Przedsiębiorcy alarmują, że wielu z nich znalazło się w dramatycznej sytuacji. Mnóstwo małych firm w ostatnim tygodniu nie zarobiło nawet złotówki, a inne o połowę zmniejszyły swoje  obroty. Większość nie zwalnia jeszcze pracowników, ale czas postoju zakładów fryzjerskich, kosmetycznych, firm gastronomicznych, kawiarni, lodziarni zrobi swoje. Przedsiębiorcy na razie wstrzymali oddech i czekają na decyzję rządu.

– Na razie nie zwalniam pracowników, ale za chwilę wszystko może się zmienić – mówi Monika Bębenek, właścicielka kwiaciarni i szkoły florystycznej z Opola. – Przedsiębiorcy czekają na zmiany rządowej Tarczy Antykryzysowej. Odroczenie na trzy miesiące składek ZUS tym, którym obroty spadły o połowę, nie pomoże nadgonić strat. Dlaczego nie umorzą? To byłaby wtedy pomoc.

Beniamin Godyla, opolski senator Koalicji Obywatelskiej  mówi, że przedsiębiorcy nie wiedzą co robić. A ponieważ rząd nie przekazuje żadnych konkretnych komunikatów, więc będą czekać w napięciu do piątku, do posiedzenia Sejmu.

– Można powiedzieć, że jest wprost przeciwnie, jedna wielka dezinformacja – dodaje Beniamin Godyla. – Początkowo była np. mowa, że ci, którzy utracili 20 proc. obrotów, będą mogli starać się o pomoc, a teraz – że ci, którzy utracą 50 procent. Obawiam się, że gospodarka siądzie. Moja żona z pracownikami będzie szyła wolontaryjnie maski dla tych, którzy będą ich potrzebować. Syn Szymon, który jest radnym sejmiku województwa opolskiego, robi kurs na prowadzenie samochodów uprzywilejowanych, bo nie wiadomo, co nas jeszcze czeka. Mamy czas wojny, gdzie ma widocznego wroga, więc kto wie, co jeszcze będzie potrzebne.

Business Centre Club wysłał petycję do rządu, w której znalazły się postulaty m.in. zawieszenie składek ZUS, a nie jedynie odroczenia. BCC podkreśla, że propozycje rządowe są „zbyt płytkie i niedostateczne”, zwraca też m.in. uwagę na rozwlekłość i biurokratyzm procedur dla przedsiębiorców, którzy będą starali się o pomoc.

– BCC przyjęło strategię jedynie dobrą na dzisiaj, to jest wywierania presji na rządzących i równocześnie podawanie im gotowych rozwiązań, jak przedsiębiorcy to widzą – tłumaczy Marek Wołyński, dyrektor Loży Opolskiej BCC. – Przedsiębiorca musi dostać jasny komunikat, a nie „chcemy”, czy „przygotowujemy”, bo to dla przedsiębiorcy nic nie znaczy. Jeżeli to potrwa tydzień, dwa, to jest szansa, że to się odbuduje. Jeżeli dłużej, to bez ustawicznego wsparcia w ogóle tego nie widzę.

Marek Wołyński w rozmowie z Opowiecie.Info podkreśla, iż  teraz jest taki czas, że absolutnie nie wolno dolewać oliwy do ognia.

– We wszystkich naszych dwudziestu Lożach BCC w całym kraju mamy sztab antykryzysowy, to jest gorąca linia, w którą zaangażowane są kancelarie prawne i wielu ekspertów – wyjaśnia. – Nasi eksperci wspólnie debatują w zespołach i są na bieżąco informowani on line, na czatach, co się dzieje w firmach, starają się też odpowiadać na pytania. Np. że w jakiejś firmie kilku pracowników poszło na L-4, bo się boją iść do pracy, ale kto w tej sytuacji ma im płacić pensje? Albo jak prezes firmy międzynarodowej będzie przekraczał granice.

BCC stworzył Business Mixer, gdzie w ramach współpracy wszystkie firmy mogą wrzucać bieżące potrzeby. Np. ktoś potrzebuje 10 ton blach, a ktoś musi sprzedać maszynę, żeby ratować się przed bankructwem.

– Można wejść i można się komunikować – zachęca Marek Wołyński.

W Powiatowym Urzędzie Pracy w Opolu nie otrzymali jeszcze żadnych wytycznych związanej z sytuacją przedsiębiorstw. Okazuje się, że kolejki z granicy przeniosły się teraz do PUP. Nie brakuje też obywateli Ukrainy, którzy niezmiennie chcą podjąć u nas pracę.

– Na razie rejestrujemy bezrobotnych, tych, którzy wrócili z zagranicy z Niemiec i Holandii – mówi Irena Lebiedzińska, szefowa opolskiego PUP. – To są osoby, które tam straciły pracę, albo pracowały w szarej strefie i po wybuchu epidemii przestały zarabiać.

PUP liczy się z tym, że fala zwolnień i rejestracja bezrobotnych rozpocznie się w kwietniu.

