Obostrzenia wprowadzone przez rząd, bez wprowadzenia stanu wyjątkowego, są w dużej części warte funta kłaków. Co nie znaczy, że nie należy się do nich stosować. Z mózgiem.

Zainspirowal mnie ten wpis na facebooku.
Na tropie bezsensownych zarządzeń

Codziennie chodzę na zakupy. Czasami nawet dwa razy dziennie – tak mam. Przez ostatnie dwa tygodnie obserwowałem klientów w opolskich sklepach – małych i dużych. Zawsze im się zresztą bacznie przyglądam. Zachowywali się nadspodziewanie dobrze. Czasami zastanawiam się skąd w takich sytuacjach bierze się ta karność, zdyscyplinowanie, odpowiedzialność. Pedantycznie wręcz trzymali się nakreślonych na podłodze linii gwarantujących bezpieczną odległość. Nie było zresztą o to trudno, bo klientów było o wiele mniej niż zwykle. Jeśli tylko rękawice w sklepie były – używali ich. Podobnie z płynami dezynfekującymi. Szybko sprawnie, bez zbędnych utyskiwań. Oczywiście, że zdarzały się w różnych miejscach drobne incydenty.

Ciekawy byłem jak sklepy zorganizują działalność dzisiaj – ciekawy i pełen obaw – jak się okazało słusznych. Do wczoraj klienci wchodzili do sklepów i znikali między regalami – rzadko spotykając kogokolwiek. Dziś przed wejściami do sklepów gromadził się tłumek, ustawiały kilkudziesięciometrowe kolejki – nie zawsze z zachowaniem bezpiecznej odległości. Im bliżej wejścia tym ciaśniej – bo i naczekać się trzeba było. W dużych sieciach był i płyn i rękawiczki. W mniejszych sklepach z rękawiczkami było gorzej. Jak powiedział mi jeden z właścicieli: – panie to dziś na wagę złota. Nigdzie ich nie ma.

W zaleceniach ministerstwa widziałem zapis, zachęcający ludzi by ludzie przynosili swoje. To moim zdaniem, powinno być wręcz zakazane. Pamiętam szpitalne ochraniacze na buty, które kupowało się za grosze w automatach. Nie wiem jak jest teraz  – dawno nie byłem w szpitalu. Niektórym te „jednorazówki” służyły miesiącami. Trudno sobie wyobrazić co na nich wnosili. Dzisiaj widziałem  przed auchanem elegancką panią, która przed wejściem wysiąkała no do chusteczki higienicznej, schowała ją do kieszeni z której wyciągnęła najpierw maseczkę, a następnie „jednorazowe” rękawiczki chirurgiczne. Uzbrojona w te higieniczne atrybuty wkroczyła do sklepu. Nie była przygotowana na labirynt, który tu spotkała. Zmełła pod nosem jakieś niewątpliwie eleganckie przekleństwo i się wycofała. Rękawiczki i maseczka powędrowały  na powrót do kieszeni w której spoczywała użyta chusteczka. Tyle ją widziałem. Nie miałem szansy powiedzieć jej, że źle robi. Może to i dobrze bo wyglądało że należy do tych co nie dadzą sobie w kaszę dmuchać.

Dopuściłem się prowokacji i do mojego małego carrefoure’a, gdzie rękawiczki były, wszedłem nie zakładajac ich. Natychmiast jeden z klientów zwrócił mi uwagę. Wiedziałem, że nie chodzi o to, że mnie nie lubi – choć Opole to niewielkie miasto, a ja byłem w swojej dzielnicy. Coś odburknąłem, bo nie przygotowałem sobie celnej riposty i czym prędzej – niczego nie dotykając, takie było założenie – wyszedłem ze sklepu.

W drugim sklepie w najbliższej okolicy czekała mnie niespodzianka. Zrobię troche reklamy, bo warto. To świetna lokalna sieć o uniwersalnej nazwie EMMA. Na bramce wejściowej zobaczyłem  anons, który w odróżnieniu od różnych obostrzeń (głównie zamknięcia w domach ludzi do 18 roku życia) jest mądry i przydatny.Na tropie bezsensownych zarządzeń

Nie trzeba sie pętać po sklepie, nie zajmuje się miejsca tym, którzy muszą dotknąć, tak jak ja. Inne sklepy postanowiły po jednym dniu działania w obecnych warunkach zdecydowanie wydłużyć godziny pracy. Niektóre  lidle i biedronkii będą czynne nawet cała dobę…

Do tego wszystkiego dochodzi pomysł wyborów korespondencyjnych dla wszystkich. Trudno sobie w sytuacji utrudnienia kontaktów wyobrazić taka procedurę. To jeszcze bardziej niebezpieczne niż pójście na wybory do normalnego lokalu wyborczego.

– Tylko w Polsce jest 25 tys. komisji wyborczych, a urzędów pocztowych 7,5 tys. Aby zagłosować korespondencyjnie, trzeba dwa razy udać się do urzędu pocztowego – aby odebrać pakiet i żeby go nadać. Wszystko listami poleconymi. Wysłanie i odebranie listu poleconego jest dużo bardziej czasochłonne i ryzykowne dla zdrowia, niż odebranie karty do głosowania w komisji wyborczej – tłumaczy w Gazecie Wyborcze prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Chore umysły rodzą chore pomysły.

Fot. melonik

 

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarz, publicysta, dokumentalista (radio, tv, prasa) znany z niekonwencjonalnych nakryć głowy i czerwonych butów. Interesuje się głównie historią, ale w związku z aktualną sytuacją społeczno-polityczną jest to głównie historia wycinanych drzew i betonowanych placów miejskich. Ma już 65 lat, ale jego ojciec dożył 102. Uważa więc, że niejedno jeszcze przed nim.