trafi do dyspozycji KOWR i odwrotu od tej sytuacji już nie ma – mówi Marek Froelich, prezes oddziału Opolskiej Izby Rolniczej (OIR), a także członek rady społecznej działającej przy KOWR. – Trudno mi to zrozumieć, bo „Solidarność” Rolników Indywidualnych („S” RI) twierdzi, że Izba Rolnicza jest przeciwna indywidualnemu rolnictwu, a to absolutna nieprawda.

We wtorek pod budynek starostwa w Głubczycach podjechało 30 traktorów i odbył się protest rolników z „Solidarności” RI, domagających się parcelacji gruntów spółki, dymisji prezesa OIR oraz przeciwko polityce klimatycznej UE (to ostatnie w ramach ogólnopolskiej akcji „S” RI – aut.). Jednocześnie pod starostwem demonstrowali też pracownicy Top Farms, przerażeni wizją zwolnień.

– Muszę widzieć rolników indywidualnych i pracowników Top Farms, bo to też są rolnicy odprowadzający podatek rolny – podkreśla Marek Froelich, prezes OIR. – „S ”RI też chce pięciu tysięcy hektarów do rozparcelowania, tak, jak my. Czyli schedę należy podzielić, a na pozostałym areale stworzyć spółkę KOWR, gdzie zatrudnią ludzi ze spółki. W naszych zamiarach też jest taki scenariusz. My tutaj rozważamy spółkę KOWR albo ośrodek produkcji rolnej. Taka też jest propozycja ministerstwa.

Marek Froelich dodaje, że takich podmiotów w skali kraju, które będą musiały być zrestrukturyzowane, jest prawie setka.

– Jednym z nich jest właśnie Top Farms – podkreśla prezes opolskich rolników. – Wówczas dochody będą odprowadzane do budżetu państwa, a nie jak dotąd tylko na konto zagranicznej spółki.

Po co więc to całe zamieszanie wywołane przez rolników „S”RI? Czy dla odwrócenia uwagi?

– We wtorek była też demonstracja „S” RI na Pomorzu, tam tez ma nastąpić restrukturyzacja spółki z kapitałem zagranicznym, też 10 tysięcy hektarów – zastanawia się prezes Froelich. – Może się umówili…

Jeżeli dojdzie do parcelacji spółki, to pod uwagę będą brani jedynie rolnicy gospodarujący na gruncie do 300 hektarów.

Głosem rozsądku są w tej sytuacji słowa Danuty Bajak, szefowej Opolskiego Związku Rolników Organizacji Społecznych w Opolu, także członkini rady społecznej działającej przy KOWR, która w rozmowie z Opowiecie.info podkreśla, że produkcja Top Farms w żadnym razie nie konkuruje z produkcją rolników indywidualnych.

– Spółka ma zupełnie inna produkcję, nastawili się na coś, co nie zachwieje naszym rynkiem, to nie ma  wpływu na nasze ceny – podkreśla pani Danuta Bajak. – Poszli w ziemniaki, to jest druga produkcja w Europie, więc nie niszczą naszego rynku. Produkują materiał siewny, który trafia do polskich rolników, więc nie żyją tylko dla siebie. To oni nas nauczyli, jak produkować soję. A z ich eksportu Polska ma też pieniądze.

Jednocześnie Danuta Bajak zauważa, że rolnicy indywidualni też muszą się rozwijać.

– Więc jak trzeba coś robić, to róbmy w porozumieniu i uczciwie bez niszczenia kogokolwiek – podkreśla Danuta Bajak.

Niektórzy nasi rozmówcy ze środowiska rolniczego wolą pozostać anonimowi.

– Mam wielkie wątpliwości do tworzenia spółek skarbu państwa, bo społeczeństwo nic z nich nie ma, a taka miałaby powstać jako scheda po Top Farmsie, na bazie KOWR – mówi jeden z nich. – Osoba, która teraz najbardziej w tym miesza, twierdzi, że uczestniczy we wszystkich spotkaniach tego porozumienia, więc po co te zadymy pod starostwem? Poza tym spółki skarbu państwa są wyłączone z przepisu wyłączania tych 30 procent gruntów dla rolników indywidualnych, a przecież nie powinno być równych i równiejszych. Należy również pamiętać, że Top Farms w trakcie dzierżawy zrzekł się gruntu, który trafił do wierzycieli reprezentujących Kościół. Trudno więc nie zauważyć, że coś jest tu nie w porządku. Politycy PiS głoszą, że małe gospodarstwa są najlepsze. Tyle, że nie wiadomo, dla kogo, bo w małych gospodarstwach koszty są wyższe, więc to oznacza droższą żywność dla konsumentów. Może skończyć się tak, że napłynie tańsza żywność z zagranicy, a te małe gospodarstwa splajtują. No i nie mogę się oprzeć refleksji: po co wchodzić było do UE, jak chcą powrotu do małych gospodarstw, a ziemię dużych rozparcelować?

Krzysztof Tkacz, który zarządza Top Farms Głubczyce, mówi Opowiecie.info, że trzeba wrócić do roku 2011, do tamtej struktury rolnictwa i układu politycznego. Według ówczesnej ustawy, Agencja Nieruchomości Rolnych (dawny KOWR – aut.) miała pół roku, żeby przedstawić dzierżawcy propozycję wyłączeń gruntów.

– My dostaliśmy taką, która oznaczała wyłączenie całej produkcji zwierzęcej i zwolnienie znakomitej większości załogi – opowiada Krzysztof Tkacz. – Poinformowaliśmy o tym KOWR, a w odpowiedzi pojawiła się kolejna propozycja, ale niewiele zmieniona, różniła się o kilka arów. Spółka do dzisiaj wyłączyła ponad 25 proc. gruntów. To nie jest tak, że nie reagujemy, czy nie rozmawiamy z KOWR i rolnikami.

Jak dodaje Krzysztof Tkacz, skutki ustawy z 2011 roku są takie, że spółka nie ma możliwości do przedłużenia umowy dzierżawnej, utraciła też prawo pierwokupu dzierżawionego gruntu.

– Tracą też nasi pracownicy, a żyjemy na terenach objętych strukturalnym bezrobociem – podkreśla. – Lokalne społeczności objęte są degradacją. Protest rolników to jedna strona, bo grupa stojąca pod starostwem z transparentem „Nic o nas bez nas” to nasi pracownicy. Oni po raz drugi są w takiej sytuacji, bo 30 lat temu przed nimi też była taka dramatyczna perspektywa. Jeżeli polityka jest służbą dla ogółu, to świat nie składa się tylko z rolników indywidualnych, a my nie jesteśmy do nich konkurentem. Nie chcemy nikomu nic zabierać, chcemy rzeczowego podejścia do problemu. I szukania rozwiązań, które będą akceptowalne. Takich, które dadzą spółce szansę na przetrwanie. Pan starosta głubczycki pięknie to określił, że mamy już wspólne doświadczenie, którego nie powinniśmy tego zmarnować.

Zarządca głubczyckiego Top Farms nie odmawia skarbowi państwa prawa do zgłaszania różnych propozycji, ale nie takich, by coś likwidować nie zwracając uwagi na losy ludzi, na losy całej społeczności lokalnej.

– Jesteśmy najbardziej rozpoznawalni w Polsce i Europie i źle to widzę, jeżeli stać Polskę na to, by likwidować przedsiębiorstwa, które się wyróżniają – nie ukrywa goryczy Krzysztof Tkacz. – Coś, na co pracuje się pokoleniowo.

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.