– Korzystając z istniejących możliwości ustawowych zadecydowaliśmy, że w ramach finansowych możliwości postaramy się wspierać pracowników i pracodawców w taki sposób, że zamiast prac interwencyjnych będziemy dopłacali do wynagrodzenia zwolnionego już pracownika, żeby mógł wrócić nawet do tego samego pracodawcy – tłumaczy Irena Lebiedzińska.

PUP będzie też pomagał w ramach funduszy unijnych z Opolskiego Regionalnego Funduszu Rozwoju, ale to dopiero od połowy roku.

Opolskie pośredniaki otrzymają 23 mln zł od samorząd województwa opolskiego na pomoc zwalnianym z pracy. Natomiast firmy, niezależnie od propozycji rządowych, otrzymają tzw. wsparcie pomostowe. W Opolskim Regionalnym Funduszu Rozwoju przedsiębiorcy będą mogli też zaciągnąć pożyczkę.

– To są niskooprocentowane pożyczki obrotowe na pokrycie bieżących wydatków do 50 tys. zł – mówi Szymon Ogłaza, członek zarządu województwa opolskiego. – To jest pożyczka z prolongatą spłaty, przez pół roku przedsiębiorca będzie spłacał tylko odsetki. Przy pożyczce do 48 miesięcy, bo tylko takich kredytów możemy udzielać, miesięczna rata przez pierwsze pół roku wynosiłaby jedynie 130 zł. Raty kapitałowe byłyby spłacane po tym okresie karencji.

Jeśli chodzi zaś o osoby, które rozpoczęły działalność w ramach projektów unijnych i nie mogą jej teraz kontynuować z powodu sytuacji sanitarnej, też nie zostaną bez wsparcia.

– W każdym indywidualnym przypadku, w którym zwrócą się do nas tacy przedsiębiorcy, będziemy wyrażali zgody na zawieszenie takiej działalności – podkreśla Szymon Ogłaza. – Będziemy też wydłużać tzw. wsparcie pomostowe, które dla takich nowych firm trwa zazwyczaj 12 miesięcy, o czas zawieszenia działania firmy.

Pierwsze decyzje, mające dać ulgę przedsiębiorcom w okresie epidemii, zaczęły już zapadać na poziomie gmin.

– Mamy przygotowaną uchwałę zwalniającą przedsiębiorców z opłat czynszu czy dzierżawy, a także umorzenie podatku na wniosek przedsiębiorcy – mówi Katarzyna Oborska-Marciniak, rzecznik prezydenta Opola. – Jako samorząd możemy tyle zrobić dla przedsiębiorców i ich pracowników. I liczymy, że nadejdzie dla nich pomoc rządu.

Joachim Wojtala, burmistrz Gogolina, podkreśla, że rozstrzygnięcia rządowe i pomoc są konieczne natychmiast, bo za chwilę firmy dostaną potężny cios.

– Istnieje obawa, że wiele tych firm później się nie odbuduje – zauważa Joachim Wojtala. – Wtedy zabraknie miejsc pracy, a następnie ludzie ustawią się w kolejce do ośrodków pomocy społecznej. U nas niewiele jest firm wynajmujących lokal od gminy. To, co możemy zrobić, to umarzać podatki, z którymi przedsiębiorcy będą zalegać. Mamy w gminie 650 podmiotów gospodarczych, dużo lokali gastronomicznych, hoteli. Dlatego wdrożyliśmy oszczędności i będziemy rezygnować ze wszystkiego, co możliwe. A małe i średnie firmy łącznie dają taki wpływ podatkowy do budżetu gminy, jak firmy duże.

Koronawirus. Opolski biznes: rządowa Tarcza Antykryzysowa jest pełna dziur

fot. J. Jasińska-Mrukot

Udostępnij:
Wspieraj wolne media

Skomentuj

O Autorze

Dziennikarstwo, moja miłość, tak było od zawsze. Próbowałam się ze dwa razy rozstać z tym zawodem, ale jakoś bezskutecznie. Przez wiele lat byłam dziennikarzem NTO. Mam na swoim koncie książkę „Historie z palca niewyssane” – zbiór moich reportaży (wydrukowanie ich zaproponował mi właściciel wydawnictwa Scriptorium). Zdobyłam dwie (ważne dla mnie) ogólnopolskie nagrody dziennikarskie – pierwsze miejsce za reportaż o ludziach z ulicy. Druga nagroda to też pierwsze miejsce (na 24 gazety Mediów Regionalnych) – za reportaż i cykl artykułów poświęconych jednemu tematowi. Moje teksty wielokrotnie przedrukowywała Angora, a opublikowałam setki artykułów, w tym wiele reportaży. Właśnie reportaż jest moją największą pasją. Moim mężem jest też dziennikarz (podobno nikt inny nie wytrzymałby z dziennikarką). Nasze dzieci (jak na razie) poszły własną drogą, a jeśli już piszą, to wyłącznie dla zabawy. Napisałam doktorat o ludziach od pokoleń żyjących w skrajnej biedzie, mam nadzieję, że niedługo się obronię.