Dowód osobisty konia obok kolekcji tułowickiej porcelany i mistrzowskich akwarelek malowanych gdzieś na froncie wschodnim przez artystę z pobliskiego Głogówka. To świadectwo kim, skąd i gdzie jesteśmy, co tutaj robimy. Dziedzictwo. Koniecznie trzeba odwiedzić Farską Stodołę w Biedrzychowicach.

„Promocja turystyki województwa opolskiego”. Projekt finansowany ze środków samorządu województwa opolskiego, realizowany jest przez Stowarzyszenie „Tak dla Samorządności”.

Taka wizyta przydałaby się niechybnie ludziom pokroju Jarosława Kaczyńskiego, którzy nie mają zielonego pojęcia o realiach Śląska, Opolszczyzny i Mniejszości Niemieckiej, ale uzurpują sobie prawo do wyrażania opinii i decydowania o ich losie.

Wstyd się przyznać, ale pierwszy i ostatni raz byłem w „Farskiej Stodole” przypadkiem, przed kilku laty. I nie dlatego, że zaprowadziły mnie tam jakieś drogowskazy, jakaś zmasowana reklama w mediach, czy informacja turystyczna. Przypadkiem  kręcąc jakiś film dokumentalny w  Biedrzychowicach trafiłem na ten obiekt i jego gospodynię, Różę Zgorzelską. Z tamtych czasów pochodzą zamieszczone tutaj zdjęcia.

– Od początku byliśmy związani z programem odnowy wsi, który rozpoczął się na Opolszczyźnie wraz z przemianami ustrojowymi. Zaczęło się od skromnej, malutkiej izby regionalnej w przedszkolu. To były tylko dwa pomieszczenia. Bardzo prędko zabrakło miejsca na eksponaty. W porozumieniu z ówczesnym proboszczem postanowiliśmy zaadaptować na ten cel budynek starej farskiej czyli przykościelnej stodoły. Jednak obiekt ten jest bardzo duży. Musieliśmy w jakiś sposób zorganizować pieniądze na przystosowanie go do naszych potrzeb – opowiada Róża Zgorzelska, radna Głogówka, także społeczna kustosz „Farskiej Stodoły” w Biedrzychowicach.

Najpierw trzeba było uratować go przed całkowitą ruinacją, bo był w bardzo złym stanie. Pierwszy projekt do Fundacji Wspomagania Wsi napisali w 2004 roku. Dostali wówczas 10 tysięcy złotych. To były pierwsze pieniądze. To starczyło – i to z trudem – na materiały. Cała reszta to mieszkańcy Biedrzychowic i okolic, którzy gromadnie włączyli się do prac przy remoncie stodoły. To wystarczyło na zakonserwowanie jej , już nie groziła jej, ze się rozleci.

– Rok później złożyliśmy projekt jako koło mniejszości niemieckiej do Fundacji Rozwoju Śląska, od której dostaliśmy pieniądze na stworzenie sali spotkań. Urządziliśmy ją tam, gdzie dach był w najlepszym stanie. Kilka lat musieliśmy się obejść smakiem, bo nie udawało się zdobyć żadnych funduszy, by zrobić konieczny  remont. Dopiero w 2008 na stworzenie muzeum wiejskiego dostaliśmy z ministerstwa spraw wewnętrznych 46 tysięcy. Proszę sobie wyobrazić, że za te pieniądze zrobiliśmy muzeum: dół i górę. Trzeba było również wyremontować dach bo był częściowo zarwany. Wszystko zostało zrobione dzięki pracowitości naszej społeczności. To była bardzo ciężka i odpowiedzialna praca. Determinacja ludzi, że muzeum tu musi powstać sprawiła, że  powstało – bez niej  nie mielibyśmy szans. I tak czasami nie spałam w nocy w trudniejszych momentach,  a jak społecznik w nocy nie może spać, to podobno powinien dać sobie spokój. Mobilizował mnie bardzo wojewoda Ryszard Wilczyński, który od początku nas wspierał. Ostatecznie otworzyliśmy Farską Stodołę dla publiczności w 2009 roku. Potem przyszły kolejne etapy – sala na górze. Wykorzystywaliśmy wszystko co się dało, żeby minimalizować koszty. Pracowaliśmy  sposobem gospodarczym, ale tak, żeby nie było trzeba za rok czy dwa robić od nowa. To wszystko co tu robiliśmy z mieszkańcami, którym na prawdę należą się słowa najwyższego uznania, to jest nasz obowiązek wobec naszego Heimatu, naszej małej ojczyzny. To jest to, co możemy dać tej ziemi na której się urodziliśmy. A ja jestem szczególnie dumna z tego, że tu mogę mieszkać, ponieważ tu w Biedrzychowicach się urodziłam – tu żyję niezmiennie i mam nadzieję, że nigdzie mnie stąd los nie wypędzi. Tutaj mieszkają moi synowie. – Jestem najszczęśliwsza mamą, bo mam wszystkie dzieci tutaj, koło siebie. Dlatego czuję się zobowiązana, by coś temu miejscu, tej ziemi dać. Zachować dziedzictwo.

Staram się wychować następców, zastanawiam się co będzie z tą stodołą za trzydzieści lat i muszę nieskromnie przyznać, że chyba mi się to udaje. Są młodzi zainteresowani, którzy połknęli tego bakcyla i sprawdzają się  w działaniu. Wiem, że będą moją pracę kontynuować.  Może trochę inaczej – ale zdaje sobie sprawę, że maja prawo do własnego spojrzenia.

– Czasami gdy jestem tutaj sama i słyszę tylko jak tyka tam zegar tam na ścianie, zaczynam myśleć nie tylko o przyszłości, ale o przeszłości, o naszych przodkach. A że mój Opa czyli dziadek, też był takim społecznikiem i zajmował się historią Biedrzychowic, ciekawa jestem czy byłby zadowolony z tego co ja robię. Pytam o to jego portret, który wisi w moim domu. – śmieje się. – To jest spełnienie jego i moich marzeń. Zawsze marzyłam o czymś takim co tu zostało stworzone. Ba, zaczęło nawet przerastać moje marzenia.

– Przyszły kolejne projekty.  Urządziliśmy wozownię, wybudowaliśmy piec chlebowy w szopie obok – zapraszamy tam grupy i klasy szkolne. Ludzie zaczynają dzięki nam inaczej patrzeć na stare rzeczy, które maja w domach. Już nie wyrzucają ich tylko starają się przedłużać im życie – czy to stare krzesło czy szafeczka. Dowiedzieli się, że powstało coś takiego jak nasz muzeum i często dzwonią i proponują nam różne przedmioty. Ale dziś nie przyjmujemy już dziś wszystkiego, bo zależy nam na eksponatach, które świadczą o kulturze, o pięknie. W domu miałam piękną starą porcelanę z Tułowic na przykład.

Od jej rodzinnych zbiorów się zaczęło i jej prywatne eksponaty stanowią większość ekspozycji: zestawy do kakao, maselnice, serownice, naczynie do raków i szparagów, misterne maleńkie figurki, popielniczki, przybornik do pisania z kałamarzem na inkaust i na piasek, świątki z Częstochowy, Piekar czy Mariahilfe, talerze z pejzażami w różnych porach roku, ozdobne dzbany, porcelanowe kropielnice, głowy lalek, talerzyk z bocianem – pamiątka narodzin dziecka czy lampa… Są także skrzynie posagowe, ubrania,  tornistry, buciki, haftowane ręczniki, piece , wanny
– Porcelanę ofiarowywano zwykle z okazji ślubu czy jubileuszy. To były prezenty o sporej wartości. Ten piękny komplet to zastawa ślubna mojej prababci z 1872 r., to talerze kupione na pamiątkę chrztu św. przez chrzestnego – wskazuje. bardzo popularne były zestawy weselne. Najczęściej  wazony, zawsze dwa jednakowe – dla każdego z małżonków, lub filiżanki dla żony i męża.

– Gdy ludzie zobaczyli, że to przybiera taki kształt – najpierw niechętnie, ale też zaczęli przynosić rzeczy nie tyko stare ale i piękne a nawet kosztowne. Niektórych trzeba było namawiać, żeby nie sprzedawali tylko odali do nas. Czasami się udawało.

– Z kolei w spichlerzu wyeksponowaliśmy wszystkie stare dokumenty, stare mapy, książki, modlitewniki – takie rzeczy, które świadczą o kulturze o mądrości. Na wystawę starej śląskiej porcelany, którą urządziliśmy zjechały się tłumy. Mamy piękną kolekcję akwareli – z trudnego czasu, namalowane na froncie wschodnim drugiej wojny światowej, przez człowieka, który urodził się tu, za miedzą w Głogówku. Są tak piękne, że zachwycają wszystkich.
Za własne pieniądze kupiłam piękną litografię starych strojów śląskich, które funkcjonowały przed tymi, które doskonale znamy, bo mamy oryginalne z końca XIX wieku. Mamy w budowie kolekcję starej śląskiej biżuterii. Część to precjoza, które nosiły dla ozdoby moje ciotki – sama je czasami noszę.

– Na Europejskie Dni Dziedzictwa nakręciliśmy film „Wyszli stąd, podążali różnymi drogami”. Przedstawiliśmy pięć postaci, które urodziły się w Biedrzychowicach. Film ten powstał dzięki współpracy z Muzeum Ziemi Prudnickiej.

Róża Zgorzelska jest niestrudzona. Z roku na rok ma nowe pomysły, prowokuje młodych i starych do działań, które zatrzymują w czasie dziedzictwo tej ziemi i jej mieszkańców – dzisiaj bardzo różnych narodowości.

Partnerem wspierającym działalność wiejskiego muzeum są Stowarzyszenie Odnowa Wsi Biedrzychowice i Koło DFK Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim

Żeby zwiedzić  Farską Stodołę w Biedrzychowicach trzeba umówić się telefonicznie z główną sprawczynią tego miejsca,  Różą Zgorzelską : 668290809.

Fot. melonik

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.